... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
. ieisze damy miasta L. zaopatrywały się w najmodniejsze nakrycia głowy. Karol Althoff bynajmniej nie przypadkiem właśnie tak, a nie inaczej zorganizował firmę. Jako ojciec trzech synów chciał, aby po ukończeniu nauki i zdobyciu pewnego doświadczenia przystąpili do interesu. Wychodził z założenia, że każdy z nich powinien mieć oddzielny zakres obowiązków. Postanowił więc co następuje: Robert, najstarszy, będzie kierował całością; Heinz zajmie się wysyłką towarów, a Feliks, naj- młodszy, lekko kulejący z powodu ciężkiego upadku w dzieciństwie, przejmie sklep. Taki podział odpowiedzialności okazał się bardzo korzystny dla firmy. Trzej bracia prowadzili ostrą rywalizację pomiędzy sobą, chcąc utrzymać swoje działy na najwyższym poziomie. Przy innym rozdziale stanowisk popadliby w konflikt, a tak każdy z nich, kierując oddziel- nymi strukturami, czuł się odpowiedzialny za wszystko. Parter i pierwsze piętro domu zajmowały pomieszczenia sklepowe. Na drugim piętrze znajdowało się mieszkanie rodziców, a na trzecim każdy z braci posiadał pokój dzienny i sypialnię, które urządzone przytulnie i czysto, odpowiadały gustom ich użytkowników. Na trzecim piętrze mieściła się również sypialnia rodziców, albowiem piętro niżej urządzono kilka obszernych salonów przeznaczonych na ewentualne przyjęcia. Karol Althoff był znaną i powszechnie lubianą postacią w L. Nie tyle ze względu na bogactwo, lecz raczej dzięki swojej prostoduszności i otwartemu sercu. Panowało powszechne przekonanie, że już sama jego obecność ubogaca pozostałych zebranych. Nosił zawsze garnitury z czarnego sukna, a na poskręcanych siwych włosach — cylinder o zawsze nienagannym fasonie. Nigdy o nim nie zapominał. Była to przecież pewna forma reklamy firmy. za Wszyscy trzej synowie byli niezwykle atrakcyjnymi kandydatami na przyszłych mężów i zięciów. Mogliby z powodzeniem oświadczyć si? każdej pannie z L., bez obawy, że nie zostaną zaakceptowani przez wybrankę, bądź jej rodzinę. Żadne progi w L. nie wydawały się dla nich zje żaden z nich nie zechciał tego wykorzystać. 17 *• » / ćJ Robert liczył sobie trzydzieści dwa lata, Heinz trzydzieści, a Feliks dwadzieścia osiem. Z obojgiem rodziców łączyła ich autentyczna przyjazd. W wolnych chwilach Robert uprawiał sport. Pasją Heinza, oczywi- ście oprócz zajmowania się firmą, były piękne kobiety. Feliks natomiast interesował się literaturą. Lekki paraliż lewej stopy, powstały w wyniku uszkodzenia ścięgna, sprawiał, że nie mógł on poruszać się zupełnie swobodnie. Przy chodzeniu zwykle posługiwał się laską. Nie mógł więc cieszyć się życiem tak jak inni młodzi mężczyźni. Przed samotnością uciekał w świat książek. Podczas gdy Robert grał w tenisa, wiosłował lub w inny sposób doskonalił swoją kondycję, a Heinz podbijał serca niewiast, Feliks zamykał się w pokoju z ulubioną lekturą. Pomimo różnych, nawet przeciwstawnych charakterów, trzej bracia byli do siebie bardzo przywiązani. Robert był raczej chłodny, opanowa- ny i wyniosły, Heinz uosabiał typ wesołka, wciąż gotowego do żartów swawolnika, a Feliks odznaczał się dużą wrażliwością, a także odrobiną melancholii. Karol Althoff wyznawał zasadę: „Bądź przyjacielem dla swoich dzieci". Dlatego w ich rodzinie nie było nigdy ojcowskiego samowładz- twa, ani ślepego podporządkowania się autorytetowi starszych. Wycho- wując trójkę chłopców, Althoff zawsze kierował się miłością i rozsąd- kiem. Często przyznawał synom prawo do decyzji według ich własnej woli, a potem potrafił uszanować ich wybór, nawet jeżeli sam był inne- go zdania. Wszystkie problemy zawsze starał się rozwiązywać wspólnie z nimi. Stosunki pomiędzy ojcem a synami opierały się w dużej mierze na zasadach przyjaźni i partnerstwa. W całkowitej zależności od tych czterech oryginalnych i pełnych- energii mężczyzn żyła Emilia Althoff — żona i matka. Ta prostoduszna kobieta przez całe swoje życie zawsze była od czegoś lub od kogoś zależna. Skutkiem tej, wpojonej przez rodziców postawy stała się później jej ogromna »niesamodzielność. Rzeczą oczywistą było, że w małżeństwie podporządkowała się mądremu i dobremu mężowi, na czym zresztą zawsze dobrze wychodziła. Ale teraz, nie zdając sobie z tego do końca sprawy, stopniowo podporządkowywała się swoim do- rosłym synom. Oni kochali ją z całego serca, jednak miłość ta zasadni- czo różniła się od uczucia, jakim darzyli ojca. Emilia była bardzo dumna 18 ze swojego wybitnego męża, jak i nieprzeciętnie zdolnych żarów ^ ^ ^ dosłownie we WSZystkich sprawach i oczywiście ł°H 'e stosowała się do otrzymanych, mądrych wskazówek. Mimo h wnętrznych oznak szczęścia, w głębi duszy czuła pewną gorycz. 7° ze bardzo pragnęła mieć córeczkę. Chciała mieć dziecko, które łabv do woli rozpieszczać, i obsypywać czułościami. Chłopcy h dzo wcześnie zaczęli uciekać, gdy tylko zamierzała okazać im swą matczyną miłość. Uważali, że to nie po męsku tulić się do mamy. Pod tym względem najbardziej niezłomny był Heinz. Krzyczała na nich, nieporadnie udając gniew, i wzdychała ukradkiem: „Ach, gdybym tak miała córeczkę". Oczywiście za nic na świecie nie zamieniłaby żadnego z nich. Żyła nadzieją, że skoro już są dorośli, to pewnie wkrótce ożenią się, a wów- czas ich rodzina powiększy się o trzy wymarzone córki. A może docze- ka też dnia, w którym będzie kołysać w ramionach malutką wnuczkę? To było jej najskrytsze marzenie. Poza tym uwielbiała się przekomarzać ze swoimi „niesfornymi urwisami", a kiedy tak na nich krzyczała, a oni stali naprzeciw niej, uśmiechając się dziarsko, w głębi duszy śmiała się serdecznie i czuła się szczęśliwa. Jej nadopiekuńcze matczyne serce nie było jednak wolne od pewnej nie zabliźnionej rany