... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Nie powinien być w pełni, lecz wczwartej kwadrze. Zbliżał sięnów. Czterytygodniedobiegałykresu. Cztery tygodnie poszukiwań. Ale tutaj świecił księżyc w pełni, płynąc po szklistym czarnym niebie nad mroczną sylwetką Wzgórza Wojownika. Dana zwolniła i przycisnęła ręką bok, żeby złagodzić kolkę. Na budowli nie powiewała żadna biała flaga z emblematem klucza. Żadne okno niejarzyło się złotym światłem. Ten domjest teraz pusty, pomyślała, jeśli nie liczyć pracowitych pająków i ruchliwych myszy. Ponieważ tak opisał go Jordan. Znalazła się w książce. Kroczyła przez stronicejego powieści. - Masz głęboki umysł. Odwróciła się gwałtownie. Kane stał za nią, na skraju lasu. - To sztuczny świat. Kolejne złudzenie. - Czyżby? Znasz moc słowa pisanego, rzeczywistości stworzonej na kartach książki. To jego świat i był dla niego prawdziwy, kiedy go budował. Ja tylko sprowadziłem cię tutaj. Zastanawiałem się, czy twój umysł sprosta wyzwaniu i widzę, że tak. Cieszy mnieto. - Dlaczego? W ten sposób jestem bliższa odszukania klucza. - Tak sądzisz? Ciekawe, czy pamiętasz dalszy ciąg fabuły. - Wiem, że tego nie było w książce. Nie było w niej ciebie. - Zaszły drobne zmiany - uniósł ramię i wykonał subtelny gest - które doprowadzą do innego zakończenia. Biegnij, jeśli chcesz. Dam ci uczciwą szansę. - Nie zdołasz mnie tu zatrzymać. - Może i nie. Może się wymkniesz. Oczywiście, jeśli opuścisz to miejsce, przegrasz. - Zbliżył się o krok, powiewając trzymanym w dłoni długim białym szalem. - Jeśli zostaniesz, zginiesz. Twój mężczyzna wpisał śmierć w ,,Wieżę widm". - Wskazał ogromny dom, który Jordan w swej powieści nazwał Wieżą. - Skąd mógł wiedzieć, że będzie to twoja śmierć? Dana zawróciła w stronę Wieży i pobiegła. - Musimyją sprowadzić z powrotem. - Flynn bezradnie rozcierał zimne dłonie Dany. Wcześniej ułożyli ją na łóżku i otulili kocami. - Jeżeli na tym polega jej zadanie - zaczął Brad - nie powinna wykonywać go sama. - Nie będzie sama. - Jordan wstał, widząc tylko jedno wyjście. - Nie potrafimy jej ocucić. Kontakt fizyczny, wzywanie po imieniu, nasza obecność... Nic nie skutkuje. Brad, musisz pojechać po Rowenę. I przywieźć ją tutaj jak najszybciej. - To zajmie godzinę. - Zoe, która stała w nogach łóżka, podeszła bliżej. - Zbyt długo. Malory, Rowena już wcześniej zjawiała się z własnej woli. Postarajmy się ją tu ściągnąć. Dana nie może zostać sama. Kane tak właśnie działa. Rozdziela nas, izoluje. Nie pozwólmy mu na to. - Warto spróbować. Razem jesteśmy najsilniejsze. - Malory wyciągnęła do Zoe rękę nad łóżkiem, drugą objęła dłoń Dany. Poprosimy ją, żeby przyszła. - Nie tym razem. - Palce Zoe zacisnęły się mocno, a w jej oczach zapaliły się bojowe iskry. - Tym razem jej każemy. - Jak zmusić boginię do złożenia domowej wizyty? - zastanawiał się Flynn. Brad położył mu dłoń na ramieniu. - Wszystko będzie dobrze. Sprowadzimy Dane z powrotem. - Wygląda jak na portrecie. - Zapiekło go w gardle, gdy popatrzył na twarz siostry. Białą jak kreda, pustą twarz. - Jak jedna z Cór na twoim obrazie. Zaklęcie... - Sprowadzimy ją z powrotem - powtórzył Brad bardziej sta- nowczym tonem. - Słuchaj, w tej chwili ruszam na Wzgórze. Przywiozę Rowenę albo Pitte'a, albo obydwoje, nawet gdybym miał im przystawić rewolwer do głów. - To nie będzie konieczne. Rowena stanęła w drzwiach, a tuż za nią Pitte. Dana uciekała, biegła co sił w stronę domu, z nadzieją, że kamień i szkło zapewnią jej jakąś osłonę. Co się zdarzyło w książce? Do którego rozdziału trafiła? Czy działała z własnej woli, czy zgodnie z tym, co zostało napisane? Myśl! - nakazała sobie. Sięgnij do przeszłości. Każda przeczytana książka pozostawiała ślad w jej głowie. Trwała w pamięci. Teraz trzeba było pokonać strach i przywołać wspomnienie. Tak bardzo się bała. Krzyk sowy sprawił, że serce podeszło jej do gardła. Mgła zaczęła zasnuwać ziemię, rzadka i biała, z leciutkim odcieniem błękitu. Gęstniała stopniowo, falując wokół nóg Dany, która miała wrażenie, że brodzi w kłębach dymu. Mgła tłumiłajej kroki. Ijego, uświadomiła sobie Dana. O Boże, jego również. Gdyby zdołała dotrzeć do domu, po prostu tam dotrzeć, znalazłaby kryjówkę, żeby odsapnąć. I może jakąś broń. Przecież zamierzał ją zabić, okręcić szyję tym długim białym szalem i zaciskać go, zaciskać, podczas gdy ona będzie się dusić, oczy wyjdą jej z orbit, a żyły nabrzmieją od krwi. Był szalony. Zbyt późno zdała sobie z tego sprawę. Nie. Nie. Takwłaśnie myślała Kate. Fikcyjnabohaterkaw fikcyjnym świecie. A Dany nie ścigał fikcyjny morderca. Ścigał ją Kane. Gdyby zabił, odebrałby jej coś cenniejszego niż życie. Odebrałby duszę. W ostatniej chwili cofnęła się od drzwi. Teraz już pamiętała tę ostatnią walkę i ostatnią szansę. Kate traciła cenny czas, waląc w drzwi i wzywając pomocy, zanim zorientowała się, że nie tam tu nikogo, kto mógłby jej pomóc. Skreślamy ten kawałek, pomyślała Dana, zacisnęła zęby i rąbnęła łokciem w szybę. Nie zważając na odłamki szkła, które wbijały się boleśnie w ramię, sięgnęła do środka, odsuwając zasuwkę