... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Uczono go tego; na ćwiczeniach wielokrotnie strzelał do tarczy. Prosto w środkową część ciała... Przestrzelić ją na pół, jak robaka. Na ten widok pogłębił się wyraz cierpienia i oszołomienia na twarzy istoty. Zatrzymała się, nie próbując uciekać. Teraz Wilks dostrzegł, że została dotkliwie poparzona; pewnie i tak by nie przeżyła. – Muszę – powiedział. Istota wlepiła w niego wzrok, po czym otworzyła usta, próbując coś powiedzieć. Wystrzelił. Upadła na ziemię, nie zdoławszy wypowiedzieć słowa. Wilks wysiadł i stanął obok leżącego przy samochodzie ciała. Nie postąpiłem właściwie, pomyślał spoglądając na zwłoki. Strzeliłem, ponieważ się bałem. Lecz musiałem to zrobić. Nawet jeśli było złe. l o przybyło tutaj, by nierozpoznane wejść pomiędzy nas. Tak nam mówiono... musimy wierzyć, że tamci knują przeciwko nam, nie są ludźmi l nigdy nimi nie będą. Dzięki Bogu, pomyślał. Już po wszystkim. I zaraz przypomniał sobie, że wcale nie... Był ciepły, letni dzień u schyłku lipca. Statek z wyciem zarył w pole, przebił ogrodzenie i szopę, aż wreszcie utknął w rowie. Cisza. Parkhurst chwiejnie wstał. Chwycił się barierki. Bolało go ramię Oszołomiony potrząsnął głową. – Wylądowaliśmy – powiedział. Z przejęcia i radości podniósł głos – Wylądowaliśmy! – Pomóż mi wstać – stęknął kapitan Stone. Barton podał mu rękę. Leon siedział na podłodze, ocierając z szyi strużkę krwi. Wnętrze statku było w opłakanym stanie. Większość połamanych przyrządów walała się po podłodze. Yecchi na trzęsących się nogach podszedł do włazu. Drżącymi palcami zaczął odsuwać ciężkie rygle. – Cóż – powiedział Barton. – Wróciliśmy. – Nie mogę w to uwierzyć – mruknął Merriweather. Właz ustąpił i szybko odsunęli go na bok. – To niewiarygodne. Dobra stara Ziemia. – Hej, posłuchajcie – rzucił Leon, złażąc na dół. – Niech ktoś przyniesie aparat. – Idiotyzm – odparł ze śmiechem Barton. – Przynieście go! – wrzasnął Stone. – Tak, przynieście – poparł go Merriweather. – Tak jak planowaliśmy, jeśli kiedykolwiek znów postawimy nogę na Ziemi. Trzeba utrwalić to wydarzenie dziejowe dla potomności. Yecchi poszperał wśród rupieci. – Trochę oberwał – stwierdził. Podniósł do góry nadwerężony aparat. – Może mimo to będzie działał – powiedział zdyszany z wysiłku Parkhurst, wychodząc za Leonem. – Ale jak zrobimy zdjęcie całej szóstki? Ktoś musi pstryknąć. – Ustawię samowyzwalacz – odrzekł Stone, biorąc do ręki aparat i regulując przyciski. – Stańcie w rządku. – Nacisnąwszy guzik, dołączył do reszty. Sześciu brodatych, obszarpanych mężczyzn stanęło obok zniszczonego statku przy akompaniamencie tykania aparatu. W uroczystym milczeniu potoczyli wzrokiem po zielonej okolicy. Następnie spojrzeli na siebie z błyskiem radości w oczach. – Wróciliśmy! –krzyknął Stone. – Wróciliśmy! GRA WOJENNA W gabinecie Importowego Terrańskiego Biura Standardów wysoki mężczyzna wyjął z drucianego kosza plik porannych wiadomości i usiadł przy biurku, aby je przejrzeć. Nałożywszy szkła kontaktowe, zapalił papierosa. – Dzień dobry – oznajmiła metalicznie pierwsza wiadomość, gdy Wiseman przejechał kciukiem po powlekanej płytce. Przeniósł spojrzenie na widoczny za oknem parking i leniwie wysłuchał jej treści. – Co się tam z wami dzieje? Wysłaliśmy wam partię... – nastąpiła pauza, podczas której mówiący, kierownik działu sprzedaży sieci nowojorskich domów towarowych, szukał spisu danych – ...tych ganimedejskich zabawek. Chyba rozumiecie, że musimy mieć je zatwierdzone na czas przed jesiennym sezonem sprzedaży, aby zdążyć na gwiazdkę. Gry wojenne zapowiadają się w tym roku na hit sezonu – dodał kierownik zrzędliwie. – Mamy zamiar złożyć duże zamówienie. Wiseman przeciągnął kciukiem po nazwisku mówiącego. – Joe Hauck – padła metaliczna odpowiedź. – Dział Zabawek Appeley’a. – Aha – powiedział do siebie Wiseman. Odłożył wiadomość, po czym sięgnął po czystą plakietkę, aby sformułować odpowiedź. Następnie rzucił półgłosem: – No właśnie, co się dzieje z partią ganimedejskich zabawek? Odniósł wrażenie, że laboratorium badawcze pracowało nad nimi od dłuższego czasu. Przynajmniej dwa tygodnie