... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Mądrzej byłoby załatwić tę i sprawę we właściwy sposób, lecz nie da się zaprzeczyć, że oboje z Lucasem zrobiliście dobrą partię i chcę, byś wiedziała, że z całego serca wam gratulu jęVictoria zmusiła się do uśmiechu wdzięczności. W obecności Jessiki wszy scy odczuwali dziwną potrzebę okazywania wdzięczności. - Dziękuję, Jessico. - Ależ nie masz za co dziękować. Nie przejmuj się plotkami. Wkrótce ucichną. Składając wam dziś wizytę, zamknę ludziom usta. Zapewne nie którzy mnie za to potępią. II Cleo uniosła brwi. -. - Postąpiłaś niezwykle przewidująco. ' - Jak wiecie, Lucas jest moim starym przyjacielem, toteż powinnam się postarać, by jego żona nie doznała żadnych przykrości. 128 z Jessica przyjaźnie poklepała Victorię po ręku. - Moja ciotka ma rację - odezwała się Victoria. - Jesteś doprawdy niewykle przewidująca, Jessico. Uśmiech Jessiki przywodzi! na myśl wizerunki świętych. - Czy pani wie, lady Nettleship, że wiele mi opowiadano o twojej cudow ' nej oranżerii? Może Victoria zechciałaby mi ją teraz pokazać? - Ależ oczywiście. Pokaż jej oranżerię, Vicky - powiedziała szybko Cleo, zadowolona, że dłużej już nie musi grać roli gospodyni. - Jestem pewna, że Jessice spodobają się te nowe róże z Chin. Victoria niechętnie podniosła sięz krzesła. Jednak prowadząc Jessicęprzez hol w stronę oranżerii, poczuła wyrzuty sumienia. Jessica przecież zadała sobie tyle trudu. Należałoby przynajmniej okazać jej wdzięczność. - Cóż za cudowna kolekcja kwiatów - powiedziała Jessica, kiedy znalazły się w oszklonym pomieszczeniu. - Wprost zachwycająca. Ruszyła alejką, zatrzymując się przy ciekawszych okazach. Victoria dość chaotycznie objaśniała jej odmiany róż i irysów, które przesuwały się przed wyrażającym łaskawą aprobatę wzrokiem Jessiki. Kiedy zbliżały się do koń ca ścieżki, Victoria nagle zauważyła, że jej gość coraz mniejszą uwagę po święca oglądanym kwiatom. Stłumiła cisnący się na usta jęk, kiedy zdała sobie sprawę, że Jessica poprosiła o oprowadzenie, bo chciała porozmawiać z nią na osobności. W pewnym momencie Jessica zatrzymała się przy krwistoczerwonym pa puzim tulipanie. Najwidoczniej gromadziła siły przed rozmową. Na koniec odezwała się cichym, napiętym głosem: - Będziesz dla niego dobrą żoną, prawda, Vicky? - Nie patrzyła jednak na nią, udając, że przygląda się tulipanowi. - O n zasługuje na dobrą żonę. Pierwszą reakcją Victorii na to obcesowe, bardzo osobiste pytanie był gniew. Zdusiła go jednak w sobie. Jessica przecież miała dobre intencje i bez wąt pienia leżało jej na sercu szczęście Lucasa. - Mogę cię zapewnić, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, Jessico. - Tak, jestem przekonana, że dołożysz wszelkich starań. Tylko, że ty nie jesteś w jego typie, prawda? Wiedziałam o tym od początku, ale on upierał się, że tak jest. - A jaki typ według ciebie on preferuje? Jessica na moment zamknęła oczy. - Wspaniałą gospodynię, która wzorowo poprowadzi mu dom. Kobietę, która da mu dziedzica i zapewni jego dzieciom właściwe ich pozycji wycho wanie. Kobietę o doskonałych manierach, która zna swoje obowiązki i spełnia 9-Ryzykantka 129 je bez szemrania. Kobietą, która dołoży wszelkich starań, by uczynić jego życie wygodnym, która nie będzie go nękała głupimi żądaniami ani też nie stanie się przyczyną kłopotów. Lucas jest bardzo dumnym człowiekiem. Victoria stłumiła w sobie rosnącą irytację. - Jeszcze raz powtarzam, że zrobię, co w mojej mocy. Wydaje mi się jed nak, że Lucas jest najzupełniej zadowolony z tego małżeństwa. - Lucas jest człowiekiem, który wie, czego chce. Zna swoje obowiązki. .}.; Powiedział mi, że małżeństwo z tobą go zadowoli i mam nadzieję, że tak ?.' będzie. - Czy Lucas rozmawiał z tobą o naszym małżeństwie? - Victoria nagle ; zaczęła uważnie słuchać swego irytującego gościa. - Naturalnie. Doskonale wiedział, że może mi zaufać. Jak już mówiłam, znamy się od kilku lat i świetnie rozumiemy. - Palce Jessiki kreśliły delikat ną linię wokół liścia. - Kochany Lucas. Śmiertelnie go zraniłam, kiedy przed czterema laty zmuszona byłam odrzucić jego oświadczyny. Ale gdy kilka miesięcy temu sam znalazł się w podobnej sytuacji, zrozumiał, dlaczego tak postąpiłam. Wiedział, że może się zwrócić do mnie o pomoc. Victoria poczuła ucisk w gardle. -Nie wiedziałam... - Lucas lepiej od wielu mężczyzn pojmuje znaczenie obowiązku i teraz już wie, że zrobiłam jedynie to, co było konieczne, przyjmując oświadczyny lorda Athertona. Małżeństwo to sprawa obowiązku i rozsądku, nieprawdaż? Trzeba robić to, co się musi. Victoria poczuła, że robi jej się zimno. - Nie wiedziałam, że ty i Lucas tak dobrze się znacie - wykrztusiła z tru dem. - Owszem, bardzo dobrze. - Lśniące kropelki wilgoci błysnęły na ciem nych rzęsach Jessiki i spadły na różany płatek. - Nie możesz sobie nawet wyobrazić, jak się czułam, kiedy odnalazł mnie po tak długim czasie i po wiedział, że odziedziczył tytuł i szuka odpowiedniej żony. Victoria patrząc na wdzięczny profil Jessiki spostrzegła, że kolejna łza spada na różany płatek. - ,,Odpowiedniej żony" - usłyszała swój głos, który nawet dla jej włas nych uszu zabrzmiał głupio. - Poprosił mnie, bym go wprowadziła w takie kręgi towarzyskie, gdzie mógłby znaleźć odpowiednią kandydatkę na żonę. - A jakie wymagania miała spełniać taka kandydatka? - zapytała Victoria, czując suchość w ustach. 130 - No cóż, przede wszystkim musiała być dziedziczką. - Dziedziczką - powtórzyła w oszołomieniu Victoria. - Zapewne już wiesz, że cała ta historia z ukrytą pod łóżkiem fortuną jego wuja, to brednie. Sama ją rozpuściłam, aby ludzie nie dowiedzieli się o fak tycznym stanie finansów Lucasa. Victoria zesztywniała. -To niezwykle sprytne z twojej strony. - Robiłam, co mogłam - odpowiedziała Jessica z tragiczną dumą w głosie. - Nie mogłam mu nie pomóc po tym, co niegdyś do siebie czuliśmy. Muszę jednak wyznać, że zdarzały się chwile, kiedy ciężko mi było patrzeć, jak on cię adoruje. - Wyobrażam sobie. Yictoria miała ochotę chwycić pierwsząz brzegu doniczkę i cisnąć jąw jed ną ze szklanych ścian oranżerii. - Kiedy dziś rano dowiedziałam się, że ty i Lucas tak nagle wzięliście ślub, pomyślałam sobie, że to nawet lepiej. Lucas potrzebował tego małżeń stwa dla ratowania majątku, a poza tym lepiej się stało dla nas obojga, że wszystko potoczyło się tak szybko. - A co ze mną, Jessico? Czy w ogóle pomyślałaś o mnie, kiedy przedsta wiałaś mnie Lucasowi? Jessica spojrzała na nią z zaskoczeniem. - Przecież ty nie masz się na co uskarżać. Groziło ci spędzenie reszty życia w staropanieństwie. Zamiast tego zostałaś hrabiną. Jesteś żoną Luca sa. Czegóż chcesz więcej? - Może tego, by mi pozwolono spędzić tę resztę życia w staropanieństwie. - Victoria zacisnęła dłonie w pięści. - Możesz sobie uważać, że wyświad czyłaś Lucasowi wielką przysługę, lecz nie miej złudzeń co do mnie. Bo ja wcale nie czuję wdzięczności za to wtrącanie się