... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Oś różnych zdarzeń, która ma swój odpowiednik w rzeczywistości. Przestępca wbrew pozorom rzadko wraca na miejsce zbrodni, natomiast co najmniej dwa razy przecina ten środkowy punkt. Ann-Britt Hóglund szybko szła korytarzem. Wallandera ogarnęły wyrzuty sumienia, że kazał jej przyjść. Dużo lepiej niż kiedyś rozumiał jej problemy. Bardzo często sama musiała się zajmować dziećmi. Uważał jednak, że tym razem miał ważny powód. - Czy coś się stało? - spytała. - Wiesz, że znaleźliśmy neseser Runfeldta? -Tak. 280 Weszli do sali zebrań. - To, co tu leży, było w neseserze - wyjaśnił Wallander. - Chciałbym, żebyś włożyła rękawiczki i wszystko spakowała. - W jakiś szczególny sposób? - W sposób, który jest naturalny dla ciebie. Kiedyś wspomniałaś, że zawsze pakujesz męża. Innymi słowy, masz doświadczenie. Zabrała się do pracy. Wallander był wdzięczny, że nie zadawała zbędnych pytań. Obserwowali ją. Wprawnie i pewnie wybierała i wkładała rzeczy do neseseru. Skończyła i cofnęła się o krok. - Opuścić pokrywę? - Nie trzeba. Oglądali rezultat. Potwierdziły się przypuszczenia Wallan-dera. - Skąd wiedziałaś, jak Runfeldt się spakował? - zdziwił się Martinsson. - Wstrzymajmy się z komentarzami - przerwał mu Wallander. - Zauważyłem, że w stołówce siedzi policjant z drogówki. Dajcie go tutaj. Po chwili do sali wszedł Laurin. W tym czasie opróżnili neseser. Laurin był zmęczony. Wallanderowi obiło się o uszy, że mieli przeprowadzić tej nocy jakąś dużą akcję trzeźwości na drogach. Wallander poprosił go o włożenie rękawiczek i spakowanie neseseru. Laurin też nie zadawał pytań. I bardzo starannie obchodził się z ubraniami. Potem Wallander mu podziękował i Laurin wyszedł. - Zupełnie inaczej - stwierdził Svedberg. - Nie zamierzam niczego udowadniać - powiedział Wallander. - Nie sądzę, żeby to było możliwe. W każdym razie kiedy Nyberg otworzył neseser, miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Jakby go pakowała kobieta. Zawsze mi się wydawało, że mężczyźni i kobiety robią to inaczej. - Wania Andersson? - rzucił Hansson. - Nie. Z całą pewnością neseser spakował Gósta Runfeldt. 281 Ann-Britt Hóglund pierwsza zrozumiała, co on ma na myśli. - Chodzi ci o to, że neseser został później przepakowany przez kobietę? - Niczego nie twierdzę, po prostu głośno się zastanawiam. Neseser leżał przy drodze od paru dni. Gósta Runfeldt zaginął dużo wcześniej. Gdzie był wtedy neseser? To mogłoby tłumaczyć dziwne braki w garderobie. Nikt prócz Wallandera o tym nie pomyślał. Ale od razu się połapali, w czym rzecz. - W neseserze nie ma slipów - kontynuował. - Gósta Runfeldt pakuje się na wyjazd do Afryki i nie zabiera ani jednej pary slipów. - To nieprawdopodobne - przyznał Hansson. - I oznaczałoby, że ktoś go przepakował - dodał Martins-son. - Na przykład kobieta, która usunęła bieliznę osobistą Runfeldta. Wallander czuł narastające napięcie wśród kolegów. - Jest jeszcze coś - powiedział wolno. - Z jakiegoś powodu znikają slipy i pojawia się jeden obcy przedmiot. - Wskazał na niebieską plakietkę. - Powąchaj ją - poprosił Ann-Britt Hóglund. - Dyskretne damskie perfumy. W sali zaległa cisza. Po raz pierwszy śledztwo wstrzymało oddech. - Czy to znaczy, że w te potworności zamieszana jest kobieta? - odezwał się po chwili Nyberg. - Nie możemy tego wykluczyć - odparł Wallander. - Nawet jeśli nic za tym nie przemawia. Z wyjątkiem neseseru. Tym razem cisza zapadła na dłużej. Było wpół do ósmej. Niedziela 16 października. Znalazła się przy wiadukcie kilka minut po siódmej. Przytupywała na zimnie. Ten, na kogo czekała, pojawi się dopiero za pół godziny, może nawet później. Ale od dawna 282 przychodziła przed czasem. Z niemiłym dreszczem przypominała sobie te momenty, kiedy się spóźniała, kazała na siebie czekać i rozmaici ludzie wlepiali w nią oczy. To się już nigdy nie powtórzy. Żyła według harmonogramu, w którym uwzględniała minimalne odstępstwa. Była spokojna. Mężczyzna, który niebawem pojawi się pod wiaduktem, nie zasługiwał na to, by żyć. Nie czuła do niego nienawiści. Mogła ją odczuwać tylko ta kobieta, której przysporzył tyle nieszczęść. Stała w ciemnościach, gotowa zrobić to, co konieczne. Zastanawiała się jedynie nad tym, czy nie powinna tego odłożyć. Piec był wprawdzie pusty, ale w przyszłym tygodniu miała dosyć skomplikowany grafik i nie chciała, żeby mężczyzna umarł w piecu. Uznała, że musi to załatwić błyskawicznie. Nie miała wątpliwości, jak. Kobieta, która opowiedziała jej o swoim losie i wreszcie wymieniła jego nazwisko, wspomniała o wannie. Mówiła, jakie to uczucie znaleźć się pod wodą, tracić oddech, balansować na granicy życia i śmierci. Pomyślała o szkółce niedzielnej. Na grzeszników czeka ogień piekielny. Nadal nie wyzbyła się lęku. Nikt nie wie, jak mierzy się grzech. Nikt nie wie, kiedy powinna spaść kara. Nigdy nie rozmawiała o swoim lęku z matką. Zastanawiała się nad ostatnimi sekundami jej życia. Algierska policjantka Francoise Bertrand napisała, że wszystko odbyło się bardzo szybko. Że nie cierpiała. Ledwie była świadoma tego, co się stało. Ale skąd mogła o tym wiedzieć? Czy nie próbowała jej oszczędzić trudnej do zniesienia prawdy? Po wiadukcie przejechał pociąg. Liczyła wagony. Potem zapadła cisza. Grzesznik nie zginie w ogniu, pomyślała, ale w wodzie. Spojrzała na zegarek. Zauważyła, że poluzowały się sznurowadła tenisówek. Pochyliła się i porządnie je zawiązała. Miała silne palce. Mężczyzna, którego od kilku dni obserwowała, był niski i tęgawy. Nie sprawi jej żadnych problemów. Raz-dwa się z tym upora. 283 Pod wiaduktem na przeciwległym chodniku zobaczyła! mężczyznę z psem. Jego kroki niosły się echem. Scena ni-| czym z jakiegoś starego czarno-białego filmu. Zrobiła rzecz najprostszą. Udawała, że na kogoś czeka. Była pewna, że jej nie zapamięta. Przez całe życie uczyła się niewidzialności. Dopiero teraz zrozumiała, że przygotowywała się do czegoś, o czym wcześniej nie mogła wiedzieć. Mężczyzna z psem odszedł. Zaparkowała samochód po drugiej stronie wiaduktu. Mimo że znajdowała się w centrum Lundu, ruch był niewielki. Do tej pory prócz mężczyzny z psem zauważyła jedynie jakiegoś rowerzystę. Czuła, że jest gotowa. Wszystko powinno pójść gładko. W końcu go zobaczyła. Szedł po tej samej stronie ulicy, po której stała. Gdzieś przejechał samochód. Skuliła się, jakby ją rozbolał brzuch. Mężczyzna zatrzymał się przy niej i spytał, czy nic jej nie dolega. Osunęła się na kolana. Zareagował zgodnie z jej oczekiwaniami. Kiedy się nad nią pochylił, powiedziała, że dostała ataku mdłości i spytała, czy mógłby ją podprowadzić do samochodu. Wziął ją pod ramię. Zawisła na nim całym ciężarem. Z trudem ją podtrzymywał. Tak jak przypuszczała, nie był siłaczem. Oparł ją o samochód i zapytał, czy mógłby jej jeszcze jakoś pomóc