... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
W tej chwili pod stopami rozległ się przeraźliwy zgrzyt, a tuż po nim mrożący krew w żyłach, ogłuszający ryk, jakby z czeluści piekielnych wyrwało się na swobodę szaleństwo całego świata. Jimmy rozglądał się gorączkowo. Nawet na twarzach Tsuranich można było dostrzec niejakie zdziwienie. Cały zamek zaczął dygotać i drżeć w posadach. Mury zachwiały się niebezpiecznie. - Cholera! Co się dzieje? - wrzasnął Jimmy. - Nie mam pojęcia i nie zamierzam zostawać tutaj, aby się dowiedzieć - powiedział Guy. Dał znak, by pomóc mu dźwignąć się na nogi. Chwycił rękę Tsuraniego i wstał z trudem. Skinął na innego wyglądającego na oficera, który polecił swym ludziom, aby dźwignęli Amosa. - Jimmy, daj rozkaz, by wszyscy żywi natychmiast ewakuowali się z głównego zamku. - Zakołysało jeszcze mocniej. Guy zatoczył się pod mur. Upiorne wycie przybierało na sile. - Nie... przekaż wszystkim żywym, by wynosili się z miasta! Jimmy pognał ku schodom. EPILOG Sala ponownie zadygotała w posadach. Arutha chwycił się za krwawiący bok i nasłuchiwał. Z oddali dochodziły odgłosy tytanicznych zmagań. Podszedł do Puga i Macrosa. Obok nich stali dwaj magowie w czarnych szatach. Westchnął ciężko i skinął im głową. - Jestem książę Arutha. Hochopepa i Elgahar przedstawili się. - Ci dwaj próbują powstrzymać jakieś potężne moce - powiedział Elgahar. Musimy ich wspomóc. - Obaj Czarni położyli ręce na ramionach Puga i Macrosa. Zamknęli oczy. Arutha stwierdził nagle, że znowu jest sam. Spojrzał na groteskową powłokę Murmandamusa, leżącą bezwładnie w kącie. Podszedł tam i wyciągnął miecz z człowieka-węża. Przyglądał się przez chwilę pokrytej śluzem postaci kapłana i zaśmiał się gorzko. Reinkarnowany wódz narodów moredheli okazał się być Pantathianem! Wszystko było fałszem i podstępem - kilkusetletnie proroctwo, zgromadzenie pod jednym sztandarem moredheli i ich sprzymierzeńców i oblężenie Armengaru i Sethanon. Na rozkaz Jeźdźców Smoków Pantathianie wykorzystali moredheli, zagarniając chciwie istnienia, byle tylko dotrzeć do Kamienia Życia i móc go użyć. W całym tym planie właśnie moredhele spośród wszystkich innych zostali wykorzystani w sposób najbardziej okrutny i bezwzględny. Ironia godna wielkiego eposu. Odkrycie tego faktu niezwykle zdumiało Księcia, ale był zbyt zmęczony, by uczynić coś konkretnego. Rozglądał się leniwie po sali, jakby szukał, z kim mógłby się podzielić tym wielkim odkryciem. Nagle w ścianie, gdzie znajdowały się maleńkie drzwi, pojawiło się pęknięcie, przez które do wnętrza posypały się drogocenne kamienie, złoto i inne skarby. Arutha nie usłyszał odgłosu spadającego gruzu, a był tak potwornie zmęczony, że nawet nie zastanawiał się, jak do tego doszło. Opuścił miecz ostrzem w dół i zawrócił ku magom. Ponieważ nie dostrzegł żadnego wyjścia z sali, usiadł w końcu na podwyższeniu i obserwował czterech znieruchomiałych magów, trzymających się za ręce. Obejrzał ranę i stwierdził, że upływ krwi się zmniejszył. Skaleczone miejsce bolało, ale nie było to groźne. Ponieważ nie mógł nic innego zrobić oparł się wygodniej i czekał cierpliwie. Ogon Ryath przebił ścianę. W powietrzu wypełnionym kurzem fruwały kawałki cegieł, odpryski kamieni i zaprawy. Rycząc z bólu i wściekłości, szarpiąc pazurami i zębami smok nie przestawał atakować Władcy Upiorów magią. Przeciwnik jednak był potężny i Ryath płaciła wysoką cenę. Tomas ciął z całej siły, trzymając się stale pomiędzy Kamieniem Życia a Draken-Korinem. Warcząc i jazgocząc wściekle, Valheru zaatakował Tomasa jak tygrys na jego kaftanie, okrywającym zbroję. Tomas nie miał w sobie dzikiej furii przeciwnika, od dni szaleństwa, jakie ogarnęło go w czasie Wojny Światów. Był za to starym wyjadaczem i trzymał wroga w szachu. - Nie powstrzymasz nas znowu Ashen-Shugar - ryknął Draken-Korin. - Jesteśmy panami tego świata. Musimy tu powrócić. Tomas sparował cios i sam zaatakował. Jego miecz trafił w zbroję Draken-Korina wzbijając chmurę iskier i rozcinając kaftan. - Jesteś zmurszałą pozostałością dawno minionego czasu. Istotą ograniczoną i bezrozumną, która nawet nie wie, że już dawno nie żyje. Potrafiłbyś zniszczyć wszystko, byle tylko zdobyć pozbawioną życia, martwą planetę. Draken-Korin ciął raptownie zza głowy, mierząc w twarz Tomasa. Tomas schylił się, robiąc jednocześnie wypad. Jego ostrze wbiło się w brzuch Valheru. Draken-Korin zachwiał się i cofnął. Tomas skoczył na niego jak kot na szczura. Na Władcę Tygrysów posypał się grad ciosów. - Nie powstrzymasz nas - zawył Draken-Korin. Ze zdwojoną furią natarł na Tomasa, powstrzymując jego atak. Role odwróciły się. Teraz Tomas cofał się powoli przed rozwścieczonym przeciwnikiem. Nagle powietrze rozświetliło się i zamigotało