... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
.. ty pewno bêdziesz uwa¿a³, ¿e niedobrze zrobi³am... — Co zrobi³aœ? Zawaha³a siê chwilê, zanim na nowo podjê³a opowiadanie. S³ucha³ uwa¿nie, doznaj¹c dziwnego wra¿enia, jakby ods³ania³o siê przed nim coœ zupe³nie nowego, o czym nie wiedzia³ nawet, ¿e istnieje — a co dla Mai by³o oczywiste i bliskie. — Widzisz... — t³umaczy³a siê Maja, koñcz¹c. — On by³ taki jakiœ przegrany, biedny, chcia³am, ¿eby mia³ jak¹œ przyjemnoœæ, ¿eby siê ucieszy³. — I ucieszy³ siê? — Chyba tak. Powiedz... — Co? — Mo¿e nie trzeba by³o dawaæ mu tych znaczków? — Na pewno wiesz lepiej ode mnie, czy by³o trzeba, czy nie — rzek³ z wolna Micha³. Mia³a przecie¿ ten swój szczególny „punkt widzenia”, który innym nie przychodzi do g³owy. — Jak to? — No tak. — Czu³am, ¿e inaczej nie mogê... — No w³aœnie. Maja zamilk³a, Micha³ odniós³ wra¿enie, ¿e nie rozwia³ jej w¹tpliwoœci. — No dobrze — odezwa³ siê po chwili. — Jednego nie rozumiem. Dlaczego ciê to interesuje, gdzie on mieszka? Chcesz zawiadomiæ jego rodziców, ¿e krad³ znaczki? — Nie, nie! On ma chyba niedobrych rodziców... a mo¿e nieszczêœliwych? Myœla³am tylko, ¿e trzeba mu pomóc. — W jaki sposób? Westchnê³a bezradnie i Micha³ domyœli³ siê, ¿e liczy³a na niego. Nie chcia³ jej zawieœæ, ale... Temu ma³emu dzieje siê krzywda, oczywiœcie, sam jego wygl¹d jest jakiœ szczególny, odbiega od normy, nie widuje siê takich dzieci jak on. Có¿ jednak mo¿na na to poradziæ? Uwa¿a³, ¿e nic. Nie zajmowa³ siê takimi problemami, nie zna ich, ale czy mo¿na sobie wyobraziæ, by ktokolwiek by³ w stanie odmieniæ los takiego ch³opaka? — ¯eby tylko zdobyæ jakoœ jego adres — odezwa³a siê Maja. „I wtedy co? — rozwa¿a³ dalej Micha³. — A mo¿e Maja s¹dzi, ¿e gdybyœmy mieli ten adres, powinien bym tam pójœæ?” Poczu³, ¿e skóra je¿y siê na nim na sam¹ myœl o takim przedsiêwziêciu. Wtargn¹æ do nieznanych ludzi, wtr¹caæ siê w ich osobiste sprawy, pytaæ, jak, co, dlaczego... To niemo¿liwe! Niemo¿liwe i wcale nie prowadz¹ce do celu, przepêdziliby go na cztery wiatry i trudno by siê temu dziwiæ. — Musi byæ przecie¿ ktoœ, kto siê zajmuje takimi sprawami. — Myœlisz? — spyta³ z pow¹tpiewaniem. — No, oczywiœcie. Zapyta³abym mamy, tylko wiesz... mama nic o tobie nie wie, wiêc mi trudno. Zreszt¹ na razie i tak wszystko na nic. S³uchaj... ale gdybyœ go kiedy zobaczy³, to poszed³ byœ za nim? Dzisiaj siê nie uda³o, bo siê mnie przestraszy³, ale ciebie przecie¿ nie zna. — Dobrze — rzek³ bez wahania Micha³. — Bardzo mo¿liwe, ¿e go spotkam, mogê nawet umyœlnie siê pow³óczyæ, dopóki mam czas. — Nadal zapatrywa³ siê pesymistycznie na ca³¹ sprawê, jak¿e¿ mia³ jednak Mai odmówiæ? Rozmowa urwa³a siê, szli teraz znan¹ œcie¿k¹ miêdzy trawnikami, o tej wieczornej porze prawie bezludn¹, mroczn¹ i cich¹. Micha³ by³ rad, ¿e tak w³aœnie jest, w ciszy i zmroku ³atwiej mu bêdzie powiedzieæ wstydliwe s³owa, które z ka¿d¹ chwil¹ nurtowa³y go coraz bardziej. — Maja... — Co? — Nie gniewaj siê, ¿e tak wtedy powiedzia³em. — Kiedy? — Jak odda³aœ mi list od mamy. „Nie twoja sprawa” i tak dalej... G³upi by³em. — Ju¿ od dawna siê nie gniewam. Dozna³eœ zawodu, ja rozumiem — rzek³a nie od razu. Smutno to zabrzmia³o i Micha³ uderzony nag³¹ myœl¹, która nigdy przedtem nie przysz³a mu do g³owy, spyta³ szybko: — Myœlisz, ¿e spodziewa³em siê listu od kogoœ innego? Zatrzyma³a siê jak wryta, jego s³owa najwidoczniej bardzo j¹ zaskoczy³y. Czeka³ chwilê na odpowiedŸ i nagle poczu³, ¿e choæby go to du¿o mia³o kosztowaæ, musi powiedzieæ Mai prawdê. — Widzisz... — szepn¹³ — ja w³aœnie od mamy chcia³em mieæ list. Od mamy — do mnie. — Jak to? — Mama jest za granic¹ — wyjaœni³ normalnym ju¿ g³osem, wróciwszy do równowagi. — Wiesz, miêdzy nami by³y takie... no, nieporozumienia. Nic wielkiego, jesteœmy do siebie podobni i wszystko przez to. Teraz jest ju¿ dobrze. Maja wraca³a z biblioteki pe³na niepokoju. Micha³ nie przyszed³! Wczoraj ani jednym s³owem nie wspomnia³ o takiej mo¿liwoœci, musia³o zajœæ coœ nag³ego i zupe³nie nieprzewidzianego. Mo¿e za framug¹ bêdzie jakaœ kartka? Nie przysz³o jej na myœl, by zajrzeæ tam, ich codzienne spotkania zawsze dochodzi³y do skutku. Pchnê³a szybko drzwi na schody i ogarnê³a oczami umówion¹ skrytkê. Nic! Niepokój powiêkszy³ siê, zawirowa³y w g³owie przypuszczenia, których nie chcia³a dopuœciæ do g³osu. Trzeba sprawdziæ... Brudz¹c palce, zaczê³a obmacywaæ lew¹ stronê framugi i po krótkiej chwili mia³a ju¿ w rêku wielokrotnie z³o¿on¹ kartkê z zeszytu. Gruntownie j¹ Micha³ ukry³! Nie czytaj¹c, otworzy³a kluczem drzwi mieszkania i starannie zamknê³a je za sob¹. By³a sama — teraz mo¿na ju¿ otworzyæ list, bez obawy, ¿e ktokolwiek przeszkodzi. ¯adnego nag³ówka... no trudno. Nie mogê przyjœæ na spotkanie ani dziœ, ani jutro. Leon wzi¹³ dwa dni urlopu i bêdziemy odnawiali mieszkanie. „Akurat teraz? — pomyœla³a z roz¿aleniem. — Có¿ za pomys³!” Powiedzia³ mi o tym wczoraj wieczorem i nie mog³em Ciê ju¿ uprzedziæ. Musisz sama sobie poradziæ. Na jutro zrób Japoniê, na pojutrze Indie, Pakistan i Cejlon. Pamiêtaj, ¿e dane z tabeli podrêcznika (str. 270, 271) trzeba uzupe³niæ atlasem. Obliczy³em, ¿e potem zostanie materia³u na dwie lekcje. Ostatnie dni rezerwujê na powtórzenie ca³oœci, wtedy bêdê mia³ ju¿ spokój, ¿e Ci dobrze pójdzie. Czeœæ. Micha³ Jest jeszcze dopisek, drobnym pismem otacza list z czterech stron, jak ramk¹. Czy tak¿e dotyczy geografii? Wczoraj wieczorem sta³em na balkonie i widzia³em, jak spad³a gwiazda. To dziecinada, ale ni z tego, ni z owego pomyœla³em sobie, ¿ebyœ mnie tak lubi³a, jak ja Ciebie. Bo ja Ciebie lubiê bardzo. M. Maja znieruchomia³a i patrz¹c w równe pismo, znane do tej pory tylko ze szkolnego zeszytu z notatkami, poczu³a w sobie coœ jakby uroczyst¹ ciszê. Mo¿e i warto nie widzieæ siê dwa dni, jeœli w zamian otrzymuje siê taki list? Przeczyta³a dopisek parokrotnie, za ka¿dym razem wzrok zatrzymywa³ siê na s³ówku „bardzo”, podkreœlonym grub¹ lini¹. — Du¿o masz jeszcze? — spyta³a mama, przerywaj¹c uk³adanie bielizny w szafie. — Jakoœ nie chce mi siê siedzieæ dziœ w domu. — Zaraz koñczê, za parê minut. — Mia³abyœ ochotê na kino? — No pewnie! Podszed³szy do sto³u, na którym Maja roz³o¿y³a swoje ksi¹¿ki i zeszyty, matka pochyli³a siê nad ni¹, poprawi³a spadaj¹cy na czo³o jasny kosmyk, a potem siêgnê³a po atlas i przegl¹da³a go od niechcenia. — Co to za „Micha³ Zagórny”? — zdziwi³a siê, odczytawszy podpis na pierwszej stronie. — Nie pamiêtam tego nazwiska. Z twojej klasy? Pytanie by³o zdawkowe, mo¿na odpowiedzieæ cokolwiek i mama przejdzie nad tym do porz¹dku