... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Po prostu zaczęliśmy odczuwać potrzebę szczegółowego wzajemnego informowania się o swoich zamiarach. Z małpich pochrząkiwań wykształcił się ludzki język. Po trzecie, staliśmy się sprytniejsi. Potrzebne nam były narzędzia, które by zastąpiły ostre pazury, wielkie kły i potężne siekacze. Musieliśmy udoskonalić zdolność manipulowania naszym nowym światem zarówno w sensie przenośnym, jak i dosłownym. 52 Małpa polująca Kiedy już wytworzyliśmy narzędzia, należało poprawić skuteczność w posługiwaniu się nimi. Szympansy na przykład rzucają w swoich wrogów kijami i kamieniami — w ten sposób bombardują drapieżców, takich jak lamparty — ale ich celność jest problematyczna i przypadkowa. W niewoli, podczas badań laboratoryjnych, wykazują pewną precyzję w sztuce celowania, ale w warunkach naturalnych jej nie doskonalą. My, jako myśliwi, musieliśmy jednak tę umiejętność rozwijać. Musieliśmy ją doskonalić, co znalazło dziś odbicie w kunszcie współczesnych łuczników. Jako biegacze ścigający szybkie ofiary na tropikalnych równinach musieliśmy się — zgodnie z tradycyjną wersją ewolucji — przegrzewać. Osobniki pokryte rzadszą sierścią mogły biec szybciej i dłużej. Stopniowo więc pozbywaliśmy się naszych futer, co z kolei w zimne noce stanowiło problem. Zaczęliśmy bowiem marznąć. Odpowiedzią na to było wykształcenie się tkanki tłuszczowej pod nagą teraz skórą. Grzała, gdy było nam zimno, a jednocześnie nie przeszkadzała w obfitym wydzielaniu potu w czasie upałów. A zatem okazała się idealnym rozwiązaniem. Niczym nie osłonięta skóra była z pewnością dostatecznie ciemna, by nas chronić przed promieniowaniem ultrafioletowym, co umożliwiało polowanie nie tylko w chłodzie wczesnych ranków i głębokich wieczorów, ale także w upale dnia. Znacznie później, kiedy przesunęliśmy granice terenów łowieckich na bezsłoneczną północ, stawaliśmy się coraz bledsi, by nasza skóra mogła absorbować każdy najwątlejszy nawet promień słońca. Tak pokrótce wygląda tradycyjna wersja ewolucji człowieka. Nie wyjaśnia jednak kilku dziwnych szczegółów naszej anatomii, jak również naszych zachowań. Skoro zaczęliśmy polować zespołowo, to dlaczego nie galopowaliśmy na czterech łapach? Małpy potrafią gnać po ziemi znacznie szybciej, niż biega człowiek. Jako istoty dwunożne musieliśmy się stać znacznie powolniejsi, zwłaszcza w początkowym okresie, gdy uczyliśmy się poruszać w pozycji pionowej. I druga sprawa: jeżeli pozbyliśmy się sierści, by uniknąć przegrzania, to dlaczego inni drapieżcy otwartych przestrzeni — lew, gepard, pies czy hiena — zachowali futro? Co więcej, dlaczego ciało kobiety jest mniej owłosione od ciała mężczyzny, mimo że jest od niego mniej muskularne? Skoro kobiety nie mogły biegać równie szybko jak mężczyźni, z powodu słabszej budowy jak również obciążenia przez większość czasu potomstwem, to po co im była naga skóra umożliwiająca chłodzenie? Trudno uciec od koncepcji, zgodnie z którą podczas owej trwającej tysiąclecia tajemniczej przerwy plioceńskiej stało się z nami coś jeszcze — i to bardzo dziwnego. Do dziś wysunięto w tej sprawie tylko jedną poważną hipotezę, a i ona spotkała się z wielkim 53 Małpa polująca sprzeciwem. Jest to mianowicie teoria wodnego pochodzenia człowieka, według której nasi przodkowie przeszli jedno ze stadiów rozwojowych jako istoty wodne, kiedy to miały się pojawić po raz pierwszy niektóre z naszych obecnych cech. Teoria ta jest ostro krytykowana przez zapiekłych tradycjonalistów, którzy utrzymują, że opiera się ona jedynie na domniemaniach i że na jej potwierdzenie brak nawet najwątlej-szych dowodów. Dyskretnie jednak milczą o tym, że ich „teoria polowania na sawannach" ma charakter równie poszlakowy. Jest wprawdzie prostsza, ale skoro nie wyjaśnia tak wielu osobliwości dotyczących gatunku ludzkiego, to warto przynajmniej przyjrzeć się bliżej teorii wodnego pochodzenia człowieka, stanowiącej wobec niej alternatywę