... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Kolejno wchodzili do otworu, żeby przekonać się, jak działa obce pole grawitacyjne. Teraz uwierzyli. I wystraszyli się nie na żarty. - To jakieś wariactwo - wymamrotał Everett i klapnął ciężko nad dużą szklanką whisky. O dziwo, każdy nagle musiał się napić. - Szaleństwo. To robota dla zawodowców, a nie bandy luzaków pozbieranych z ulic Meimy. - Wierzcie mi, też bym wolał, żeby zastąpił nas oddział Ziemskiej Piechoty Powietrznej - zapewniłem. - Ale niestety nic się nie da zrobić. - Chyba zdajesz sobie sprawę, że jeśli Patthowie nas dopadną, to jesteśmy martwi - powiedział Nicabar, wpatrując się ponuro w swojego drinka. - Nie ma szans, żeby nas puścili. Za dużo wiemy. - A co my takiego wiemy? - zapytał Shawn i nerwowo zabębnił palcami w blat stołu. - No powiedzcie sami: co my właściwie wiemy? McKell twierdzi, że to obcy napęd gwiezdny. A od kiedy taki z niego ekspert? - Może mieć rację - odezwał się Chort, zanim zdążyłem odpowiedzieć. - Wczesne craeańskie napędy gwiezdne były bardzo podobne, choć oczywiście dużo mniejsze. Też wykorzystywały dwie kule. Jedna z nich służyła za otwartą komorę rezonansową. - Dobra, ale czy to działało? - zainteresował się Shawn. - Osobiście nigdy nie słyszałem o takich konstrukcjach. - Skoro ty o nich nie słyszałeś, to pewnie w ogóle nie istniały - mruknęła Tera. Shawn przeszył ją wściekłym spojrzeniem. - Dwie kule spisują się doskonale - wtrącił się Nicabar autorytatywnym tonem, jakby chciał uciąć wszelką dyskusję. - Nie stosuje się ich wyłącznie dlatego, że przy wstędze Moebiusa układ jest bardziej stabilny. - Wspaniale - parsknął Shawn. - Niestabilny napęd gwiezdny. Tylko tego nam potrzeba. Nam i całej Spirali. Nicabar zniecierpliwił się. - Chodzi jedynie o to, że teoretycznie w warunkach dużych obciążeń mogą powstawać oscylacje, nic więcej. Shawn prychnął. - Jasne, ale... - Słuchajcie, jeśli zamierzacie dyskutować o teorii napędu gwiezdnego, to kiedy indziej - zaprotestowała Tera. - Mnie interesuje to, jak przebrniemy przez tę ścieżkę zdrowia, żeby wrócić na Ziemię. - Dlaczego akurat na Ziemię? - przyczepił się Shawn. Najwyraźniej chciał dziś zirytować całą załogę. Zastanawiałem się z niepokojem, czy wystarczy nam leku dla niego. - Tylko dlatego, że większość z nas to ludzie? - Ja nie - słusznie zauważył Ixil. - Ale statek jest własnością Borodina, a to chyba dostatecznie określa nasz punkt docelowy i miejsce dostarczenia ładunku. - Jaką własnością Borodina? - zjeżył się Shawn. - Wykopał to na cudzej planecie. Co mu daje większe prawo do tego, niż Ihmisitom, którzy tam mieszkają? - Uchwała Federacji Handlowej zezwalająca cudzoziemcom na odzyskiwanie i ratowanie wykopalisk archeologicznych - odparła Tera. - Sprawa nie podlega dyskusji. - Proszę, proszę... - zadrwił Shawn. - Od kiedy jesteś naszym doradcą prawnym? - Odbiegamy od tematu - wtrąciłem szybko. Nie wątpiłem, że Tera potrafi zacytować mu odpowiednie przepisy linijka po linijce, ale nie zamierzałem dopuścić do marnowania czasu. Tera ma rację, co do praw Borodina. Myli się jednak, że funkcjonowanie tego napędu gwiezdnego... - Tego rzekomego napędu gwiezdnego - poprawił mnie cierpko Shawn. - W porządku, tego rzekomego napędu gwiezdnego... - zgodziłem się - .. .nic nas nie obchodzi. Od tej kupy żelastwa może zależeć, czy dotrzemy na Ziemię, czy też skończymy podróż na dnie jakiegoś głębokiego dołu u Patthów. Przez kilka uderzeń serca patrzyli na mnie w milczeniu. Everett widocznie pierwszy pojął, o co mi chodzi, bo szczęka opadła mu aż do ziemi. - Chyba nie chcesz powiedzieć... Nie proponujesz chyba...? - To nasza jedyna szansa - odparłem. - Patthowie doskonale wiedzą, jak szybko potrafi podróżować „Icarus”; zakres prędkości napędu gwiezdnego to żadna tajemnica. I chcą, żeby jak najmniej osób wiedziało o ich małej obławie. Dlatego z pewnością dopiero w ostatniej chwili dają łapówy i naciskają rządy na naszej przewidywanej trasie, żeby sprawa nie nabrała rozgłosu. - Rozumiem, o co ci chodzi - odezwał się Nicabar, pocierając w zamyśleniu podbródek. - Jeśli ich wyprzedzimy, to może zdążymy gdzieś wylądować i zatankować, zanim oni tam dotrą. - Zgadza się - przytaknąłem. - Wprawdzie możemy natknąć się na jakichś pojedynczych zwiadowców Patthów, ale poradzimy sobie z nimi dużo łatwiej, niż z całą armią i strażą celną. - A co z elementem przestępczym, który Patthowie przekupują? - zapytał Everett. - Nawet jeśli nie robią tego osobiście, to wiadomość o nas już krąży. - Owszem, ale pamiętaj, że nikomu nie mówią całej prawdy. Świat przestępczy Spirali szuka tylko mnie, nie wie o „Icarusie”. Nazwa statku nic im nie da, bo w każdym porcie lądujemy pod inną. - Chyba, że go rozpoznają - mruknął Shawn. - Zupełnie nie rzucamy się w oczy - dodał ironicznie. - Najikowie już mieli z nami kontakt - zauważył Nicabar. - Co ich powstrzyma przed donosem do Patthów i roztrąbieniem o nas po całej Spirali? - To samo, co Patthów - odparłem. - Też będą woleli rozegrać to potajemnie, bo tak jest korzystniej. Pobudki Patthów są oczywiste. Najikowie dostrzegą teraz szansę dla siebie. Jeśli oni nas złapią, przysłużą się Patthom, ale nie za darmo. - Oto podstawowa wada posługiwania się przekupstwem - stwierdziła Tera. W jej głosie wyczułem niechętne uznanie dla mojego rozumowania. A może po prostu rezygnację