... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Pochodnię! - na wpół wyszeptał Sander do Fanyi. Złapała natychmiast grubą gałąź i wsadziła w płomienie. Kiedy gałąź zajęła się ogniem, zakręciła nią dookoła, rozniecając jasno palący się płomień. Zanim Sander zdążył ją powstrzymać, wdrapała się na jeden z wielkich głazów i zaczęła tą zaimprowizowaną pochodnią wymachiwać. Wdrapał się za nią z miotaczem gotowym do strzału. Z ciemności dobiegały odgłosy rechotania. Potem światło pochodni wyłowiło ciemną postać stojącą na brzegu rzeki; ciało jej lśniło, jakby dopiero co wypełzła z wody. Postawą przypominała ona człowieka, gdyż unosiła się na tylnych kończynach. Jeśli jednak chodzi o resztę, to nie była podobna do człowieka nawet w takim stopniu jak leśni ludzie. Wokół tułowia zwisała fałdami blada skóra, podczas gdy obie pary kończyn były jakieś spłaszczone. Stwór miał wielką, rozdziawioną gębę, z której wydobywał się ów rechot, a nad nią widniały wyłupiaste ślepia. Lecz... Na wysokości talii przepasany był kawałkiem czegoś, co przypominało pokrytą łuskami skórę. W nią wepchnięte były dwa długie, morderczo zaostrzone szpikulce, które, zdaniem Sandera, mogły być wykonane z kości, a nie z metalu. - Nie strzelaj! - krzyknęła Fanyi. - On się boi. Zaraz sobie pójdzie... Nie skończyła jeszcze mówić, gdy stworzenie wykonało wielki sus do tyłu i zanurzyło się w rzece. Płomień pochodni nie sięgał tak daleko, a więc niemal natychmiast zniknęło z pola widzenia, odpływając. - Ogień... on nie lubi ognia. Dziewczyna mówiła z takim przekonaniem, jakby w przeciągu tych kilku sekund konfrontacji zdołała odczytać myśli wodnego stworzenia. Rhin minął ich, zbiegając z szaleńczym ujadaniem na brzeg rzeki. Widocznie uznał, że jej mieszkaniec jest niebezpieczny. Sander pomyślał, że jeżeli mają przekroczyć rzekę, aby kontynuować podróż, to muszą zanurzyć się w wodzie, w której napotkany stwór najwyraźniej czuł się u siebie. Nie podobała mu się ta perspektywa. - Co to było? - Ponieważ było to terytorium bardziej Fanyi niż jego, zwrócił się do niej o wyjaśnienie. Potrząsnęła głową: - Jeszcze jedno stworzenie, którego nigdy przedtem nie widziałam. Lecz legendy głoszą, że kiedyś przyszło do Padford coś z morza i pozrywało sieci. Zabrało też nieostrożnych rybaków. Było to po wielkim sztormie, a woda zrobiła się czerwona. Śmierdziała tak, że mnóstwo ryb wyzdychało i ludzie musieli je pogrzebać w wielkich kopcach przy brzegu. Potem nigdy więcej nie było już kłopotu. Lecz działo się to za czasów mojej matki i nikt nie widział wyraźnie tych morskich stworów. Sądzono, że miały pewną inteligencję, ponieważ sieci były poprzecinane w miejscach, gdzie cięcia wyrządziły najwięcej szkody. - To... - Sander ześlizgnął się i przysiadł obok niego - to coś nie było zbyt podobna do człowieka. - To stworzenie jest istotą wodną - zgodziła się. Posłuchaj. Ponad szumem morskich fal i szemraniem rzeki uchwycili odległy dźwięk - rechotanie. Czyżby gość, którego oglądali, był jedynie zwiadowcą jakiejś większej grupy? Może dalsze przebywanie nad rzeką było z ich strony szaleństwem? Mimo to Sander nadal wahał się, czy wyruszy w ciemność. Ostatecznie zdecydowali, że mając ogień oraz stojących na straży Rhina i wężacze, pozostaną tu, gdzie byli. Kiedy Sander przygotowywał drugą prowizoryczną pochodnię potrzebną do zebrania większej ilości drewna, Fanyi wyciągnęła z jednej ze swoich torebek u paska grubą pałeczkę długości dłoni. Energicznie uniosła ją do pozycji poziomej, a potem dotknęła jakiegoś miejsca na jej boku. Natychmiast rozbłysło światło, które sparaliżowało go podczas ich pierwszego spotkania. - Ten przedmiot pochodzi z Poprzedniej Epoki - oznajmiła mu z dumą posiadacza. - On także należał do mojego ojca. Lecz ojciec mówił, że to ma ograniczoną długość działania i po pewnym czasie zgaśnie. Niemniej jednak teraz możemy z tego skorzystać. Sander potrząsnął głową: - Jeśli to ma zgasnąć, to lepiej zachowajmy je na czarną godzinę. A skoro twoim zdaniem te wodne stwory boją się ognia, powinniśmy używać ognia. Podczas gdy Fanyi trzymała pochodnię, on, nie wychodząc poza krąg światła, zbierał drewno wokół obozowiska i układał je w wysokie sterty, z nadzieją, że wystarczy na całą noc. Zmniejszyli ogień, zachowując tylko taki płomień, który strzegłby ich przed powrotem mieszkańców rzeki. Jeszcze raz rozdzielili między siebie straż. Tym razem ani wężacze, ani Rhin nie zapadli w głęboki sen, drzemiąc jedynie i raz po raz podnosząc się i wychodząc poza krąg światła, by, jak sądził Sander, zrobić obchód wokół obozowiska. On sam nasłuchiwał rechotania. Jednakże zamarło ono gdzieś w oddali. Nawet gdy nadszedł jego czas odpoczynku, budził się co chwila, by nasłuchiwać i doglądać ognia. Z nastaniem poranka zszedł do rzeki, starannie oceniając szansę przedostania się w tym miejscu na drugą stronę. Fanyi upierała się, że to, czego szuka, leży dalej na pomoc, a teraz nieco na zachód. Gdyby, pokonując na powrót przebytą wczoraj drogę, wrócili do prawdziwego lądu, to i tak w dalszym ciągu mieliby do pokonania rzekę, a ta równie dobrze mogła być patrolowana przez wodne stwory aż do głębi lądu. A zatem - czyż mieli się odważyć na przeprawę tutaj i teraz? Nurt rzeczny wcinał się ostro w nowe morze. Sanderowi nie podobał się sposób, w jaki rzucane przez niego w celu sprawdzenia siły tego nurtu kawałki drewna kręciły się w kółko. Ponadto zmierzył głębokość rzeki długim kijem. Blisko brzegu woda sięgała do wysokości ud. Dalej, jak przypuszczał, będą musieli płynąć. I będą musieli walczyć z prądem również po to, by ich nie zniósł do morza. To oznaczało powrót w górę rzeki, aby uzyskać odległość pozwalającą na swobodne dryfowanie. Znał rzeki równin. Lecz - z wyjątkiem wiosny, kiedy gwałtownie wzbierały - żadna z nich nie stanowiła nigdy takiego problemu jak ta. - Umiesz pływać? - spytał Fanyi, kiedy dołączyła do niego. Zdawał sobie sprawę, że on sam nie ma się czym chwalić. Ale w końcu przy odpowiednim wysiłku potrafi utrzymać się na powierzchni wystarczająco długo, by dotrzeć na drugi brzeg. Zakładając, że gość z poprzedniej nocy ani jego towarzysze nie pojawią się, żeby pogorszyć sytuację. - Umiem, a ty? - Wystarczająco, żeby się przeprawić na drugi brzeg. - Sądzę, że lepiej będzie - dziewczyna jak echo powtórzyła jego własną myśl - przeprawić się tutaj. Jeśli zawrócimy, stracimy mnóstwo czasu, a tam, dokąd się cofniemy, może się okazać trudniej zamiast łatwiej. Przygotowali się do przeprawy najlepiej jak potrafili. Ich torby były przywiązane wysoko i ciasno na grzbiecie Rhina; zdjęli ubrania i dołożyli je do bagaży obciążających kojota. Z kijem w dłoni Sander raźnie wkroczył do wody