... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Kto ci to przysłał? - Nie mam pojęcia. Wygląda na to, że ktoś z Waszyngtonu. - Czemu nie wyrzuciłeś tego do kosza? - Sam nie wiem. Po prostu... - Przecież zdajesz sobie sprawę, Hoppy, że nie powinieneś mi pokazywać takich rzeczy. - Millie położyła kartkę na łóżku i stanęła na wprost męża, oparłszy dłonie na biodrach. - Co chcesz przez to osiągnąć? - Nic. Po prostu ktoś przesłał faksem tę notatkę do mojego biura. To wszystko. - Cóż za zbieg okoliczności! Ktoś z Waszyngtonu przypadkowo znał numer twojego telefaksu, przypadkiem wiedział, że twoja żona znajduje się w składzie przysięgłych, a Robilio został powołany na świadka w procesie, i również przypadkiem się domyślił, że jeśli otrzymasz tę notatkę, to z pewnością pokażesz ją mnie, żeby wpłynąć na mój pogląd w rozpatrywanej sprawie. Muszę wiedzieć, co się naprawdę dzieje! - Nic takiego. Przysięgam - bąknął coraz bardziej speszony Hoppy. - Dlaczego tak nagle zacząłeś się interesować rozprawą? - Bo jest ciekawa. - Była równie ciekawa trzy tygodnie wcześniej, ale wtedy nawet nie chciałeś o niej słyszeć. Co się stało, Hoppy? - Naprawdę nic. Uspokój się. - Przecież dobrze widzę, że coś cię gryzie. - Weź siew garść, Millie. Jesteś zmęczona, podobnie jak ja. Cała ta sytuacja zaczyna wszystkim działać na nerwy. Przepraszam, że ci to pokazałem. Millie wypiła swoją porcję szampana i przysiadła na krawędzi łóżka. On usiadł obok niej. Cristano z departamentu sprawiedliwości nalegał, aby Millie pokazała tę notatkę wszystkim przysięgłym, toteż Hoppy'ego przeszły ciarki na myśl, że będzie musiał mu teraz powiedzieć, iż nic z tego nie wyjdzie. Zresztą skąd Cristano mógł się dowiedzieć, czy on dokładnie wykonał jego polecenia? Tymczasem Millie zaczęła szlochać. - Tak bardzo chciałabym wrócić do domu - wyszeptała. Oczy miała zaczerwienione, wargi jej drżały. Hoppy objął ją ramieniem i przytulił do siebie. - Przepraszam - powtórzył, lecz ona zaczęła jeszcze silniej płakać. Jemu także zbierało się na płacz. To długo oczekiwane spotkanie nie przyniosło żadnego rezultatu, krótkie miłosne uniesienie natychmiast poszło w niepamięć. Zdaniem Cristana rozprawa miała jeszcze potrwać zaledwie kilka dni. Należało więc jak najszybciej przekonać Millie, że jedynym możliwym do przyjęcia wyj ściem jest opowiedzenie się za werdyktem korzystnym dla obrony. A ponieważ czasu pozostało już nie wiele, wyglądało na to, że będzie zmuszony wyznać jej całą prawdę. Jeszcze nie teraz, nie tego wieczoru, pomyślał, lecz zapewne przy okazji następnej wizyty w motelu. ROZDZIAŁ 29 Tryb życia pułkownika prawie nie uległ zmianie. Niczym wzorowy żołnierz, wstawał każdego ranka punktualnie o piątej trzydzieści, robił po pięćdziesiąt pompek oraz przysiadów, po czym brał krótki, zimny prysznic. O szóstej szedł do jadalni, gdzie w pierwszej kolejności raczył się gorącą kawą i przeglądał poranną prasę. Dopiero później zjadał grzankę z dżemem, bez masła, i serdecznie witał na sali pojawiających się kolejno przysięgłych. Większość z nich była zaspana i po śniadaniu najczęściej wracała z kawą do swoich pokojów, żeby w spokoju obejrzeć dziennik telewizyjny. Nikogo nie cieszyła myśl, że na dobry początek każdego dnia będzie musiał znosić widok uśmiechniętego Herrery i odpowiadać na jego pytania. A im dłużej przebywali w odosobnieniu, tym bardziej pułkownik wydawał się rozmowny każdego ranka. Niektórzy woleli zatem pójść na śniadanie dopiero o ósmej, kiedy obowiązkowy Herrera wracał do pokoju. We wtorek rano, o szóstej piętnaście, Nicholas wkroczył do jadalni i głośno powitał pułkownika, który dopiero nalewał sobie kawy. Jak zwykle wywiązała się rozmowa o pogodzie. Kiedy zaś wrócił na korytarz, rozejrzał się po nim uważnie. Zza którychś drzwi dolatywał głos z włączonego telewizora, gdzie indziej ktoś rozmawiał przez telefon, ale w korytarzu nie było nikogo. Easter otworzył swój pokój, szybko postawił filiżankę z kawą na komódce, wziął ze stojaka gruby plik czasopism i wyszedł z powrotem. Za pomocą zapasowego klucza, który wykradł z tablicy w recepcji, otworzył drzwi pokoju numer pięćdziesiąt, należącego do pułkownika, i wśliznął się do środka. Wewnątrz wisiał słodkawy zapach taniego płynu po goleniu. Pod ścianą ciągnął się rządek butów ustawionych w idealnym szeregu. Wszystkie ubrania w szafie wisiały na wieszakach, także w nienagannym szyku. Nicholas pospiesznie uklęknął, uniósł brzeg kapy i wsunął pod łóżko cały stos przyniesionych czasopism. Znajdował się w nim również ostatni numer "Mogula". Po cichu zamknął pokój i wrócił do siebie. Godzinę później zadzwonił do Marlee. Domyślał się, że Fitch kazał założyć podsłuch w jej aparacie, toteż powiedział tylko: - Chciałem rozmawiać z Darlene. Dziewczyna rzuciła krótko: - To pomyłka. Oboje odłożyli słuchawki. Pięć minut później Nicholas zadzwonił pod numer telefonu komórkowego, który Marlee trzymała ukryty na dnie szafy. Podejrzewali, że agenci Fitcha nie tylko założyli podsłuch w telefonie, lecz także rozmieścili pluskwy w całym domu. - Przesyłka dostarczona - oznajmił. Pół godziny później Marlee wyszła z domu. Z budki telefonicznej przed pobliskim sklepem zadzwoniła do Fitcha. Cierpliwie odczekała, aż rozmowa zostanie przełączona na aparat w jego gabinecie. - Dzień dobry, Marlee - rozległ się wreszcie w słuchawce głos adwokata. - Cześć, Fitch. Chciałabym ci od razu przekazać wiadomość, ale martwi mnie, że wszystkie nasze rozmowy są nagrywane. - Ależ skąd! To nieprawda, przysięgam. - Już to widzę. Na rogu ulicy Czternastej i Beach Boulevard znajduje się restauracja Krogera, to tylko pięć minut drogi od twego biura. W holu, na prawo od wejścia, są tam trzy budki telefoniczne. Wejdź do środkowej z nich. Zadzwonię dokładnie za siedem minut. Pospiesz się, Fitch. Przerwała połączenie. - Jasna cholera! - wrzasnął Fitch, ciskając słuchawkę na widełki. Rzucił się do drzwi. Krzyknął na Josego i obaj pobiegli do tylnego wyjścia, po czym wskoczyli do samochodu. Jak można się było spodziewać, telefon w budce już dzwonił, kiedy Fitch wpadł do holu restauracji. - Wreszcie, Fitch. Herrera, przysięgły numer siedem, coraz bardziej zaczyna działać Nickowi na nerwy. Chyba dzisiaj się go pozbędziemy. - Co takiego?! - Słyszałeś mnie dobrze. - Nie rób tego, Marlee! - Ten facet jest nieznośny. Wszyscy mają go dosyć. - Ale on jest po naszej stronie. - Daj spokój, Fitch. Każdy z przysięgłych będzie po naszej stronie, kiedy dojdzie do uchwalania wyroku. W każdym razie wpadnij do sądu o dziewiątej. - Nie! Posłuchaj, Herrera jest... W słuchawce rozległ się trzask przerywanego połączenia i zabuczał ciągły sygnał