... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

W pełni rozumiał Surrę — też miał ochotę tarzać się w trawie i mruczeć z zadowolenia. — Widzisz? — Jego mina wystarczyła Loganowi za odpowiedź. — Coś jest w powietrzu. Coś, co powoduje, że czujemy się w pełni sił i mamy ochotę do życia. Coś, co przyspiesza gojenie ran… Może to miejsce pomyślano nie tylko jako ogród botaniczny… — A stworzono też może jakieś drzwi? — Nawet trzy sztuki, tyle przynajmniej znaleźliśmy. Dwoje przegradzają kraty takie jak ta, przez którą weszliśmy, ale trzecie wyglądają znacznie bardziej obiecująco. — Dlaczego? — zainteresował się Hosteen. — Bo są zamurowane. Zgodnie z legendą powinny więc prowadzić na zewnątrz… Storm zdawał sobie sprawę, że należałoby wstać i obejrzeć to zamurowane wyjście, ale pierwszy raz od lat czuł się zbyt leniwy, by to zrobić, a co więcej, poddał się bez oporów temu lenistwu. Cudownie było tak leżeć pod sosną, obserwować konie i towarzyszy równie jak on odprężonych i nie odczuwających najmniejszej potrzeby działania. Znaleźli fragmencik raju, więc dlaczego mieli się spieszyć z jego opuszczeniem? Niespodziewanie Gorgol wstał, strzepnął igły z ubrania i rozejrzał się powoli, co u Norbiech zawsze oznaczało, że coś wzbudziło ich podejrzenia. A potem pokazał wolno i wyraźnie, robiąc długie przerwy między znakami, by mieć pewność, że zostanie właściwie zrozumiany: — To… pułapka… wielka pułapka! ROZDZIAŁ XIV * Pułapka? — powtórzył Logan bez specjalnego zainteresowania. Natomiast w Hosteenie stwierdzenie Norbiego wzbudziło niepokój — być może dlatego, że miał doświadczenia z rozmaitego rodzaju pułapkami, a niektóre były naprawdę pomysłowe… Podejrzenia te rosły błyskawicznie, toteż spytał: — Na czym polega ta pułapka? — Podoba ci się tutaj… jesteś szczęśliwy… — Gorgol wyraźnie szukał odpowiednich znaków, by przekazać skomplikowane wyjaśnienie. — Chcesz zostać, nie chcesz odejść… Storm usiadł gwałtownie. — A ty nie chcesz zostać? Gorgol rozejrzał się, odetchnął głęboko, dotknął resztek owoców i igieł sosnowych. — Dobre… pachnące… ale nie moje… — stwierdził i szerokim gestem pokazał inne ogrody. — Też nie moje… tu nie ma mojego miejsca, więc nic mnie tu nie trzyma… twoje jest i cię trzyma… Coś było w tym, co mówił Norbie, i zaniepokojenie Storma wzrosło. Fragment ojczystej planety położony w drugim krańcu galaktyki był idealną przynętą, a tutaj takich fragmentów było kilkadziesiąt… Może zresztą nie była to pułapka zamierzona, tym niemniej, jak sam się przekonał, niezwykle skuteczna. Zdeterminowany, wstał i odszedł od sosny. — Gdzie są te zamurowane drzwi? — spytał, nie odwracając się, by nie kusić losu: trawa wyglądała zdecydowanie zbyt zachęcająco… — Uważasz, że Gorgol ma rację? — O takich rzeczach się nie myśli. Decyduje się w oparciu o przeczucia, a co czuliśmy, sam wiesz. Może to nie zamierzona pułapka, ale jednak pułapka… — klepnął ogiera w zad, zmuszając do zejścia z trawy na ścieżkę, i krzyknął: — Surrraaaa… Było to ostateczne zawołanie, którego jak dotąd zmuszony był użyć tylko dwa razy. Odpowiedziało mu echo, płosząc różnobarwne insekty i ptaki pochodzące z rozmaitych planet. Echo ucichło, stworzenia opadły w dół i wtopiły się w roślinność, a po lwicy nadal nie było śladu. Złapał ogiera za uzdę i ruszył przed siebie ścieżką między ogrodami, zdecydowany zostawić jak najprędzej i jak najdalej za sobą ten fragment Ziemi. Już zaczynał żałować, że tak postąpił, więc im dłużej by zwlekał, tym trudniej byłoby nie tylko zrealizować, ale choćby podjąć taką decyzję. Zmusił się do myślenia o wrogu, co stanowiło skuteczny sposób rozładowania żalu i niechęci. Wydawało im się, że zakończyli życie na Ziemi? Właśnie przekonał się, że nie do końca. A już na pewno nie zniszczyli Ziemian! Przyspieszył kroku, celowo klucząc i zmieniając ścieżki, by jak najbardziej zagmatwać ślad i uniemożliwić sobie łatwe znalezienie sosny na trawniku. Ponownie zawołał Surrę i ponownie bez efektu. Hing nie sprawiała podobnych problemów — wędrowała obok, od czasu do czasu wąchając coś czy rozkopując z zainteresowaniem, ale przerywała, słysząc jego gwizd, gotowa do dalszej drogi. Dwa razy w trakcie wędrówki zobaczył roślinność, którą znał. Ona także pochodziła z odległych planet. A potem dogonili go pozostali. — Tu w lewo — wskazał Logan — wokół tego jeziorka i potem prosto, za tymi szkarłatnie upierzonymi drzewami… Ciekawe, z jakiej są planety?… Widzisz… teraz są prosto przed nami