... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Alarm! - wrzasnęła nagle wychodząca zza chałup Chloe Stitz, upuszczając baranie żebro. - Alaaaaarm! Silifant! Skellen! Dziewczyna ucieka! Ciri już była w siodle. W ręku miała miecz. - Yaaaaaa, Kelpie! - Alaaaaaaarm! Kenna drapała piasek. Nie mogła wstać. Nogi w ogóle jej nie słuchały, były jak z drewna. Psioniczka, pomyślała. Trafiłam na superpsioniczkę. Dziewczyna jest z dziesięć razy silniejsza ode mnie... Dobrze, że nie zabiła... Jakim cudem ciągle jestem przytomna? Od strony chałup biegła już kupa, na jej czele Ola Harsheim, Bert Brigden i Til Echrade, spieszyli też na majdan strażnicy spod kołowrotu, Dacre Silifant, Boreas Mun. Ciri zawróciła, wrzasnęła, pocwałowała w stronę rzeki. Ale i stamtąd już biegli uzbrojeni ludzie. Skellen i Bonhart wypadli ze świetlicy. Bonhart miał w ręku miecz. Neratin Ceka krzyknął, najechał na nich koniem i obu obalił. Potem wprost z siodła rzucił się na Bonharta i przygniótł go do ziemi. Rience wypadł na próg i patrzył ogłupiały. - Łapać ją! - ryknął Skellen, zrywając się z ziemi. - Łapać albo zabić! - Żywą! - zawył Rience. - Żyyyyywą! Kenna widziała, jak Ciri została odpędzona od nadrzecznej palisady, jak zawróciła karą klacz i pomknęła w stronę kołowrotu. Widziała, jak Kabernik Turent doskoczył i chciał zwlec ją z siodła, widziała, jak błysnął miecz, widziała, jak z szyi Turenta siknęła karminowa struga. Dede Vargas i Fripp Młodszy też to widzieli. Nie zdecydowali się zastąpić dziewczynie drogi, zemknęli między chałupy. Bonhart zerwał się, uderzeniem głowicą miecza odepchnął od siebie Neratina Cekę i ciął strasznie, skośnie przez pierś. I natychmiast skoczył za Ciri. Rozpłatany i broczący krwią Neratin zdołał go jeszcze chwycić za nogi, puścił dopiero przybity sztychem do piasku. Ale tych kilku sekund zwłoki było dość. Dziewczyna spięła klacz, uchodząc przed Silifantem i Munem. Skellen chyłkiem, jak wilk, zabiegł z lewej, machnął ręką. Kenna widziała, jak coś zalśniło w locie, widziała, jak dziewczyna targnęła się i zachwiała w siodle, a z twarzy fontanną buchnęła jej krew. Odchyliła się w tył tak, że przez chwilę leżała plecami na zadzie klaczy. Ale nie spadła, wyprostowała się, utrzymała na kulbace, przywierając do końskiej szyi. Kara klacz roztrąciła zbrojnych i gnała wprost na kołowrót. Za nią biegł Mun, Silifant i Chloe Stitz z kuszą. - Nie przeskoczy! Mamy ją! - wrzasnął triumfalnie Mun. - Siedmiu stóp nie weźmie żaden koń! - Nie strzelaj, Chloe! Chloe Stitz nie dosłyszała w ogólnym wrzasku. Zatrzymała się. Przyłożyła kuszę do policzka. Powszechnie wiedziano, że Chloe nie chybia nigdy. - Trup! - krzyknęła. - Trup! Kenna widziała, jak nieznany jej z imienia niski mężczyzna podbiegł, podniósł kuszę i z bliska strzelił Chloe w plecy. Bełt przeszedł na wylot w eksplozji krwi. Chloe padła bez jęku. Kara klacz docwałowała do kołowrotu, cofnęła lekko głowę. I skoczyła. Wzbiła się i wręcz wspięła na bramę, wdzięcznie podgiąwszy przednie nogi przewinęła się po niej jak czarna jedwabna wstęga. Zebrane razem tylne kopyta nawet nie musnęły górnej belki. - Bogowie! - krzyknął Dacre Silifant. - Bogowie, cóż to za koń! Wart swej wagi w złocie! - Klacz dla tego, kto ją złapie! - krzyknął Skellen. Na koń! Na koń i gonić! Przez otwarty wreszcie kołowrót pogalopowała pogoń, wzbijając kurz. Przed wszystkimi, na czele, cwałowali Bonhart i Boreas Mun. Kenna wstała z wysiłkiem. I natychmiast zatoczyła się i ciężko siadła na piasku. W nogach boleśnie mrowiło. Kabernik Turent nie poruszał się, leżał w czerwonej kałuży z szeroko rozrzuconymi rękami i nogami. Andres usiłował podnieść wciąż nieprzytomnego Stigwarda. Skurczona na piasku Chloe Stitz wydawała się maleńka jak dziecko. Ola Harsheim i Bert Brigden przywlekli przed Skellena niskiego mężczyznę, tego, który zabił Chloe. Puszczyk dyszał. I aż dygotał z wściekłości. Z przewieszonego przez pierś bandolieru wyjął drugą stalową gwiazdę, taką samą, jaką przed chwilą zranił w twarz dziewczynę. - Niech cię piekło pochłonie, Skellen - powiedział niski mężczyzna. Kenna przypomniała sobie jego nazwisko. Mekesser. Jediah Mekesser. Gemmerczyk. Poznała go w Rocayne. Puszczyk zgarbił się, gwałtownie machnął ręką. Sześciozębna gwiazda zawyła w powietrzu i głęboko wbiła się w twarz Mekessera, między oko a nos. Trafiony nawet nie krzyknął, zaczął tylko silnie i spazmatycznie dygotać w uścisku Harsheima i Brigdena. Dygotał długo, a zęby wyszczerzył tak upiornie, że wszyscy odwrócili głowy. Wszyscy oprócz Puszczyka. - Wyrwij z niego mój orion, Ola - powiedział Stefan Skellen, gdy wreszcie trup bezwładnie obwisł w trzymających go ramionach. - I zakopcie to ścierwo w gnoju, razem z tym drugim ścierwem, z tym hermafrodytą. Żeby śladu po obu parszywych zdrajcach nie zostało. Nagle zawył wicher, napłynęły chmury. Nagle zrobiło się mroczno. Straże wołały na murach cytadeli. Siostry Scarra chrapały w duecie. Kohut głośno sikał do pustego kibla. Kenna podciągnęła koc pod brodę. Wspominała. Nie dogonili dziewczyny. Znikła. Po prostu znikła. Boreas Mun - niebywałe - zgubił ślad karej klaczy po jakichś trzech milach. Nagle, bez ostrzeżenia zrobiło się ciemno, wicher przygiął drzewa niemal do ziemi