... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Bukowy cały dzień kluczył po stokach otaczających Chochołowską, krył się w najgłębszych lasach, szedł najtrudniejszymi szlakami, byłe nie natknąć się na Niemców, Wiedział, że Lemke zaalarmował cały zakopiański garnizon, a Niemcy przeczesują okolicę. Kilka razy ujrzał ich z daleka, lecz zawsze umknął im w porę. Kiedy spostrzegł, że mgła zatapia góry, odetchnął z ulgą. We mgle zawsze trudniej znaleźć uciekiniera. Teraz zbliżał się do szałasów na Hali Przysłop. Był tak wyczerpany i głodny, że słaniał się na nogach, a jednak starczyło mu jeszcze sił, by dowlec się do znajomego szałasu i rzucić się na wiązkę zdeptanego siana... * W tym samym czasie na polanie pod Palenicą - wierchem wznoszącym się lesistą kopułą nad Kościeliskiem, trzej mężczyźni siedzieli przy małej watrze. Rudy barczysty chłop i ten drugi, chudy, czarny, odziany w futro z bobrowym kołnierzem - odsunęli się od trzeciego, który dopiero dwa dni temu przyłączył się do nich. Z zawiścią spoglądali na karabin, który tamten trzymał przezornie na kolanach. Umówili się, że odbiorą mu go tej nocy. Bez broni nie mogli dłużej błąkać się po górach. Ten trzeci, śniady Cygan, o gęstej, czarnej czuprynie, zdawał się nie zwracać na nich uwagi. Przysunął do siebie obszarpany, stary plecak, wyjął zeń owinięte w kawałek worka skrzypce, Odwijał je wolno. Potem zaczął stroić. - Przestań - powiedział Ryży stłumionym głosem. Cygan nawet nie spojrzał na niego. Przejechał jeszcze raz smykiem, wydobywając ze skrzypiec żałosne tony. Po chwili zaczął grać na madziarską nutę. - Mówię ci, przestań - głos Ryżego zabrzmiał ponuro i ostrzegawczo. Cygan znieruchomiał. Błyszczące dziwnym blaskiem oczy skierował na Ryżego. - A co ci? - Nie słyszałeś w południe strzałów? Cygan wzruszył ramionami. - Mało to teraz strzelają? Tamten łypnął groźnie mętnymi oczami: - Mówię ci, przestań, bo ci te skrzypce rozłupię. Cygan uśmiechnął się dziwnie, jeszcze raz wzruszył ramionami i niechętnie odłożył skrzypce. Ten drugi, chudy, z oczami ostrymi jak u łasicy, wytarł wierzchem dłoni spieczone wargi. - Teraz to nawet w górach nie ma spokoju - powiedział przeciągle. - Pełno luda się kręci; jak nie Niemcy, to partyzanci, jak nie partyzanci, to Niemcy... Nawet Ruscy się zjawiają. Rzucają ich na spadochronach. Pełno ich po słowackiej stronie. Cygan uśmiechnął się blado i znowu podniósł skrzypce. Ryży rzucił mu piorunujące spojrzenie. - Ty... ile razy mam ci mówić. - Co ci szkodzi... Smutno... - A jak usłyszą... przyjdą... złapią... ładnie będziesz wyglądał. - Mnie i tak wszystko jedno... Co to za życie, kiedy nawet zagrać nie można. Chudy poruszył się niespokojnie. - Daj mu zagrać, Wacek. Co ci szkodzi... - powiedział stłumionym głosem i mrugnął porozumiewawczo. Ryży machnął z rezygnacją ręką. - A niech gra... On i do piekła ze skrzypcami pójdzie. W oczach Cygana pojawił się jasny blask. Chwycił skrzypce, przejechał dwa razy smykiem, potem przymknął w rozmarzeniu oczy i zaczął grać cicho... tak cicho, że ledwie powietrze zadrgało. Wtedy Chudy podniósł się. Zgarnął przydługie poły futra, mocniej przepasał się surowym rzemieniem i udał, że się oddala, ale kiedy przechodził obok Cygana, błyskawicznym ruchem schylił się, chwycił za lufę i porwał mu karabin z kolan. Cygan wstał, jak pchnięty sprężyną. - Co robisz? - zawołał zdławionym głosem. Chudy cofnął się o dwa kroki. Uniósł lufę karabinu. - Tobie przecież niepotrzebny - zażartował wisielczo. - Oddaj! - Nam się bardziej przyda - rzucił z boku Ryży i roześmiał się chrypliwie. Chudy zarepetował broń. - Po co ci karabin? Starczą ci skrzypce... Na karabinie nie będziesz grał... - Oddaj! - krzyknął Cygan załamującym się głosem. Ryży pokiwał kudłatą głową. - Nie szarp się... I tak zostaniesz z nami... Jaka to różnica, czy ty go będziesz miał, czy my... Cygan cofnął się, zacisnął pięści, jak gdyby gotował się do ataku, ale ujrzawszy skierowaną w jego stronę lufę, opuścił bezradnie ręce. - Tacy koledzy - splunął. - Nie zostanę z wami! Nie zostanę! W oczach Chudego pojawił się gniewny błysk. - Jak nie zostaniesz, to zmiataj! I to już! - przyciągnął do siebie kolbę, a lufę podniósł na wysokość jego głowy. - Nie zostanę - wyszeptał Cygan. Schylił się po leżący przy ognisku plecak, wrzucił do środka skrzypce i złapawszy plecak za rzemienie, zaczął się cofać, nie spuszczając z oczu Chudego. Kiedy był już wśród pni drzew, splunął jeszcze raz i zawołał: - Nie zostanę! A wy i tak zadyndacie na szubienicy. Ryży schylił się. Ze zlodowaciałego śniegu wyrwał płaski kamień. Cisnął go w stronę Cygana, lecz jego już nie było widać. Zniknął w gęstej smreczynie. Ryży wrócił do ogniska, spojrzał w stronę Chudego. Ten uśmiechnął się szeroko, ujął karabin w obie ręce i cisnął kamratowi. Ryży złapał go w locie. Chwilę przyglądał się mu z uwagą, potem chlasnął dłonią w kolbę. - W porządku - powiedział. - Teraz możemy tam iść. * Była to nędzna szopa, w której latem składano siano. Stała pod samym lasem, a do najbliższego przysiółka - Roztok - trzeba było iść pół godziny. Gładczanka przeniosła się do niej jesienią, kiedy Niemcy spalili jej dom w Kajsówce. Oszalowała deskami ściany, przegrodziła szopę. Z jednej strony przegrody umieściła krowy i dwie owce, a z drugiej zrobiła palenisko. Mąż jej Wojtek Gładczan - od lat już w partyzantce. Z matką został tylko jedenastoletni syn, Maciek. Mieli nadzieję, że przetrwają tu do końca wojny. Pod paleniskiem trzaskały wesoło smolne bierwiona. Maciek usiadł na zydlu, wyciągnął przed siebie dłonie, grzał je w łagodnym cieple bijącym od ogniska. Na blasze syczała woda. Kobieta ugniatała na desce ciężkie jak glina ciasto. Naraz gdzieś wysoko, w mglistym powietrzu ponad szopą odezwał się przeciągły wizg, niby brzęczenie komara. Maciek uniósł głowę. - Słyszeliście, mamo... Znowu lecą... - Co ci ta leci? - Dyć samoloty... Podobno Buscy broń zrzucają... po słowackiej stronie. - Skąd wiesz? - A dyć mówili, że na granicy pod Hurhocim Wierchem chłopi spadochron znaleźli... I całą skrzynię amunicji... Kobieta westchnęła. - Lepiej by spyrkę zrzucili albo kiełbasę... Chłopiec roześmiał się głośno. - No, wej, lepiej by było... A rano chłopcy pod Kajsówką widzieli cały oddział naszych... Podobno pod Czarnym Dunajcem Niemców rozbili..