... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Troisvilleowie stali się imć panami Guibelin. - A co było dalej? Ułaskawił ją cesarz? - Niestety, nie! - odrzekł Alan. - Biedactwo miało lat dwadzieścia jeden i zginęło na szafocie. Przeczytawszy memoriał Bordina, Napoleon powiedział do swojego ministra sprawiedliwości mniej więcej tak: "Czemuż zapamiętywać się w gniewie na szpiega? Agent człowiekiem już nie jest, nie powinien mieć tedy ludzkich uczuć; jest kółkiem w machinie. Bryond spełnił swój obowiązek. Gdyby narzędzia tego rodzaju nie były tym, czym są, to znaczy stalowymi zaporami, pojmującymi tylko wolę władcy, któremu służą, nie utrzymałby się w ogóle żaden rząd. Wyroki sądów specjalnych do spraw karnych muszą być wykonywane, gdyż inaczej moi sadownicy straciliby zaufanie tak do siebie, jak i do mnie. A zresztą żołnierze będący w służbach tych ludzi polegli, choć zawinili mniej niż wodzowie. Na koniec trzeba kobietom z departamentów zachodnich dać nauczkę: niech nie mieszają się do spisków. I właśnie dlatego, że wyrok godzi w kobietę, sprawiedliwości musi stać się zadość. Wobec interesów państwowych nie istnieją żadne tłumaczenia". - Odbywszy rozmowę z cesarzem, minister sprawiedliwości raczył zakomunikować Bordinowi treść tej wypowiedzi. Dowiadując się jednocześnie, że Francja i Rosja zmierzą niebawem swoje siły i że cesarz oddaliwszy się o siedemset mil od Paryża będzie musiał najechać kraj olbrzymi i pustynny, Bordin pojął istotne motywy surowości cesarskiej. Zachód roił się już od buntowników, Napoleon uznał tedy za konieczne spacyfikować go metodami gruntownego terroru. Jakoż minister doradził adwokatowi, by ten postawił krzyżyk na swoich klientach... - Klientce - poprawił Godfryd. - Panią de la Chanterie skazano na dwadzieścia dwa lata więzienia - odrzekł Alan. - Przewieziono ją już pod Rouen, do Bicetre, gdzie miała odsiedzieć karę, przeto na razie nie było celu się nią zajmować, póki Henriecie groziło niebezpieczeństwo. W czasie owego straszliwego procesu Pani jeszcze bardziej pokochała córkę, toteż, jak mi się zdaje, nie przeżyłaby wyroku, gdyby Bordin nie obiecał, że wyjedna ułaskawienie. Oszukiwano więc biedną matkę. Gdy zapadł wyrok ostateczny, widziała się z córką już po egzekucji innych skazańców, nie wiedząc, że Henrieta złożyła oświadczenie o swojej rzekomej ciąży. Stąd wynikła ta zwłoka. - A! Rozumiem już wszystko!... - zawołał Godfryd. - Gdzie tam, drogi chłopcze, są rzeczy, których odgadnąć nie sposób! Przez długi czas jeszcze Pani miała swoją córkę za żyjącą... - Jakim cudem? - A no takim: pani des Tours Minieres, choć młodziutkie to było stworzenie, okazała prześliczny charakter, dowiedziawszy się bowiem od Bordina, że odrzucono jej suplikę, miała odwagę napisać ze dwadzieścia listów datowanych z góry w odstępach miesięcznych, tak aby już po egzekucji matka sądziła, że Henrieta żyje; w tych to listach informowała o zmyślonej chorobie stopniując cierpienia, i tak aż do śmierci. Owe listy obejmowały okres dwuletni. Tym sposobem pani de La Chanterie była przygotowana na śmierć Henriety, ale na śmierć naturalną, i dopiero w roku 1814 dowiedziała się, że córkę jej stracono. Przez całe dwa lata siedziała wespół z kobietami najohydniejszego prowadzenia i nosiła strój więzienny; ale za instancją Champignellesów i Beauseantów otrzymała później osobną celę i żyła tam niby mniszka w zamkniętym klasztorze. - A inni? - Rejent Leveille, dHerbomez, Hiley, Cibot, Grenier, Horeau, Cabot, Minard i Mallet zostali skazani na śmierć, a egzekucja odbyła się tegoż dnia. Panniera, Chaussarda i Vauthiera, skazanych na dwadzieścia lat ciężkich robót, napiętnowano i wysłano na galery; ale cesarz ułaskawił Chaussarda i Vauthiera; Melin, Laraviniere i Binet dostali po pięć lat więzienia, a Bourgetowa dwadzieścia dwa. Chargegrain i Rousseau zostali uniewinnieni. Zbiegów skazano zaocznie na śmierć, wyjąwszy ową Godard, którą jest, jak pan zapewne odgadłeś, nasza poczciwa Manon... - Manon!... - zdumiał się Godfryd. - O, nie znasz pan jeszcze Manon! - odparł zacny Alan. - Ofiarna ta dziewczyna, którą skazano na dwadzieścia dwa lata, zgłosiła się sama do władz, aby służyć pani de La Chanterie w więzieniu. Nasz kochany wikary jest owym księdzem z Mortagne, który udzielił pani baronowej des Tours Minieres ostatnich sakramentów i miał odwagę wprowadzić ją na szafot; jemu to dała ostatni pocałunek pożegnalny. Ten odważny i szlachetny kapłan dysponował na śmierć również i kawalera du Vissard. Jakoż nasz drogi ksiądz de Veze poznał wszystkie tajemnice spiskowców... - Wiem już, dlaczego posiwiał! - rzekł Godfryd. - Tak, tak - ozwał się pan Alan - dostał od Amadeusza du Vissard miniaturę pani des Tours Minieres, jedyny wizerunek, jaki po niej mamy, i z tej racji pani de La Chanterie, powróciwszy w chwale do życia światowego, uznała go za osobę świętą... - A jakim sposobem wróciła?... - spytał zdziwiony Godfryd. - No, przecież za powrotem Ludwika XVIII, w roku 1814 ! Boislaurier, młodszy brat pana de Boisfrelon, dwakroć otrzymał rozkaz od króla, aby wzniecić rokosz w departamentach zachodnich: raz w roku 1809, a potem jeszcze w 1812 . Nazywają się oni właściwie Dubut, a Dubut z Caen to ich krewniak. Było trzech braci: Dubut de Boisfranc, prezydent trybunału podatkowego; Dubut de Boisfrelon, radca trybunału, i Dubut-Boislaurier, kapitan dragonów. Ojciec nadał synom nazwę trzech swoich posiadłości, kupując zaś dwóm urzędy, a jednemu szarżę wojskową, kupił i szlachectwo, gdyż dziadek owych Dubutów miał sklep bławatny. Dubut z Caen, należący do Dubutów wiernych kondycji kupieckiej, zdołał się uratować, że zaś nigdy nie zdradził sprawy królewskiej, liczył na sukcesję tytułu pana de Boisfranc. Jakoż Ludwik XVIII spełnił życzenie oddanego sługi i w roku 1815 mianował go, zezwalając mu nosić nazwisko Boisfranc, prezesem specjalnego sądu wojskowego, a później prokuratorem generalnym; zmarł jako pierwszy prezydent trybunału królewskiego