... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Przez cały styczeń we wszystkich koszarach warszawskich i na wszystkich placach ćwiczeń wrzała wytężona praca. Móz- giem i duszą poczynań zmierzających do odrodzenia narodo- wego wojska był Poniatowski. Dopiero co wyleczony z ciężkiej kontuzji, słabo jeszcze trzymający się na nogach — składał książę Józef w tych dniach styczniowych 1813 roku swój os- tatni i najpracowitszy egzamin na naczelnego wodza. „Na każdym kroku spotykał trudności niezmierne — pisze jego biograf Askenazy — w braku funduszów, wyczerpaniu co lepszego materyału rekruckiego, niedostatecznem poparciu ze strony najgłówniejszychministeryów skarbu i spraw wewnętrz- nych. Mimo wszystko w czasie najkrótszym, w ciągu kilku ty- godni, prawie z niczego miał znowu kilkanaście tysięcy ludzi pod bronią. * To był rezultat nieoszacowany, niezbędny. Była odzyskana istotna postawa reprezentacyjna dla Księstwa War- szawskiego w zbrojnem kole chwytających za oręż wszystkich europejskich państw i ludów". W zakładzie szwoleżerów, mieszczącym się po dawnemu w koszarach Mirowskich, również nie próżnowano w tym czasie. Majorowi Kozietulskiemu** —chociaż ramię miał jesz- cze ciągle unieruchomione na temblaku — udało się wespół z szefem szwadronu Stanisławom Rostworowskim zwerbować •Z nowych przekazów historycznych wynika, że wojsko sformowane w Warszawie nie przenosiło 9000 ludzi, dopiero później, w Krakowie, liczba jego wzrosła niemal w dwój- nasób. * * W raportach pułkowych ze stycznia 1813 r. Kozietulski figuruje już jako „pulkownik- "major", chociaż oficjalne potwierdzenie jego awansu nastąpiło w parę miesięcy później 161 11 — Kozietulski t. n do pułku parudziesięciu nowych ochotników. Przyłączył się też do bratniego zakładu ocalały z pogromu slonimskiego pół- szwadron „złotych" szwoleżerów litewskich, pod dowództwem szefa Ambrożego Skarżyńskiego. Po przybyciu Litwinów de- taszowany oddział gwardii rozrósł się do stu kilkudziesięciu ludzi. Poszukiwano więc na gwałt po dworach okolicznych dobrych koni, kompletowano uzbrojenie i w trybie przyśpie- szonym zaprawiano do służby nowozaciężnych gwardzistów. Najwięcej kłopotów przysparzał problem umundurowania, bo na szycie kosztownych i skomplikowanych mundurów szwo- leżerskich nie starczało czasu ani pieniędzy. Ale do wyglądu zewnętrznego w owym najsmutniejszym z karnawałów war- szawskich nikt specjalnej wagi nie przykładał. Wysiłkom organizacyjnym w koszarach i na placach ćwiczeń dzielnie sekundowała propaganda prasowa. Oto kilka charak- terystycznych przykładów, zaczerpniętych ze styczniowej Gazety Warszawskiej. W numerze z 5.1.1813 r. — tromtadracki nieco wiersz, za- chęcający do służby wojskowej: Prawda to czy omamienie, ze my zostajemy w domU! Bracia leją krwi strumienie Nie weźmiem się do pogromu? Strudzeni nasi rycerze Łozą już siły ostatnie A z nas się żaden nie zbierze Podeprzeć wysilki ich bratnie? Bracia! Waleczne Polaki, Czarnieckich, Żółkiewskich zlomki, Dowiedźmy nowemi znaki, Żeśmy ich godne potomkil W parę dni później — krótkie „doniesienie", świadczące o tym, że przygotowania obronne nie ograniczały się tylko do zakupu koni i ćwiczenia rekrutów: 162 „Porucznik Artylleryi Sapalski oddał pod rozwagę Wydziału Umiejętności wypracowane przez siebie dzieło o Jeometryi operowey. Przyjemnem było Towarzystwu pismo to odebrać, czytać i widzieć, że rodak w wieku jeszcze tak młodym i gdy walczy w obronie Oyczyzny rozważa razem głębszey matema- tyki prawdy i te ku użytkowi woyskowemu stosuje". W numerze z 16 stycznia — drugi utwór „poetycki", próbu- jący podeprzeć nieudaną akcję pospolitego ruszenia: Polska szlachto, polskie męze, Na konia, bierzcie oręże! Piekielne teraz są zbrodnie, Egoizm, oziębłość i zdrada Źle myślącym Śmierć i biadał ' Wszyscy zginiem, każdy przyzna, Jeśli zaginie Ojczyzna