... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Gdyby zjawił się tu w jakim!<.ol":Ie~ innym terminie, Beatrice Smith zginęłaby. Wu lubił rozmy~lac o takich sprawach, o tym, jak często drobiazgi, zbiegi okolIc~ności, których sobie nie uświadamiamy i nie jesteśmy VI stame kontrolować, wpływają na nasze życie. Nazwijcie to losem, szczęściem, przypadkiem, Opatrznością. Wu uważał, że to fascynujące. Beatrice Smith miała garaż na dwa samochody. Jej brązowy land-rover stał po prawej. Lewa strona była wolna. Na podłodze pozostała stara plama po oleju. Wu domyślił się, że właśnie tutaj Maury parkował swój wóz. Teraz to miejsce było zawsze puste i Wu mimo woli pomyślał o matce Freddy'ego Sykesa oraz nieużywanej połowie jej łóżka. Zaparkował samochód. Otworzył bagażnik. Jack Lawson wyglądał kiepsko. Wu rozwiązał mu nogi, żeby mógł iść. Ręce pozostawił związane w przegubach. Poprowadził go do środka. Po drodze Jack Lawson dwukrotnie upadł. Krążenie w nogach jeszcze. nie wróciło do normy. Wu przytrzymał go za kołnierz koszulI. - Wyjmę ci knebel - powiedział. Jack Lawson kiwnął głową. Wu widział to w jego oczach. Lawson się załamał. Wu nie poturbował go mocno, przynajmniej na razie, lecz kiedy siedzisz długo w ciemności, sam ~a sam z własnymi myślami, twój umysł zamyka się i zaczyna Je przetrawiać. A to zawsze jest niebezpieczne. Wu wiedział, że kluczem do spokoju ducha jest nieustanny ruch, działa~i~. Kiedy podążasz naprzód, nie masz czasu rozmyślać o WIme lub niewinności. Nie myślisz o przeszłości czy marzeniach, radościach czy rozczarowaniach. Chcesz tylko przetrWać. Ranić lub być ranionym. Zabijać lub zostać zabitym. Wu wyjął knebel. Lawson nie prosił i nie zadawał pytań. Tę fazę mieli już za sobą. Wu przywiązał mu nogi do krzesła. Przeszukał spiżarnię i lodówkę. Obaj zjedli w mi1czeviu. Kiedy skończyli, Wu pozmywał naczynia i posprzątał. Jack Lawson pozostał przywiązany do krzesła. Zadzwonił telefon komórkowy Wu. 217 - Tak. - Mamy problem. Wu czekał. - Kiedy go zgarnąłeś, miał przy sobie to zdjęcie, tak? - Tak. - I powiedział, że to jedyna odbitka? - Tak. -Mylił się. Wu milczał. - Jego żona ma kopię, tego zdjęcia. Pokazuje je wszędzie. - Rozumiem. - Zajmiesz się tym? - Nie. Nie mogę tam wrócić. - Dlaczego? Wu nie odpowiedział. i - Zapomnij, że pytałem. Użyjemy Martina. On ma infor; macje o jej dzieciach. Wu nic nie powiedział. Nie podobał mu się ten pomysł, ale zatrzymał tę opinię dla siebie. Zanim się rozłączył, głos w telefonie rzekł: - Zajmiemy się tym. 28 Grace powiedziała: - Josh kłamie. Znów byli na Main Street. Chmury groziły deszczem, lecz na razie dzień był tylko parny. Scott Duncan wskazał znajdujący się kilka sklepów dalej lokal. - Wpadłbym do Starbucks - powiedział. - Zaczekaj. Nie sądzisz, że on kłamie? -- Jest zdenerwowany. To różnica. Scott Duncan otworzył szklane drzwi. Grace weszła. W Starbucks była kolejka. W Starbucks chyba zawsze jest kolejka. Z głośników płynął jakiś stary bluesowy przebój w wykonaniu Billie Holiday, Diny Washington lub Niny Simone. Piosenka skończyła się i następną wokalistką była dziewczyna z gitarąJewel, Aimee Mann, a może Lucinda Williams. - A co ze sprzecznościami? - zapytała Grace. Scott Duncan zmarszczył brwi. -Noco? - Czy nasz przyjaciel Josh wygląda na faceta chętnie współpracującego z władzami? - Nie. - No to co się spodziewałaś od niego usłyszeć? - Jego szef mówił, że Josh miał jakieś sprawy rodzinne. Nam powiedział, że był chory. 219 - To jest sprzeczność - przyznał. - Ale? Scott Duncan teatralnie wzruszył ramionami, naśladując Josha. - Prowadziłem mnóstwo spraw. Wiesz, czego się dowiedziałem o sprzecznościach w zeznaniach? Pokręciła głową. Mlekc. tworzyło pianę na kawie, przy akompaniamencie maszyny szumiącej jak wyciąg w myjni samochodowej. - One po prostu są. Byłbym bardziej podejrzliwy, gdyby ich nie było. Prawda zawsze jest zawiła. Przejąłbym się bardziej, gdyby opowiedział nam dopracowaną historyjkę. Wtedy zastanawiałbym się, czy nie przygotował jej wcześniej. Nie jest trudno konsekwentnie kłamać, ale ten facet dwukrotnie zapytany o to, co jadł na śniadanie, udzieliłby dwóch różnych odpowiedzi. Posunęli się naprzód. Zapytano ich, co chcą do picia. Duncan spojrzał na Grace. Zamówiła Venti Americano z lodem. Skinął głową i poprosił o to samo. Zapłacił specjalną debetową kartą Starbucks. Czekali, stojąc przy barze. - Więc uważasz, że mówi prawdę? - spytała Grace. - Nie wiem. Jednakjego odpowiedzi brzmiały wiarygodnie. Ona nie była tego taka pewna. - To on podrzucił to zdjęcie. - Skąd ta pewność? - Tam nie było nikogo innego. Wzięli kawę i znaleźli stolik pod oknem. - Powtórzymy to sobie - zaproponował. -Co takiego? - Wydarzenia. Odebrałaś zdjęcia. Dał ci je Josh. Czy obejrzałaś je od razu? Grace zapatrzyła się w dal. Próbowała przypomnieć sobie szczegóły. - Nie. - W porządku, a więc wzięłaś kopertę. Włożyłaś ją do torebki? - Trzymałam w ręku. . 220 - I co potem? - W siadłam do samochodu. - Wciąż mając tę kopertę? - Tak. - Gdzie ją położyłaś? - Na konsoli. Między przednimi siedzeniami. - Dokąd pojechałaś? - Odebrać Maxa ze szkoły. - Zatrzymywałaś się po drodze? - Nie. - Czy te zdjęcia przez cały czas były w twoim posiadaniu? Grace uśmiechnęła się mimo woli. - To zabrzmiało tak, jakbym przechodziła przez odprawę bagażową. - Teraz już o to nie pytają. - Od dawna nigdzie nie . leciałam. Uśmiechnęła się głupio i nagle zrozumiała, dlaczego zmieniłjl temat rozmowy. On też to zauważył. Wpadła na coś, na jakiś trop, którym nie miała ochoty podążyć. - Co? - zapytał. Pokręciła głową. - Może nie byłem w stanie spostrzec, że Josh coś ukrywał. Jednak w twoim przypadku bardzo łatwo to zauważyć. Co to takiego? - Nic. - Daj spokój, Grace. - Te zdjęcia przez cały czas były w moim posiadaniu. - Jednak? - Nie, to strata czasu. Wiem, że to Josh. To na pewno on. - Ale? Nabrała tchu