... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Wessało mnie, po czym wyrzuciło na zewnątrz. Myślę, że przebyło w przestrzeni drogę do tego miejsca, które będzie zajmował Układ Słoneczny. Poprzez jakiś kolejny wymiar, osiągając szybkość wyższą od prędkości światła i wyrzucając mnie w dalekiej przyszłości. To nie była zwykła opowieść. On po prostu głośno myślał i dopiero po chwili zauważył moją obecność. - Nie byłem w stanie nic odczytać z ich przyrządów. Siedem milionów lat ewolucji odmieniło wszystko. Stąd też wracając minąłem się nieco z celem. Musiałem się znaleźć w roku trzy tysiące pięćdziesiątym dziewiątym. Niech mi pan powie, jakie jest wasze ostatnie osiągnięcie naukowe? Tak mnie zaskoczył tym pytaniem, że wymieniłem pierwszą rzecz, jaka przyszła mi na myśl. - Chyba telewizja. Poza tym radio, samoloty. - Radio... to świetnie. Będą mieli odpowiednie przyrządy. - Chwileczkę. Kim pan właściwie jest? - Och, przepraszam. Zapomniałem - odrzekł tym swoim organowym głosem. - Nazywam się Ares Sen Kenlin. A pan? - James Waters Bendell. - Waters?... Cóż to oznacza? Nie rozumiem. - Cóż, to imię, rzecz jasna. Dlaczego miałby pan je rozumieć? - To znaczy, że nie macie jeszcze klasyfikacji. „Sen” oznacza naukowiec. - Skąd pan przybył, panie Kenlin? - Skąd? - uśmiechnął się. - Z przestrzeni, z dystansu ponad siedmiu milionów lat - odparł, powoli i miękko wymawiając wyrazy. - Ludzie przyszłości stracili rachubę czasu. Maszyny wyeliminowały zbędne czynności. Nie wiadomo już było, który jest rok. A tak w ogóle, pochodzę z Neva’th City, z roku 3059. Wtedy właśnie zacząłem podejrzewać, że facet jest stuknięty. - Byłem badaczem - kontynuował. - Uczonym, jak już powiedziałem. Mój ojciec też był naukowcem, zajmował się genetyką ludzi. Ja jestem efektem jego doświadczeń. Dopiął swego. Na całym świecie zaczęto stosować jego metodę. Ja byłem pierwszym z nowej rasy. Nowa rasa... O Boże... Co było... Co będzie... Jaki będzie koniec? Widziałem go... prawie. Widziałem ich... małych ludzików... zdziczałych... zagubionych. I maszyny. Czy musi się tak stać?... Czy nic nie można odmienić?... Niech pan słucha: nauczyłem się takiej piosenki. Zaśpiewał ją. Teraz nie musiał już opowiadać o tych ludziach. Znałem ich. Zdawało mi się, że słyszę ich głosy brzmiące w dziwnych, jakby trzaskających, nieangielskich słowach. Wyczuwałem ich straszliwą tęsknotę. Piosenka była, jak sądzę, w tonacji minorowej. Nawoływała. Wzywała i zapytywała. I bez nadziei szukała czegoś. Ponad tym wszystkim górował szum i zawodzenie nieznanych, zapomnianych maszyn. Maszyn, których nie można było wyłączyć, gdyż kiedyś puszczono je w ruch, a mali ludzie zapomnieli, jak się je zatrzymuje. Zapomnieli nawet, do czego one służą; przyglądali się im jedynie i nasłuchiwali. I dziwili się. Nie potrafili już ani czytać ani pisać. Język uległ tak gruntownym zmianom, że zapisy foniczne ich przodków nie przedstawiały dla nich żadnej wartości. Lecz piosenka trwała, a ludzie zastanawiali się. Spoglądali w przestrzeń i widzieli ciepłe, przyjazne im gwiazdy, ale zbyt odległe. Znali dziewięć planet, które zamieszkiwali. Oddzieleni nieskończoną pustką, nie widzieli dotąd innych cywilizacji, nowego życia. A w tym wszystkim - dwie rzeczy: maszyny i osłupiałe zapomnienie; Może jeszcze pytanie: dlaczego? O tym mówiła piosenka, od której przeszły mnie ciarki po grzbiecie. Nie powinno się jej śpiewać dzisiejszym ludziom. Robiła wrażenie, jakby zabijała wszystko, a na pewno zabijała nadzieję. Po jej wysłuchaniu zacząłem mu wierzyć. Kiedy skończył śpiewać, milczał przez chwilę. Potem otrząsnął się i kontynuował swą opowieść. - Nie uwierzy pan, jeszcze nie. A ja ich widziałem. Stali tuż obok mnie - zdeformowani ludzie o olbrzymich głowach. Lecz ich głowy dźwigały jedynie mózgi. Mieli maszyny, które potrafiły myśleć, ale ktoś wyłączył je jakiś czas wcześniej, a nikt z nich nie wiedział, jak się je uruchamia. To była najstraszniejsza rzecz. Mieli wspaniałe mózgi, o wiele lepsze niż pański czy mój. Ale wyłączono ich może kilka milionów lat wcześniej i od tego czasu byli pozbawieni myśli. Sympatyczni, mali ludzie. Tyle tylko wiedzieli