... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Drzazga zasępił się, gniew błysnął w jego mroźnych oczach, głos był ledwo dosłyszalny. - Zrobiłem to tylko raz, a ludzie gadają... Byłem pijany w trupa, jak mówią warszawiacy. Łatwo teraz tracę głowę po paru kieliszkach. Położyłem się na tapczanie w bibliotece burgrabiego, sięgnąłem po książkę. Zostawił piękny księgozbiór, arcydzieła literatury światowej. - Wszystko po niemiecku? - zapytała Dorota. - Jasne. - Boże drogi, żeby tak dostać grubą książkę. Polską książkę. Ja chyba wrócę do Czarnego Dunajca. Tak mi trudno wytrzymać bez czytania. Tak mi trudno tu żyć. Oddychać tym powietrzem. - Znałem dramaty Franka Wedekinda. Przeczytałem. Autora interesowało na przykład wyprodukowanie wspaniałego nadczłowieka przy zastosowaniu metod eugenicznych. Obsesyjne marzenie tych sukinsynów o rasie ludzkiej, o planowym krzyżowaniu gatunków, o rozrodczości. Wlecze się to za nimi od czasów Nietzschego. Bohater sztuki, plugawy karzeł, organizuje „Stowarzyszenie hodowli człowieka rasowego". Wezwałem esesmana. Pytam: „Oglądałeś tę sztukę w teatrze?" Nie miał pojęcia, kto to jest Wedekind. - A na czym to polegało? - pyta nieśmiało Dorota, kiedy porucznik Drzazga milknie na dłużej. - To stowarzyszenie? - Miłość uprawiana dla celów rasy, więc niejako dla idei. Miłość między najzdrowszymi, wybranymi pod względem urody, wzrostu, cech nordyckich. Odmowa nie wchodzi w rachubę. Liczy się rasa. Dla niej każda Niemka powinna żyć z każdym Niemcem i płodzić. Płodzić! Płodzić! Jak najwięcej pełnokrwistych Niemców. - Agitka seksualna - zdziwiła się Dorota. - Zdenerwowało mnie to. Wziąłem inny dramat Wedekinda, o królu Nikolo. No i okazuje się, że tę sztukę mój esesman znał! Widział ją w teatrze. Pamięta doskonale sceny, w których władca Perugii, wygnany ze swego renesansowego pałacu, przywdziewa szaty błazna i zabawia nowego króla siedząc u podnóża tronu. - Więc to ci nasunęło pomysł? - Raczej on sam. - Ten twój esesman? Co ty mówisz? - Z takim przejęciem zaczął opowiadać o dramacie ambicji władcy, dramacie godności ludzkiej, niemal o dramacie Adolfa Hitlera i Hermanna Góringa, że nagle przypomniałem sobie strój błazna leżący w kącie garderoby. Posłałem go. Sam usiadłem w renesansowym fotelu, a mój esesman Emst, uradowany, że może mnie wprawić w dobry humor, ubrał się, nawet umalował sobie twarz: nos na czerwono, policzki białe, nad oczami zielone wykrzykniki. Na dobrą sprawę powinienem żądać, żeby sobie dorysował pośrodku czoła znak zapytania. Ja wiem? Swastykę może. Ale nie 220 , mówiłem nic. On siedział u moich stóp, a ja załatwiałem bieżące sprawy. Chociaż byłem wstawiony, i to zdrowo. Lotnik odezwał się, ledwo poruszając wargami: - Niegodne oficera zabawy po pijanemu, panie kolego. - Co? Nie wolno mi się urżnąć?! Wojna minęła. Ten dobry esesman woził ludzi żywcem, a raczej półżywcem do gestapo na przesłuchanie. Dokładał wszelkich starań, żeby przerwać ich milczenie. Pocił się nad niejednym kilka dni... jeżeli pan wie, co mam na myśli. Rozumiecie chyba, że kiedy go złapałem... - A on wie, żeś go rozszyfrował? - bez tchu zapytała Dorota. - Skąd?! On jest przekonany, że uważam go za dobrego Niemca. Czyści mi buty... Kopie w ogrodzie rów, taki obozowy, w stylu kónigsgraben... - I co zrobisz? Przecież nie dla niego ten rów?! - Jasne, że nie. Chociaż on patrzy na to z hitlerowskiego punktu widzenia. Chwilowo musi wieczorami pisać swój życiorys, od urodzenia. Poci się, kreśli, przepisuje. Dojechał zaledwie do Hitlerjugend. Ach, jakim był słodkim, uroczym, kochanym, cudownym dzieckiem! A ja tymczasem otrzymałem do wglądu całą jego kartotekę służby w SS. Interesująca będzie konfrontacja - mówił z nerwowym uśmiechem - kiedy mój esesman Ernst ukończy swoją fantazję na temat własnej wielkoduszności. Należy do niewinnych i nawet nieświadomych członków partii hitlerowskiej. Wypełniał rozkazy, nic więcej. On także jest nicht schuldig, jak Funk, Ribbentrop, Góring. Oni wszyscy są nicht schuldige. Nikt z nich osobiście nie naruszył polskich granic, nie wdarł się własnymi buciorami na cudze terytoria, nikt nie zabijał bezbronnych dzieci, nam się to wszystko przyśniło, rozumiecie? To był taki słowiański sen, obudziliśmy się z krzykiem, z otwartymi ustami