... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Może nam to wystarcza? – Tak, ale... – Ale co? Coś cię gryzie? A może to napad melancholii pana w średnim wieku? Na wzmiankę o „średnim wieku” Bannerman skrzywił się, co nie uszło uwagi Stelli. Nic nie uchodziło jej uwagi. – A więc to o to chodzi – powiedziała zadowolona ze swojej domyślności. – Pleciesz jakieś głupstwa – zaprotestował pośpiesznie. – Kryzys wieku średniego. Oto, co cię gryzie! Nurzasz się w orgii autoanalizy! Czy chcesz położyć się na kanapie i opowiedzieć mi o swoich najskrytszych lękach? – Ani mi to w głowie – oburzył się Bannerman. Czuł się bezbronny wobec jej sarkazmu. Żałował już, że w ogóle wdał się w tę rozmowę. Powinien wiedzieć, że Stella od razu go przejrzy. – Tak się tylko zastanawiałem – mruknął. – Rozumiem – skinęła głową. – I przy okazji postanowiłeś zadbać o linię... – Ale z ciebie jędza – zaśmiał się Bannerman. – Bierz się do jedzenia – powiedziała. – Wracając do domu zawsze możesz wpaść na dyskotekę i wypocić te parę kilo nadwagi. Po kolacji, kiedy siedzieli na kanapie popijając kawę, Bannerman powiedział: – O mało się dzisiaj nie zbłaźniłem. – A co się stało? – Straciłem panowanie nad sytuacją. Dostałem nieczytelny preparat, a z sali operacyjnej naciskali, żebym stawiał diagnozę nie czekając na drugi wycinek. – To rzeczywiście sytuacja nie do pozazdroszczenia. – Jasne, ale za to mi właśnie płacą. – Jak do tego doszło? Bannerman szczegółowo opowiedział swoje perypetie z popołudniową biopsją. Stella patrzyła na niego z niedowierzaniem. – I ty to nazywasz brakiem panowania nad sytuacją? Przecież to był prawdziwy koszmar. A mimo to spisałeś się wspaniale. – Tak wyszło. Ale równie dobrze wszystko mogło skończyć się inaczej – odparł Bannerman. – Ta kobieta mogła bez potrzeby stracić pierś. – Bzdura! – zawołała Stella. – Dostała najlepszego histopatologa w kraju. – Dziękuję – powiedział Bannerman bez przekonania. – Naprawdę wyglądasz na przygnębionego. Skąd się to bierze? – Sam nie wiem. Dziś rano miałem zajęcia ze studentami. I nagle przyłapałem się na myśleniu, że wszystko, co robię, to zwykła strata czasu. – Wszyscy miewamy czasem takie myśli – łagodnie powiedziała Stella. – Wystarczy, że człowiek trafi na kiepską grupę. – Kiedy okazało się, że wcale nie są tacy źli. Omawialiśmy choroby mózgu wywołane przez powolne wirusy i wyglądało na to, że są autentycznie poruszeni. Pod koniec miałem wyrzuty sumienia, że źle ich oceniłem. – Potrzeba ci odmiany, ot co – oświadczyła Stella. – Zrób sobie urlop, odpocznij, naładuj baterie. – Nie mogę, mam mnóstwo roboty. – Nikt nie jest niezastąpiony, Lanie. Nawet ty. Jestem pewna, że szpital nie zawali się przez te kilka tygodni. Leeman da sobie radę w laboratorium, prawda? – Owszem – zgodził się Bannerman. – A Charlie Simmons jest doskonałym starszym laborantem. – Tak. – Więc w czym problem? – W tym semestrze mam jeszcze dwa wykłady na temat chorób mózgu. – No tak. To jest problem. Kiedy kończysz? – W przyszły piątek mam ostatnie zajęcia. – To już niedługo. Zaraz potem weź sobie urlop. – Pomyślę o tym – powiedział Bannerman. – Nie myśl! Zrób to! Bannerman zamyślił się. – Od dawna chodzi mi po głowie pewien pomysł – powiedział. – Dotąd nie mogłem go jakoś zrealizować, ale może teraz to zrobię. – Jaki pomysł? – Wyjazdu zimą w góry. Do Szkocji. – Poważnie? – Jak najbardziej. Podczas studiów w Glasgow często chodziłem w góry. Obiecałem sobie wtedy, że jeszcze kiedyś tam wrócę. Stella wyglądała na zaskoczoną. – Muszę przyznać – stwierdziła – że wyobrażałam sobie ciebie raczej wygrzewającego się na plaży, rozglądającego się za dziewczynami i popijającego zimne piwko, ale jeśli naprawdę chcesz jechać w góry... – Zobaczymy – powiedział Bannerman, próbując zamknąć temat. Nie udało mu się to jednak, dopóki nie obiecał, że poważnie pomyśli o urlopie. – No dobrze, obiecuję – mruknął w końcu. – Pomóc przy zmywaniu? Oferta została odrzucona. Stella zamierzała posprzątać rano. Do szpitala szła dopiero na jedenastą. – A ty? – zapytała. – Obiecałem zrobić sekcję małego Bryanta. Umarł w niedzielę. A o dziesiątej trzydzieści mam zebranie, tak że będę musiał zacząć wcześnie. – Słyszałam o tym chłopcu – powiedziała Stella. – Przykra sprawa. Rak mózgu, tak? – Wszystko na to wskazuje – odparł Bannerman. – Jutro będę wiedział na pewno. Jeśli to rak mózgu, muszę zrobić sprawozdanie dla MRC, do ich programu badawczego. – Jakiego programu? – Gromadzą informacje o przypadkach chorób mózgu na terenie Wielkiej Brytanii. Chodzi o ustalenie, jaka jest sytuacja epidemiologiczna kraju w tym zakresie. – Czy to rutynowe badania, czy coś ich przypiliło? – Twierdzą, że rutynowe, ale kryje się za tym zamieszanie wywołane ubiegłoroczną epidemią BSE. Ludzie nagle uświadomili sobie, że nikt na dobrą sprawę nie wie, co się dzieje, gdyż choroby mózgu sprawiają wiele kłopotów diagnostyce i klasyfikacji. Zawsze ulega się pokusie stosowania nic niemówiących określeń w rodzaju „demencji”. – Mam wrażenie, że ostatnio choroby takie, jak choroba Alzheimera, występują częściej. Mam rację? – Obawiam się, że tak – odparł Bannerman. – Ale dopiero ten program MRC da odpowiedź na wszystkie pytania. Stella spojrzała na zegarek. – Już późno. Jeśli masz wstać rano... Bannerman skinął głową i podniósł się z kanapy. Podziękował za kolację i ujmując obie dłonie Stelli powiedział: – Jestem ci wdzięczny za twoją przyjaźń. – Zaczekaj – zaśmiała się. – I pamiętaj... – Tak? – Nie siedź za długo na tej dyskotece. O trzeciej nad ranem Bannerman obudził się zlany potem. Uciekł z sennego koszmaru w chwili, gdy naga kobieta podniosła nóż nad głową, celując ostrzem w jego serce. Ten ruch sprawił, że w miejscu, gdzie powinny być jej piersi, otworzyły się rany pooperacyjne zalewając go strumieniem krwi. Usiadł gwałtownie, bez tchu, mamrocząc pod nosem przekleństwa. Opuścił nogi na podłogę i nie wstając z łóżka sięgnął po papierosy. Głęboko zaciągał się dymem, masując czoło końcami palców. Koszmar był zbyt realistyczny, by ryzykować powtórne zaśnięcie. Kobieta z nożem mogła się czaić tuż za krawędzią snu. Włożył szlafrok i poszedł do salonu