ďťż

... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— Rafael, przypomnij sobie Rafaela — mruczałam. Schyliłam się i zlizałam z jej ręki krew, jednoczeœnie masujšc ramię, by płynęła szybciej. — Rafaela. Z takiej odrobiny trudno było wydobyć choć trochę smaku, ale była słodka, w jej skórze nie znalazłam ani œladu soli, potu albo łez. Zajęczałam i mocniej œcisnęłam jš w nadgarstku, aż krzyknęła i zaczęła wymachiwać rękami. Wystarczy. Noc Zimowa... Œwiece, dwanaœcie œwiec lœni na wysokiej, kamiennej półce. Jada podaje mi srebrnš tacę, błękitnš od płomyka negusa, i usiłuję złapać lwiš paszczę. Serca strzyżyków, płonšce czerwono na łożu z zielonego ostrokrzewu. Błękitny płomień muska mnie w palce. Krzyczę i je oblizujš, a Jada robi złoœliwš minš. Nie znoszš jej. Miramar obserwuje mnie ze swojego wielkiego krzesła, œmieje siš tak szeroko, że ukazuje dzišsła i wyglšda naprawdę brzydko. — Fancy, daj spokój, nie płacz! Łapie Jadš za nadgarstek, potem bierze z tacy Iwišpaszczš i rzuca jš na swojš dłoń, dopóki nie ostygnie i nie bšdzie mógł włożyć mi jej do ust. Najbardziej lubię spalone. Gdzie Rafael? Sukienka drażni mi skórę na brzuchu. Wybrała jš Quistana lliria. Nie cierpię jej. Konstancja dała jej z okazji Nocy Zimowej elektrycznš lampę z węgorza i siedemnaœcie gramów tristainu, ale pocałowała mnie pod nieobecnoœć Miramara i opowiedziałam o wszystkim Rafaelowi. Konstancja bez przerwy się do mnie uœmiecha, Quistana jest wœciekła, obydwie z Jadš siedzš na kołanach Konstancji, ale ona uœmiecha siš do mnie. Gdzie on jest? Puk puk puk. Mały Thomas i Benedick wrzeszczš: — Witamy Burmistrza! Gnajš do drzwi. Benedick przewraca tego wielkiego stwora ze wszystkimi prezentami, Ketura je podnosi, taka smutna od czasu powrotu. Ten opakowany w błškitne srebro z bombkami jest dla mnie od Rafaela. Jest to zwierciadło sporzšdzone z jaj ptaka faero. Zaglšdałam do œrodka. — Burmistrz! Stary, Siwy Burmistrz! — ryczy Benedick. Chce otworzyć drzwi, lecz powstrzymuje go Neville Warnick. — Hola, hola, mój mały, lepiej tego nie rób! Benedick płacze, bo Neville zabiera go do Lœnišcej Komnaty i nie zobaczy przebrania. Mnie też zbiera siš na płacz, bo cišgłe nie ma Rafaela. Tymczasem drzwi otwiera Mały Thomas. Stojš tam wszyscy biesiadnicy, przebrani na Maskš Nocy Zimowej. Doktor Foster nałożył wielki kapelusz, ale go poznajš. Jeden z Kuratorów udaje, że siš go boi, lecz Miramar upomina go, żeby zamilkł i słuchał. — Który z mieszkańców tego Domu wpuœci Zimš? To Galatea Swišty Alaban, przebrana za Starego, Siwego Burmistrza. Ma na sobie czarny frak i koński łeb od Zoologów. Mandola Persja pokazywała mi kiedyœ miejsce, gdzie trzymajš koœci. — Kto mnie wpuœci? — Ja nie — odzywa się bardzo głoœno Miramar. — Kto wpuœci Zimę? — To Doktor Foster, œwietnie przebrany za Umarłego Chłopca. — Ja nie! Ja nie! Dołšczam się do wrzasków, œmieję się razem z Jadš i Quistanš, ta sukienka w końcu okazuje się nie najgorsza. Malwa Persja ubrała się identycznie jak Aspazja, a na widok doktora wszyscy wybuchajš œmiechem. Taki zabawny! Unosi sukienkę, nałożył dzwony, Burmistrz udaje, że chce go ugryŸć, a ten wyje zupełnie jak Aspazja. — Kto wpuœci Zimę, kto wpuœci Zimę? Nikt się do tego nie kwapi. Wchodzi Stary Nick, stał wczeœniej za Malwš. Całuje Keturę i daje jej złoty kapelusz, a mnie daje pawiš maskę i rzuca w powietrze konfetti. — Niech idzie dalej, niech idzie dalej, my jej tu nie chcemy! — krzyczš wszyscy na Zimę, Starego, Siwego Burmistrza. — Zabierzcie jš do Persji, zabierzcie do Ilirii, do Œwiętego Alabana! — Zabierzcie jš do łazarzy! — woła Mały Thomas. — Zabierzcie jš do ła... Konstancja Buczyna zamyka mu usta pocałunkiem. — Jeszcze tu wrócę! — odgraża się Burmistrz. Koœci trzeszczš zdejmuje cylinder i wysypuje biały œnieg, otwiera usta i szczękajšjej zęby. Wiem, że to Galatea Œwięty Alaban, ale i tak się boję. Chciałabym, żeby był tu Rafael. Tak mocno tego pragnę, że zamykam oczy. Otwieram i oto mam go przed sobš. — Fancy! — Pachnie opium i srebrnym pudrem. — Wybrali mnie kacykiem. Nie mogę dłużej, zostałem złšczony z Whitlockiem. Miramar też się spóŸnia, a w ogóle dlaczego wszyscy jeszcze nie sš na Masce? Łapie mnie i podnosi do góry, siadam mu na ramionach i pocišgam za włosy. Wszyscy patrzš na mnie, bo jestem jego ulubienicš a on jest ulubieńcem wszystkich. Rafael, mówiš Rafael! Burmistrz kłapie zębami i chwyta jego włosy, on krzyczy, bo niszczš mu kostium. — Czekajš na was na Nocy Zimowej — mówi. — Poœpieszcie się! Ja muszš już wracać... Jego głos tonie w ogólnym œpiewie. Doktor Foster łapie za biały sznur Burmistrza, bije, ale nie za mocno. Spieszno im, bo muszš jeszcze obejœć Iliriš, Persjš i Œwiętego Alabana, Noc Zimowa jest ostatnim miejscem na trasie ich wędrówki. Wszyscy œpiewajš. Będziemy szli, błšdzili Bez wytchnienia chwili Ani słowa ani nuty Nikt już nic nie mówi Wieszać chłopca Wskrzesić dziewczynš Na koniec Zimowej Nocy — Rafaelu, nie odchodŸ. — Nie mogš, czeka na mnie Whitlock! Miramar, poœpiesz się! — Ja też chcę! — Jesteœ za mała. Konstancja Buczyna posyła mi groŸne spojrzenie. — Ja też chcš, ja też! — Niech idzie! — Rafael uœmiecha się, bierze mnie na ręce, całuje i kołuje w powietrzu, jego włosy opadajš mi na oczy, widzę, jak na mnie patrzy szarozielonymi oczyma, jego płomienne włosy zakrywajš mojš twarz, to on, Rafael Miramar, widzę go w tej chwili i to ja, ja widzę swojego brata... Wrzeszczę, wymachuję ramionami i odłšczam przewody, których tak naprawdę nie ma. — OdejdŸ! — krzyczy Justice. Coœ opada z moich ršk, słychać czyjeœ wołanie, ale już za póŸno, nie ma go... Drzwi się zatrzaskujš. Po chwili jeszcze raz. — Poszła. Poleciłem Doktorowi, żeby jej coœ dał