... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
W godzinę później ktoś zapukał do drzwi kajuty Graftona. Jake otworzył. Byli to Cole ze Steigerem. - Abe ma do ciebie parę pytań - rzekł ten pierwszy, gdy obaj usiedli. - To prawda, co on mówi? Chcesz zbombardować siedzibę partii komunistycznej? - Tak. Pora nareszcie na kopa w jaja. Abe zdjął okulary i zaczął je przecierać chusteczką. Potem przyjrzał im się dokładnie, jakby chciał się upewnić, że nie ma na nich najmniejszej plamki. Jake wręczył mu puszkę ciepłej coli, którą Abe otworzył i pociągnął z niej solidnego łyka. - Ale właściwie w jakim celu? Czemu chcesz ryzykować, że ktoś się dowie, iż samowolnie zbombardowałeś czerwonych w Hanoi? Pilot potarł dłońmi twarz, spoglądając najpierw na Cole'a, a potem na Steigera. - Trzeba coś zrobić. Dokopać im tak mocno, jak tylko to możliwe. To wszystko. - Czy wy obaj myślicie poważnie o zrobieniu kariery w marynarce? - zapytał Steiger, na co pilot wzruszył tylko ramionami, a bombardier skierował kciuk prawej dłoni do dołu. - To się świetnie składa, bo wygląda na to, że wykazujecie za dużo inicjatywy i pomysłowości - powiedział oficer wywiadu, przebierając palcami po biurku Jake'a. - Początkowo myślałem o zrobieniu kariery w marynarce. Jednak przez cały ostatni rok sporo się napatrzyłem, jak latacie na te akcje, ja tymczasem tkwię tu na dole, niczym nie ryzykując. - Spojrzał na obu lotników. - Cholera, chyba nawet nie wiecie o co mi chodzi. Wy tam w górze nadstawiacie karku, a na mnie patrzycie pewnie jak na picusia, który co najwyżej pomaga planować akcje. - Pamiętaj, że tym razem będziemy musieli przelecieć przez śródmieście Hanoi. Jake pochwycił spojrzenie bombardiera i kiwnął głową. Przez dłuższą chwilę trwał w milczeniu, po czym zauważył: - Twój udział w tym przedsięwzięciu, Abe, będzie równie ważny jak nasz. Dobrze wiemy, jak wiele od ciebie wymagamy. - Nie dacie rady wykonać tego numeru beze mnie, prawda? -zapytał Steiger. - Tylko, co będzie, gdy was zestrzelą? Ja jeden będę się musiał wtedy tłumaczyć. Co im powiem, gdy zapytają, czego wy dwaj, u diabła, szukaliście nad Hanoi. Szczerze powiedziawszy, marnie mi idzie kłamanie. - Potrząsnął głową, aż mu się okulary zsunęły na spocony nos. Popchnął je z powrotem do góry palcem wskazującym. - Nie polecielibyśmy, gdybyśmy sądzili, że nie wrócimy - zauważył Cole. - Dobrze wiemy, czym ryzykujesz - zapewnił go Jake. - Po prostu staram się wykonywać swoją robotę, to znaczy gromadzić materiały, analizować suche liczby i pomagać wam planować kolejne akcje. - Steiger urwał, a po chwili mówił dalej: - To przyjemna i bezpieczna robota. Jake przypalił papierosa zapałką. Czuł, że ręce znowu mu drżą. Zerknął z boku na Abe'a. Oficer wywiadu przyglądał się swoim butom. - Ty pewnie tego nie widzisz, Abe, albo udajesz, że nie widzisz krwi, mózgów i kawałków porozrywanych ludzkich ciał. Toż to nic innego jak zwykły mord! Najzwyklejszy, tylko ukryty pod płaszczykiem wojny, zakamuflowany, by ludzie nie rzygali na ten widok. A prawda jest taka, że zabijamy nie tych co trzeba. Nigdy nie trafimy w takich jak ci, co okopali się w Hue, a potem walili seriami z karabinów maszynowych do zwykłych cywilów; ani w tych, co podrzynali gardła nauczycielkom w wioskach. Kogo więc zabijamy? Dzieci, staruszki i takich facetów jak ty czy ja, którzy myślą tylko o tym, by przeżyć cały ten koszmar. I dlatego właśnie tym razem chcemy dopaść tych z góry, tych od wydawania rozkazów. Właśnie na tych skurwysynów chcemy zapolować. - i chcesz to zrobić jednym samolotem z dwoma facetami w środku, Grafton? Sądzisz, że to wystarczy? - Trzema facetami - poprawił go Jake, przyglądając się przez chwilę smużce dymu unoszącej się nad papierosem, a potem znowu kierując wzrok na Steigera. - Więc co? Mamy nadal, jak dotychczas, wywiercać kratery w pasach startowych w Kęp? Albo ryć bombami jakąś kolejną „domniemaną bazę ciężkiego sprzętu zmechanizowanego", która jest niczym innym jak paroma hektarami lasu? Lub też pokrytą gliną chałupę tuż przy rzece, którą ktoś ochrzcił mianem „stocznia rzeczna'? Nie masz ochoty ten jeden jedyny raz trafić ich w naprawdę czułe miejsce? Trzeba zbombardować ich główną siedzibę, to może uda się wyeliminować ich przywódców. - Lub zginąć, próbując to zrobić. - No i co z tego? Świat się nie skończy. Przynajmniej oddamy życie nie za jakieś psie gówno albo dlatego, że zabiliśmy kilka dziewczynek, bo mieszkały zbyt blisko bombardowanej elektrowni, lecz dobierając się do skóry tym pieprzonym sukinsynom z góry. Każ to wyryć na naszych nagrobkach. Znowu zapadła dłuższa chwila milczenia, nim odezwał się Steiger: - Widać zbyt długo siedziałem w tej bezpiecznej robocie, czas więc, bym i ja nieco nadstawił tyłka. Jutro, podczas projekcji filmu w kantynie oficerskiej, wpadnijcie do mnie, do sekcji planowania. - Zasępiona do tej pory twarz Abe'a nagle się rozjaśniła. - Tam do licha, jeśli nawet nie załatwicie żółtków, to może przynajmniej uda się wam upolować Jane Fondę - Znana aktorka o pacyfistycznych poglądach, która podczas konfliktu indo-chińskiego wielokrotnie odwiedzała Wietnam Północny. Jake zaśmiał się. - Wiesz Abe, gdybym miał tyle szczęścia, już dawno wygrałbym triplę na wyścigach i poślubił Dziewczynę Miesiąca. - Przestał się śmiać i spojrzał na Steigera. - Przy okazji, Abe, chciałbym przeprosić za to, że cię tak wtedy objechałem w mesie. - To była moja wina. Nie powinienem ci tego mówić. Wtedy sądziłem, że ci to sprawi radość. - Oderwał małą grudkę farby z drzwi. - Na twoim miejscu też bym nie chciał wiedzieć. My, w przeciwieństwie do piechoty, nie musimy wiedzieć... Na stole leżała rozpostarta mapa. Od tamtej rozmowy, gdy Grafton i Cole zwerbowali Steigera, upłynęły dwa dni. Wśród informacji o obiektach, które miały stanowić cel ataku, Abe nie natrafił niestety na żadne, które mówiłyby coś na temat siedziby komitetu centralnego partii komunistycznej. - Moglibyśmy je zdobyć - powiedział Graftonowi i Cole'owi -składając specjalne zamówienie, ale równie dobrze moglibyśmy spróbować obrabować bank bez masek na twarzach i uciekać własnym samochodem. Ostatecznie więc uzgodnili, że równie wartościowym obiektem może być wietnamski parlament