... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Kryzys miast na Zachodzie był głębszy i wcześniej- Pasterze ludu Bożego 19 kościelnej doktryny tak ważna), a jej zaniku w zachodniej, nie mogła ona bowiem istnieć poza środowiskiem miejskim. Stosunki między Wschodem a Zachodem nacechowane były rosnącym zobojętnieniem na losy drugiej strony. Pamięć o wspólnej przeszłości trwała i dawała się niekiedy użyć jako temat propagandowy, ale jego nośność w miarę upływu czasu słabła. Rosła natomiast nieuchronnie pogarda i rozdraż- nienie z racji inności partnera. To „rozsuwanie się" spójnych niegdyś części trzeba mieć w pamięci, aby móc zrozumieć stosunki między chrześcijaństwem wschodnim i zachodnim. W sprawach wiary poczucie więzi było co prawda silniejsze niż w innych dziedzinach, ale brak zrozumienia i zainteresowania dla drugiej strony na in- nych płaszczyznach nie ułatwiał współpracy między Kościołami. Wschód nie zdawał sobie sprawy (i nie chciał zdać sobie sprawy) z wagi procesów jedno- czących Kościoły zachodnie wokół Rzymu. Prymat Rzymu w sferze doktry- nalnej był dla wszystkich do przyjęcia — zwłaszcza jeśli nie starano się nad- miernie precyzować jego przedmiotu — potrzebę utrzymania jedności od- czuwano silnie, ale za tym bynajmniej nie szła akceptacja nowego modelu Kościoła wypracowanego w Rzymie. Brak głębszego wyczucia, a także brak elementarnej sympatii dla tego, czym żył i czym się pasjonował Wschód, w równym stopniu cechował przedstawicieli Kościołów Zachodu. Nawet wtedy, gdy interweniowali z dobrym (ze swojego punktu widzenia) skutkiem w teologiczne spory na Wschodzie, nie wykazywali oni dostatecznego zrozu- mienia dla rozmiarów i natury emocji kryjących się za tymi, tak dla łacinni- ków gorszącymi, kłótniami o dogmaty. Biskupi Zachodu nie zawsze byli w stanie trzeźwo ocenić układ sił we wschodnich Kościołach, pojąć, gdzie leżały przyczyny rozdarć, i zdać sobie sprawę z ich powagi. Ich inicjatywy, okresowo wieńczone sukcesami, rodziły często konflikty w następnych dzie- sięcioleciach. Owoce niezręczności i uporu bywały gorzkie. Pamiętając o tym podziale na kościelny Wschód i Zachód, musimy się bro- nić przed sugestiami, jakie płyną z naszego, dwudziestowiecznego, emocjo- nalnego stosunku do pojęcia „Wschód", nastrajającego nas od razu negatyw- nie. Niechęć do Wschodu jest w pracach tyczących się historii Kościoła nie- mal powszechnie obecna. Wynika to z kilku powodów. Po pierwsze historycy katoliccy, którzy piszą o Kościołach wschodnich późnej starożytności, nie mogą powstrzymać irytacji biorącej się z tego, że nie chciały się one poddać papieskiemu kierownictwu. Na domiar złego w oczach tych ludzi Kościoły wschodnie IV—VI w. są bezpośrednimi przodkami prawosławia, którego apologeci katolicyzmu na gruncie nauki historycznej nie mają powodów ani lubić, ani szanować (o wiele spokojniej i z większym respektem te same oso- by piszą o protestantach wszelkiej maści). Na szczęście wiele się w czasach ostatniego ćwierćwiecza zmieniło, odkąd Kościół przyjął ekumenizm za swo- ją maksymę, i oby ten proces posuwał się naprzód. 20 Pasterze ludu Bożego Uważny czytelnik zapewne zwrócił uwagę na to, że czasem używam słowa Kościół w liczbie mnogiej, tam gdzie spodziewałby się on wyłącznie liczby pojedynczej. Czynię to w pełni świadomie. Aż po wiek IV Kościół jako jed- nolita struktura organizacyjna jeszcze nie istnieje. Społeczności chrześcijań- skie poszczególnych miast, a czasami nawet większych wsi, stanowią Kościoły samodzielne. Pozbawienie ich swobody, włączenie w organizację zbudowaną w sposób hierarchiczny, poddanie kierujących nimi biskupów władzy wyżej od nich stojących dostojników, opracowanie zrębu zasad, którymi winno się kiero- wać duchowieństwo (tradycyjnie, choć nieco przedwcześnie w przypadku staro- żytności, nazywa się te zasady prawem kanonicznym), urzeczywistniane było stopniowo w ciągu wieku IV. Dopełnienie tego procesu nastąpi dopiero w na- stępnych stuleciach