... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Lećmy więc. - Dokąd? - Do... - Hari zdał sobie sprawę, że nie ma bladego pojęcia. - Prawdopodobnie wymknęliśmy się pościgowi. — Głos Dors był napięty i surowy. Seldon nauczył się już rozpoznawać u niej oznaki napięcia. - Chciałbym znowu zobaczyć Helikon. - Właśnie tego się spodziewają. Poczuł ukłucie rozczarowania. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bliskie jego sercu były wspomnienia o młodzieńczych latach, które tam spędził. Czy Trantor zdołał przytępić jego emocje? - A zatem dokąd? - Wykorzystałam tę chwilową przerwę, by zawiadomić przyjaciela przez łącze nadprzestrzenne - powiedziała. - Może będziemy mogli wró- cić na Trantor, chociaż okrężną trasą. 356 _ Trantor! Lamurk... _ Może nie spodziewać się takiego zuchwalstwa. _ Które przemawia na korzyść tego pomysłu. To było oszałamiające; skakanie po całej Galaktyce w stateczku wielkości pudełka. Skakali, robili unik i znowu skakali. Na kolejnych stacjach tuneli czasoprzestrzennych Dors „ubijała interesy". To znaczy przekupywała urzędników. - Kosztowne to wszystko - denerwował się Hari. - Jak ja to spła- cę... - Nieżywi nie martwią się o długi - powiedziała Dors. - Tak bardzo angażujesz się we wszystkie sprawy. - Delikatność na nic się tutaj nie zda. Po ostatnim skoku wyłonili się na orbicie jakiejś wspaniałej gwiaz- dy. Obok nich pędziły strumienie światła. - Ciekawe, jak długo jeszcze utrzyma się ten tunel? - zastanawiał się Hari. - Jestem pewna, że zostanie uratowany. Wyobraź sobie ten chaos w systemie, gdy wejście do tunelu zaczyna tryskać gorącą plazmą. Seldon znał system tuneli czasoprzestrzennych, który nie był czę- sto używany, chociaż odkryto go jeszcze w czasach przedimperialnych. Po tym, jak do głosu doszła fizyka rachunku czasoprzestrzennego, statki mogły kursować po całej Galaktyce dzięki wywoływaniu stanów czaso- przestrzennych. Pozwalało to badać fragmenty przestrzeni pozbawio- ne tuneli, ale kosztowało wiele energii i stwarzało pewne niebezpie- czeństwo. Co więcej, takie podróże były dużo wolniejsze niż zwykłe loty tunelami. A jeśli Imperium zginie? Czy przepadnie również sieć tuneli czaso- przestrzennych? Czy zwinne myśliwce i flota wojenna ustąpią miejsca ociężałym pancernikom nadprzestrzennym? Następny punkt przeznaczenia unosił się w czarnej złowieszczej pustce, daleko od aureoli czerwonych karłów, ponad płaszczyzną Ga- laktyki. Dysk rozciągał się w całej swej świetlistej okazałości. Hari przypomniał sobie o monecie, której się kiedyś przyglądał, i o małej plamce, która wyobrażała ogromną masę, wielką strefę. Tutaj takie ludzkie terminy wydawały się zupełnie bezsensowne. Galaktyka była spokojną jednością, potężniejszą niż jakakolwiek perspektywa człowieka czy wizja pansa. - Oczarowany? - zapytała Dors. - Widzisz Andromedę? Wygląda, jakby była zupełnie blisko. 357 Ponad nimi rozciągała się podwójna spirala. Zakrzepły pył kształ- tował błękitne, purpurowe i szmaragdowe gwiazdy. - Nadchodzi czas połączenia - ostrzegł Hari. To skrzyżowanie czasoprzestrzenne miało pięć odgałęzień. Trzy czar- ne kule orbitowały blisko siebie, pulsując jasno promieniowaniem kwan- towym na obrzeżach. Dwa tunele w kształcie sześcianów krążyły tro- chę dalej. Hari wiedział, że zdarzają się takie rzadkie odmiany sze- ścienne, ale nigdy żadnej nie widział. Miał wrażenie, że oba te tunele powstały gdzieś na obrzeżach Galaktyki, ale takie kwestie były tak naprawdę poza sferą jego zainteresowań. - Lecimy właśnie tam — powiedziała Dors, wskazując promieniem lasera jeden z sześcianów i kierując tam statek. Pomknęli ku mniejszemu z nich. Stacja czasoprzestrzenna była automatyczna i nikt tam na nich nie czekał. - Będzie ciasno - zauważył nerwowo Seldon. - Spokojnie, mamy dużo miejsca. Hari pomyślał, że Dors żartuje, ale zdał sobie sprawę, że nie doce- nia zalet tego połączenia. W tym mało uczęszczanym tunelu podstawą były niskie prędkości. Dobrze dla fizyki, źle dla ekonomii. Ogranicze- nie przepływu masy czyniło z takiego tunelu ciche, spokojne rozdroże. Seldon spojrzał na Andromedę, by zapomnieć o pilotowaniu. Wą- skie tunele nie pojawiały się w innych galaktykach z powodu grawita- cji kwantowej. Mogłoby się to zdarzyć w wypadku tych ekstremalnie wąskich, lecz gdyby przez wejście przechodziło więcej niż jedno ciało, fala ściskająca ściany mogłaby zabić. Tylko niewielu odważyło się za- nurkować w takim tunelu w poszukiwaniu pozagalaktycznych punk- tów wynurzenia. Jednym z takich śmiałków był legendarny Steffno, który wyłonił się w galaktyce skatalogowanej jako M87. Steffno uzyskał dane o efek- townej strudze gazów, majestatycznych pasmach skręcających się w wę- żowe arabeski, które tryskały z czarnej dziury w centrum M87. Sa- motny podróżnik nie zwlekał i zdążył wrócić ledwie kilka sekund przed tym, nim tunel zatrząsł się strumieniem świetlnych punkcików. Nikt nie wiedział dlaczego. Czasem fizyka sprzeciwia się pozagalaktycznym przygodom. Sześcienny tunel zaprowadził ich szybko do kilku stacji na niskich orbitach planet. W jednym ze światów Hari rozpoznał dość rzadki okaz ze starą, ale zniszczoną biosferą. Planeta ta, tak samo jak Panucopia, utrzy- mywała zaawansowane formy życia. Na zamieszkanych światach pierwsi badacze zawsze odnajdywali algi, które nigdy bardziej się nie rozwinęły. - Dlaczego nie ma żadnych interesujących obcych? - mruknął Hari, gdy Dors załatwiała interesy z miejscowymi urzędnikami. Od czasu do czasu Dors przypominała mu, że jest również history- kiem. 358 - Przejście od organizmów jednokomórkowych do wielokomórko- vch trwało miliardy lat, jak głosi teoria. Pochodzimy z jakiejś szyb- kiej i bardziej wytrzymałej biosfery. To wszystko. _ Pochodzimy też z planety, która miała przynajmniej jeden duży księżyc. - Dlaczego? - zapytała Dors. - Mamy do czynienia z dwudziestoośmiodniowymi cyklami. Na przykład menstruacja u kobiet, co- nawiasem mówiąc- nie zdarza się u pansów. Tak zaprojektowała nas biologia. Nam się udało, a tym biosferom nie. Jest wiele sposobów, by unicestwić świat. Zmiany orbity powodujące zlodowacenia. Trafienia asteroid. - Hari uderzył głośno w ścianę statku. - Chemia planety jest zaburzona: zmierza w kierun- ku zbytniego ocieplenia lub zlodowacenia. - Rozumiem. - Ludzie są twardsi i sprytniejsi niż ktokolwiek inny. My jesteśmy tutaj, a oni nie. - Kto tak twierdzi? - Standardowa wiedza oraz socjoteoretyk Kampfbel... - Jestem pewna, że masz rację - powiedziała szybko Dors. Ton jej głosu sprawił, że się zawahał. Lubił dobrą wymianę zdań, ale teraz przechodzili przez niezmiernie ciasny sześcian. Jego krawę- dzie płonęły niczym cytrynowa konstrukcja euklidesowa