... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Tymczasem zapraszam do lektury, gorąco zachęcam do tego, by czytać dużo, mądrze, starać się czerpać z literatury fantastycznej radość i pozwalać, by wzbudzała w nas głębszą refleksję nad nami i naszym światem; by śmiało stawiać kroki w nieznane. Konrad Walewski * Haruki Murakami, „Ciastka z miodem" w: Wszystkie boże dzieci tańczą, przełożyła z japońskiego Anna Zielińska-Elliott, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2006, s. 149. Jeffrey Ford Impe rium lodó w Czy znana jest wam woń zgaszonych urodzinowych świeczek? W moim odczuciu ich aromat wypierany jest przez dźwięk przy- pominający pociągnięcie smyczkiem po basowej strunie skrzypiec. Nuta ta niesie w sobie całą melancholijną radość, jaką, jak mi mó- wiono, woń owa rodzi - utratę kolejnego roku, obietnicę gromadzo- nej mądrości. W podobny sposób jawią mi się przed oczyma dźwięki gitary akustycznej jako złoty deszcz, który pada z wysokości tuż ponad moją głową, by wkrótce niknąć na poziomie splotu słonecz- nego. Istnieje pewien gatunek importowanego szwajcarskiego sera, który lubię, a który składa się z trójkątnych kawałeczków - gdy go dotykam, czuję pod palcami jedwab, w ustach zaś smak cytrynowej bezy. Owa percepcja to nie tylko myśli, lecz konkretne fizyczne doznanie. Podobnie jak około dziewięć na milion osób jestem, w zależności jak na to spojrzycie, przeklęty bądź pobłogosławiony przypadłością znaną jako synestezja. Dopiero niedawno odkryto, iż proces synestezji ma miejsce w rogu Ammona, części pradawnego układu limbicznego, w którym zapamiętane doznania - wyzwalane w rozmaitych geograficznych regionach mózgu wskutek bodźców zewnętrznych - łączą się ze sobą. Uważa się, iż każdy w jakimś punkcie podświadomości doświadcza owego nakładania się sensorycznych skojarzeń, lecz w większości są one odfiltrowywane i jeden tylko zmysł zyskuje przewagę w rzeczywistości na jawie. W nas, nielicznych szczęścia- rzach, filtr ów jest uszkodzony, czy może udoskonalony, toteż to, co zwykle podświadome, staje się świadomym. Niewykluczone, iż w jakimś zamierzchłym momencie historii nasi przodkowie byli całkowitymi synestetami i potrafili jednocześnie czuć dotyk 14 Kroki w nieznane 2006 i woń, słyszeć, smakować, widzieć - każde konkretne wydarzenie łączyło pamięć wszystkich zmysłów, nie przyznając pierwszeństwa orzeczeniom jednej z pięciu bram, przez które wdziera się w nas „rzeczywistość". Naukowe wyjaśnienia, o tyle, o ile jestem w stanie je śledzić, obecnie wydają się rozsądne, ale kiedy byłem mały i mó- wiłem moim rodzicom o szepcie winylu, fetorze fioletu, wirujących błękitnych kręgach kościelnego dzwonu, poczęli się obawiać, że jestem niedorozwinięty i że umysł mój przepełnia się halucynacjami niczym opuszczony dom pękający w szwach od duchów. Jako jedynakowi nie było mi dane zaznać luksusu anormal-ności. Rodzice moi byli już ludźmi dojrzałymi, gdym przyszedł na świat po serii poronień - matka dobiegała czterdziestki, ojciec liczył czterdzieści pięć lat. Faktu, iż jako pięciolatek słyszałem coś, co opisywałem jako wołanie anioła, ilekroć dotykałem aksamitu, nigdy nie przyjmowano do wiadomości, lecz postrzegano go jako chorobę, którą należy leczyć wszelkimi dostępnymi metodami. Pieniądze nie grały roli w pogoni za całkowitą normalnością. Toteż wczesne lata mego dzieciństwa były udręką godzin spędzanych w poczekalniach psychologów, psychiatrów oraz terapeutów. Trudno znaleźć mi słowa, by opisać odmęty medycznych szarlatanerii, w jakich zostałem zanurzony za sprawą prawdziwej armii tak zwanych profesjonalistów, którzy rozpoznawali u mnie wszystko, od schizofrenii po dwubiegunową depresję oraz niski współczynnik inteligencji będący skutkiem konfundującej nauki korzystania z nocnika. Jako dziecko byłem z nimi całkowicie szczery i mówiłem o tym, czego doświadczałem - mój pierwszy błąd, którego skutkiem były badania krwi, skanowanie mózgu, specjalne diety oraz przymusowa konsumpcja nieskończonej listy przytępiających umysł medykamentów, które osłabiały moją wolę, lecz nie waniliową woń złotych promieni słońca padających na późnojesienne popołudnia