... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Patrzył na rzekę, z założonymi na plecach rękami, sztywny, szeroko rozstawiwszy długie nogi w ciemnych spodniach i w wypolerowanych butach. Zaczęła w milczeniu zbierać swoje rzeczy, by przenieść je do sąsiedniej kabiny. Wzdrygnęła się, kiedy głos Beau przerwał ciszę: - Nie powiesz mi, że tobie również nie sprawiło to przyjemności - rzucił wyzywająco, nie obracając się do niej. - Gdyby nam nie przeszkodzono, zgodziłabyś się, żebym się z tobą kochał. Nikt tego lepiej nie wiedział niż ona. Trzymała jednak język za zębami. Jakiż cel miałoby dyskutowanie o tym, jak dała się porwać jego płomiennym zalotom? - Co ci się nie podobało?- Beau nie dawał za wygraną i drążył temat. - Czy dotykając mnie, czułaś odrazę? Już otworzyła usta, by zaprzeczyć, zaraz jednak znowu je zacisnęła. Gdyby wyznała, z jaką rozkoszą pieściła jego ciało, zachęciłaby go do podjęcia dalszych prób przełamania jej oporu. - Może mi wreszcie wyjaśnisz, co się właściwie stało? - zagrzmiał. - Nie mam śmiałości wypowiadać się na ten temat - odparła mężnie. - Mogę cię tylko zapewnić, że nie widziałam nic odrażającego w tym, co robiliśmy. Wręcz przeciwnie, uważam, że było to bardzo przyjemne. Oboje wiemy jednak, na jakie konsekwencje jestem narażona, jeśli pozwolę, żebyś się ze mną kochał. Dopóki nie będę pewna, że naprawdę jestem twoją żoną, i to nie tylko teraz, ale i w przyszłości, najlepiej będzie, jeśli będę trzymała się od ciebie z daleka. - Widzę, że zastawiasz na mnie sidła, jak wszystkie inne kobiety, które pragną zaciągnąć mężczyznę do ołtarza. Dałaś mi mały kąsek, żebym się w nim rozsmakował, a potem uczyniłaś go dla mnie niedostępnym, abym, cierpiąc katusze, był gotów pójść na wszelkie ustępstwa wobec ciebie, byleby tylko otrzymać to, czego pożądam. Cerynise czuła, że wzbiera w niej złość. - O ile pamiętam, to pan uznał małżeństwo za jedyne wyjście, abyśmy mogli opuścić Londyn, sir. - Groźnie spojrzała mu w oczy i z niesłabnącym gniewem podjęła: - Fikcyjny układ był pańskim pomysłem, kapitanie, a teraz utyskuje pan, że zaakceptowałam pańską propozycję. Proszę się więcej nie uciekać do rozczulających wymówek o tym, jak trudno jest żyć mężczyźnie, kiedy ma obok siebie kobietę. To cena, jaką musi pan zapłacić za powrót do kawalerskiego stanu po dopłynięciu do Charlestonu! Nie prosiłam o nic, czego sam mi pan nie zaoferował i nalegam, aby pan, jako dżentelmen, zachowywał się podobnie. Posyłając mu ostatnie gniewne spojrzenie, zdecydowanym krokiem ruszyła do drzwi, otworzyła je i poirytowana wybiegła z kajuty. - Do diabła, Cerynise! Wracaj natychmiast! Lekceważąc jego burkliwe okrzyki, chwyciła poły spódnicy i lekko przefrunęła przez korytarz, do prowadzących na pokład schodów. Z tyłu dochodziły ją jego grzmiące przekleństwa i odgłos kroków w gorączkowej pogoni, ale to jej dodało jedynie skrzydeł u ramion. Była zarumieniona i niemal bez tchu, gdy dotarła do ostatniego stopnia. Przyciągała zaciekawione spojrzenia marynarzy, którzy znajdowali się nieopodal schodów. Nieoczekiwanie wpadła na dwóch młodych i starannie ubranych dżentelmenów, którzy właśnie zmierzali w stronę zejścia pod pokład. Na skutek zderzenia niebezpiecznie się zatoczyła. Jeden z mężczyzn, zaskoczony, pospiesznie chwycił ją za rękę, chroniąc przed upadkiem. W tej samej chwili poczuł, że jego własny nadgarstek znalazł się w żelaznym uścisku. - Proszę trzymać ręce z dala od mojej żony! - wykrzyknął Beau, który w pogoni za Cerynise brał po trzy stopnie naraz. Gdy zobaczył, że jakiś mężczyzna jej dotyka, wpadł w furię i ledwie się powstrzymał, aby nie walnąć nieznajomego pięścią w twarz. - Proszę wybaczyć. - Mężczyzna usprawiedliwiał się skwapliwie, wypuszczając rękę Cerynise i cofając się o krok. - Tej pani groził upadek. W przeciwnym razie nigdy nie pozwoliłbym sobie na podobną śmiałość. Beau, nieco udobruchany, zdobył się na sztuczny uśmiech. Tylko na tyle było go obecnie stać, ponieważ wciąż pienił się ze złości na Cerynise za jej ucieczkę. Chwycił ją za rękę, lecz zmroziło go lodowate spojrzenie, jakim go zmierzyła. Nie wypuszczając jej ręki z żelaznego uścisku, skierował spojrzenie na mężczyznę i zmusił się do odpowiedzi: - Nie wątpię, że moja żona jest panu wdzięczna za pomoc, sir. Bardzo dziękuję. A teraz proszę wybaczyć. Właśnie omawiamy pewien ważki problem... - Czy to pan jest kapitanem tego statku? - spytał z nagłą nadzieją w głosie drugi z mężczyzn. Beau sztywno skinął głową. - Tak. Przybysze, z wyraźną ulgą, wymienili ze sobą uśmiechy, a potem nieznajomy ponownie się odezwał: - Pański zastępca powiedział nam, że jest pan niedysponowany, kapitanie. Przybyliśmy z daleka, aby porozmawiać o sprawie, która powinna pana zainteresować. Posiadamy kilka unikalnych eksponatów, które zdaniem naszego znajomego kupca, mogą pana, jako kolekcjonera dzieł sztuki, zachwycić. - Co to za wyjątkowe eksponaty? - Obrazy, sir - odparł pierwszy z dżentelmenów. - Przywieźliśmy ze sobą jeden z nich, aby mógł się pan przekonać o jego wartości. Czy nie zechciałby pan rzucić na niego okiem? Beau nie uważał, by była to najlepsza chwila na oglądanie płócien, tym bardziej że Cerynise wciąż próbowała ukradkiem wyswobodzić rękę, wyraził jednak zgodę, nie wypuszczając szczupłego nadgarstka z kurczowego uścisku. Po chwili drugi z mężczyzn, który przed chwilą pospiesznie opuścił statek, wrócił z olejnym obrazem oprawionym w ramy i owiniętym w miękkie sukno. - Niech pan tylko spojrzy, kapitanie. - Pierwszy z przybyszów spojrzał na Beau z pełnym optymizmu uśmiechem