... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Ponieważ Witt niczego się nie domyślił, stanęło więc na tym, że jedynie z powodu jego niedyspozycji bitwę rozegrał sztorman. — Zatem gdyby nie zatonięcie „Białego Psa” i niewiadomy los „Arki Noego”, nasz dywizjon wzmocniłby się o jedną potężną jednostkę — powiedział komandor patrząc na kapitanów. No, „Białego Psa” nie wskrzesimy już, nie ma potrzeby biadać nad nim po próżnicy, ale „Arkę”, jeśli zabierzemy się rzetelnie do poszukiwań, może uda się jeszcze odnaleźć — wtrącił kapitan Gajka. — Wątpię, aby zatonęła. Co najwyżej, siedzi gdzieś na mieliźnie. — Mniemam, że ją odszukamy — przytaknął Mora. — Sztorman Karwat to dzielny kawaler, zapewne poradził sobie jakoś mimo braku steru. — Aha! Byłbym zapomniał... — przerwał Witt zwracając się do Magnusa. — Kapitan Gajka zdał mi sprawę z tego, coś waszmość razem z nim postanowił po naszej wspólnej pierwszej bitwie, gdy los mój i kapitana Mory był wam jeszcze nie znany. Otóż mimo że się odnaleźliśmy, plan nie traci swej mocy. — Nic nie rozumiem... — Magnus spojrzał pytająco. Witt wstał i przeszedł się wzdłuż kajuty od drzwi do kąta z papugą. — Zaraz to wyjaśnię waszmości — rzekł. — Królewski wysłannik, którego zabrałem w Gdańsku na swój pokład, został zabity. Otóż to! Zupełnie przypadkowym trafunkiem — pośpieszył z wyjaśnieniem, widząc, że Magnus poderwał się przerażony z krzesła. — Zaraz pierwszego dnia rejsu to się przydarzyło. Tak! Wyszedł nieopatrznie z kajuty w czasie owej bitwy na wysokości Helu i zwalił go z nóg odłamek strzaskanej rei. Sami więc będziemy w obliczu posła szczecińskiego, oczekującego nas w Kołobrzegu. Bo istotnie takowy tam na nas czeka, jako żeś waść słusznie się tego domyślić raczył. — A co mówi instrukcja wręczona waszmości przez admirała przed odbiciem z Gdańska? — zapytał Magnus. — Nic albo prawie nic. Tyle, że w Kołobrzegu czeka poseł księcia Bogusława i że mamy w tym porcie stać tak długo, aż warszawski wysłannik nie dojdzie z nim do porozumienia co do wspólnych akcji. Jakich akcji? Chyba przeciwko Szwedom. To, coś waść chciał przedsiębrać, gdyby mnie nie stało, dobrze było pomyślane. Trzeba płynąć do Kołobrzegu i paktować z owym posłem księcia. Sprawy zaprzepaszczać nie ma potrzeby. Niehonorowo by to było. Nie dość żeśmy wysłannika królewskiego od śmierci nie ustrzegli, jeszcze wracać z niczym? Nie można tak. Trzeba doprowadzić wszystko do końca. Magnus przytaknął milcząco. — Hoc erat in votis . Pewnie, że sprawy zaprzepaścić nie wolno... — mruknął i zamyślił się. — Ale co będzie z ,,Arką Noego”? — No i tego nie można zostawić na łasce losu — wzruszył ramionami komandor. — Dopóki nie mamy pewności, że zatonęła albo dostała się w ręce nieprzyjaciela, trzeba jej szukać. —Pewnie — przytaknął Mora. Witt przerwał swą wędrówkę wzdłuż kajuty i stanął przed siedzącymi kapitanami. — Zatem, jeśli się nie mylę, jesteśmy jednakiej myśli co do planów działania? Czyli consense płyniem dalej. Można by więc skończyć tę naradę, boć odbyliśmy prawdziwą naradę wojenną — uśmiechnął się mrużąc od zmęczenia oczy. — Można — powiedział Magnus i nagle zastanowił się. — Dopraszałbym się jeszcze pewnej łaski waszmości — zatrzymał Witta i pozostałych kapitanów ruchem ręki. — „Svan” to nawa pokaźna. Mam na niej jeno niespełna sześćdziesięciu ludzi. Czy moglibyście mi, panowie, użyczyć ze swoich załóg po paru żagielników i kanonierów? — Słusznie, załoga zbyt mała — zauważył Witt. — Pozwólcie mi, wasza miłość — zwrócił się do komandora Gajka. — Na „Wodniaku” jestem ino ze swymi ludźmi zawadą, a na „Svanie” przydam się kapitanowi Magnusowi. Brak mu sztormana, więc mogę go zastąpić. — Nie śmiałem tego proponować waszmości — wtrącił Magnus. — Dla kapitana pełnić służbę jako sztorman... — Żaden dyshonor — wtrącił Gajka ze śmiechem — a z większym pożytkiem będzie to dla sprawy, niźli stać na zawadzie załodze „Wodniaka”. Witt zbliżył się do obu i poklepał ich po ramionach. — Kiedyście już sami doszli do porozumienia, ja ze swej strony nie mogę mieć nic przeciwko temu. Ale zapomniałbym o najważniejszym. Przepytywaliście, waszmość, jeńców? — zwrócił się do Magnusa. — Przepytywałem. — I jak? Gdzie płynęli? — Od ich pojmanego komandora i starszych rangą niczego się nie zdołałem dowiedzieć, ale prości żeglarze mówią, że galeona „Svan” należała do eskadry admirała Gyllenhjelma, a dwanaście jednostek, cośmy je spotkali na Małym Morzu, były ino przednią strażą. Mówią, że połowa miała iść w kierunku na Piławę, połowa zaś, pod osobistym dowództwem admirała, na Gdańsk. — Fiu, to ci dopiero..