... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

I kiedy wreszcie tamci weszli do hali, byBo naturalne, |e Maciek podszedB do nich i powiedziaB:  DzieD dobry, witamy w Polsce. Jestem Maciek Klimecki. Pani Maria Lumdsen i pan Zarzecki, prawda? Rodzice... Ciotka nie pozwoliBa mu skoDczy. RafaBowi krciBo si w gBowie z podziwu i nadmiaru wra|eD. Nigdy nie bdzie taki spokojny jak chBopcy, choby pkB... Maciek oszalaB! Obejmuje go ramieniem i prowadzi do ciotki. Gozdziki trafiaj wreszcie w miejsce przeznaczenia; Bogu dziki, |aden nie jest zBamany. RafaBa ogarniaj rce w bieli, to bluzka, jaka pachnca... Mikko jest i gBadko, troch krci w nosie, to perfumy... Pani prawie pBacze, siwy pan chrzka i [ciska RafaBowi rk jak dorosBemu. Ju| w taksówce  ciotka siedziaBa obok kierowcy, oni wszyscy z tyBu, RafaB u Jacka na kolanie  ciotka zwróciBa si do nich, za[miaBa krótko i spytaBa:  Czy mo|ecie mi powiedzie, który jest który? RafaB, a... RalaB, wiem. Maciek... Jacek. Ju| dobrze. WygldaBa na zadowolon. Siwy pan milczaB i patrzyB w szyb. Kierowca przygldaB si wszystkim w lusterku.  Jak dziwnie  potrzsnBa gBow ciotka.  Auta (powiedziaBa  auta"!) je|d| tu u was praw stron jezdni. Dobrze, |e przylecieli[my samolotem. Zaraz spowodowaBabym wypadek. Jak tu luzno! Jak maBo ludzi i aut, prawda, Ziazia? Spojrzeli niepewnie. Do którego z nich zwróciBa si z tym pytaniem? Do RafaBa?  Prawda  przytaknB z roztargnieniem siwy pan.  Dokd jedziemy?  spytaB obojtnie kierowca. Podali adresy jednocze[nie. Tamci oboje i Maciek. Ró|ne adresy. Tak, tak, tu najpierw. Ojciec chce odwiedzi swojego ciotecznego brata. Aczycka siedem... Nie byB w Warszawie od 1936 roku, ale to nie szkodzi. Brat ucieszy si. Mieszka z matk staruszk, chyba ju| stuletni, prawda, Maryniu? Oniemieli. Kierowca szarpnB wozem, zarzuciBo w lewo i prawo... Ulica Filtrowa przywitaBa ich spokojem i zieleni. Starsi paDstwo wysiedli i za|dali walizek. 45  Idziemy!  wujek (dziadek) zniecierpliwiB si nagle. Maciek porozumiaB si wzrokiem z Jackiem... Znów!  pomy[laB tym razem bez zazdro[ci RafaB. Zniknli w bramie, Maciek na koDcu z ci|kim baga|em, maBy neseser niosBa w lewej rce ciotka, praw dBoD wsunBa ojcu pod rami. Starszy pan potknB si i obejrzaB za siebie. W oczach miaB pustk.  Pidziesit zBotych  zwróciB si do Jacka kierowca.  Ale pBacisz sto. Walizki byBy. Ci|kie  dodaB z naciskiem.  Pidziesit  powtórzyB Jacek i podaB kierowcy banknot.  Prosz, jest akurat. Dzikujemy. Dobrych pasa|erów i miBego dnia |ycz.  Szczeniak  wycedziB przez zby kierowca.  Cwaniak. UdBaw si.  Nie przepadam a| tak.  Jacek zatrzasnB lekko drzwi taksówki.  Mnie nie grozi. Siedzieli na Bawce i drzemali w sBoDcu. RafaB znudziB si pierwszy.  Porozmawiajmy.  Potem