... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Suzy rzuciła się naprzód, ale Way ją powstrzymał, widząc, jak Gracie opiekuńczo obejmuje jego przyszłego pasierba. - Odsuńcie się! - krzyknęła Gracie. Jej miedziane włosy lśniły w słońcu, a wyraz twarzy nasuwał na myśl wojowniczą Amazonkę. - Niech nikt go nie dotyka, słyszycie? Niech nikt go nie dotyka! Bobby Tom, wciąż w rękami skutymi na plecach, spojrzał na nią, lekko otumaniony. Fakt, że na razie nic mu nie zagrażało, nie zmniejszył czujności Gracie. Każdy, kto chce go zranić, będzie miał najpierw do czynienia z jej pięściami. Poczuła, jak przytulił policzek do czubka jej głowy i zaczął mruczeć cu downe słowa tak cichutko, że tylko najbliżej stojący mogli je usłyszeć. - Tak bardzo cię kocham, skarbie. Powiedz, że wybaczysz mi to, co zro biłem wczoraj w nocy. Wszystko, co mówiłaś na mój temat, to prawda. Wiem o tym. Jestem nieczuły, samolubny, egocentryczny i tak dalej. Ale zmienię się. Przysięgam. Jeśli wyjdziesz za mnie, zmienię się. Tylko mnie nie zosta wiaj, bo kocham cię do szaleństwa. Ktoś musiał mu zdjąć kajdanki, ponieważ nagle ją objął. Patrzyła mu prosto w oczy, które nawet mimo opuchlizny błyszczały od łez. Z niedowie rzaniem zdała sobie sprawę, że mówił poważnie. To wyznanie miłości nie miało nic wspólnego ze zranioną dumą ani z wyrównywaniem rachunków. Przemawiał do niej z głębi serca. 266 - Powiedz, że dasz mi jeszcze jedną szansę - wyszeptał, ujmując jej policzki w dłonie. - Powiedz, że mimo wszystko kochasz mnie jeszcze. Gardło miała ściśnięte ze wzruszenia. - To moja słabość. -Co? - Miłość do ciebie. Kocham cię, Bobby Tom, i zawsze będę cię kochać. Poczuła, że zadrżała. - Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy słysząc twoje słowa. - Na moment zamknął oczy, jakby zbierał się na odwagę. Kiedy znowu je otwo rzył, jego rzęsy były wilgotne od łez. - Wyjdziesz za mnie, prawda, kocha nie? Powiedz, że zostaniesz moją żoną. Niepewność, którą dosłyszała w jego głosie, sprawiła, że jej miłość do niego jeszcze wzrosła, a oczy Gracie również napełniły się łzami. - Tak, wyjdę za ciebie. Na kilka chwil zapomnieli o ludziach, stojących wokół nich. Byli sami na poboczu drogi w Teksasie, w jasnych promieniach słońca, z jeszcze jaśniejszą przyszłością przed sobą, pełną śmiechu, dzieci i miłości. Pocałował ją swoimi biednymi, spuchniętymi ustami, a ona położyła na nich bardzo delikatnie wła sne wargi. W końcu Suzy przerwała ich pocałunek, dotykając zmaltretowanej twarzy syna, aby upewnić się, czy nie jest poważnie ranny. Jednocześnie Way wziął w ramiona Gracie, wypuszczoną z objęć Bobby'ego Toma. Stopniowo docierał do nich ciągły trzask drzwiczek samochodowych, gdyż coraz więcej mieszkańców Telarosa blokowało autostradę, aby an własne oczy zobaczyć Bobby'ego Toma po ucieczce z więzienia. Gracie dostrzegła Toolee Chandler i Judy Baines, pastora Franka oraz cały klub brydżowy Suzy. Jimbo Thackery odszedł na stronę, gdzie Connie Cameron chyba robiła mu awanturę. Luther wydawał się podejrzanie zadowolony z siebie, patrząc na Bobby'ego Toma, który na powrót obejmował Gracie. - Dam ci kilka godzin, abyście sobie z Gracie wszystko wyjaśnili, a po tem odbędziemy obaj miłą, długą pogawędkę z sędzią Gatesem. Nie bez ko zery nazywają go wieszającym sędzią, B.T., możesz więc sobie wyobrazić, że zanim się skończy to całe zamieszanie, otrzymasz cały stosik grzywien oraz nie najlżejszą pracę do wykonania w czynie społecznym. Ta eskapada będzie cię ładnie kosztować, chłopcze. Gracie, wyzierająca z objęć Bobby'ego Toma, nie mogła się powstrzy mać; musiała wtrącić swoje trzy grosze. - Klub seniora powinien dysponować własnym autobusem z rampą dla podnoszenia foteli. Luther uśmiechnął się do niej z dumą. - Wspaniały pomysł, Gracie. A może przyszłabyś kiedyś na nasze spo tkanie i pomogła nam, gdybyśmy z sędzią Gatesem potrzebowali trochę in wencji twórczej? 267 - Z przyjemnością. Bobby Tom uniósł w oburzeniu brwi. - Po czyjej stronie właściwie stoisz? Zajęło jej trochę czasu, zanim mu odpowiedziała; wyobraziła sobie, ile dobra może zdziałać w przyszłości Fundacja Bobby'ego Toma Dentona. - Zostanę obywatelką tego miasta, mam zatem obowiązki wobec tutej szej społeczności. Zrobił jeszcze bardziej oburzoną minę. - A kto powiedział, że tu zamieszkamy? Uśmiechnęła się do niego tkliwie i pomyślała, że jak na inteligentnego mężczyznę, potrafił czasami być zadziwiająco tępy. Zastanowiła się, ile cza su zajmie mu zrozumienie, że nigdzie indziej nie mógłby czuć się naprawdę szczęśliwy. - Wróćcie razem z nami - zaproponował Way. Bobby Tom miał właśnie posłuchać jego rady, kiedy przez tłum prze pchnęła się Terry Jo. - Nie tak szybko! - Zdeterminowany wyraz jej twarzy wyraźnie świad czył o tym, że jeszcze nie przebaczyła Bobby'emu Tomowi ran, które zadał jej mężowi. - Będziesz musiał odpowiedzieć za to, co zrobiłeś mojemu Bud dyzmu, więc nie myśl, że pozwolimy, aby to wszystko tak gładko się dla ciebie skończyło. - Gładko?! - wykrzyknął Bobby Tom, ciasno obejmując Gracie, jakby wciąż się obawiał, że mu się wymknie. - O mało się dzisiaj nie zabiłem! - Wielka szkoda, ponieważ wczoraj w nocy o mało nie zabiłeś Buddy'ego. - Nieprawda, Terry Jo. - Buddy wyglądał na zmieszanego. - Po prostu lubimy się bić z Bobbym Tomem. - Ty się lepiej zamknij. To tylko jedna sprawa