... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
– I patrz, co stało się z twoją republiką – rzekła Julia. – Chciałam mieć najpiękniejszy welon, i myślę, że ty także tego chciałeś! Welon był rzeczywiście piękny, zrobiony z przejrzystego jedwabiu o barwie płomienia, ozdobiony złotym haftem. Kiedy zostawiła ich samych, Licyniusz dyskretnie wziął Gajusza na bok. – Datę formalnych zaręczyn ustaliłem na koniec tego miesiąca, przed feralnymi dniami na początku marca. Twój ojciec nie będzie mógł przybyć, ale w kwietniu, kiedy planuję wasz ślub, legat powinien sobie przez jakiś czas bez niego poradzić. To krótki termin, ale myślę, że zdążymy się przygotować. W przeciwnym razie musielibyśmy wstrzymać się do drugiej połowy czerwca, zanim nadejdzie sprzyjająca pora... Gdy ty zdobywałeś sławę wśród Kaledończyków, moja córka musiała odczekać dodatkowy rok przed zawarciem ślubu – Licyniusz uśmiechnął się niewinnie. – Czy odpowiada ci to, mój drogi chłopcze? – Oczywiście, w zupełności – odparł Gajusz słabym głosem. Zastanawiał się, co by zrobili, gdyby powiedział, że mu to nie odpowiada. Po co właściwie Licyniusz zawraca sobie głowę naradzaniem się z nim? Do pokoju wróciła Julia, a gdy wyciągnęła ku niemu ręce, uświadomił sobie, że nie może zawieść zaufania, które ujrzał w tych ciemnych oczach. On i Eilan tak naprawdę nigdy nie mieli swojej szansy, być może los pozwoli mu dać trochę szczęścia tej rzymskiej dziewczynie. Przez drzwi chaty sączył się blask słońca – trochę zamglony, bo niedawno padało. Eilan powoli przechadzała się po izbie. Dziecko cicho popłakiwało przez sen. Po wizycie Gajusza zaczęła wracać do zdrowia, ale poruszanie się wciąż sprawiało jej ból. Urodzenie dziecka stanowiło dla jej ciała potężny wstrząs i teraz łatwo się męczyła. Niemowlę drzemało w swym koszyku, zawinięte w stary szal. Eilan przystanęła na chwilę, by na nie popatrzeć. Gawen był piękny, tym piękniejszy, że odnajdywała w jego rysach odbicie twarzy ojca. Na chwilę usiadła, wpatrując się w dziecięcą twarz. Gawen – pomyślała – mój mały król! Ciekawe, co pomyślałby o tym wszystkim Macelliusz, zakładając, że kiedykolwiek dowie się, że ma wnuka. Chciała wziąć dziecko na ręce, ale miała jeszcze tyle do zrobienia, a ono spało teraz spokojnie. I tak spokojnie, że aż nachyliła się ku niemu, żeby usłyszeć jego cichy oddech. Uspokojona znów się wyprostowała. Ubrała się z trudem, a potem uczesała i spięła swoje długie włosy. Zwykle pomagała jej w tym Annis, ale została posłana do wsi po jedzenie. Jeśli sekret Eilan tak długo udało się utrzymać w tajemnicy, należało odesłać staruszkę na czas wizyty Ardanosa. Eilan owinęła warkocz wokół głowy, tak jak czyniły to matrony, a czego nigdy dotąd nie robiła. Być może przy spotkaniu z dziadkiem będzie bardziej pewna siebie, jeśli zobaczy w niej dojrzałą kobietę, a nie przestraszone dziecko. Czego chciał druid? Rozum podpowiadał jej, że przybył, by wezwać ją z powrotem do Leśnego Domu, a jednak nie mogła opanować lęku. Czyżby mimo wszystko postanowił ją wygnać? Do głowy przyszła jej szalona myśl, by pojechać do Gajusza. A może Mairi mogła udzielić jej schronienia, jeśli ich ojciec nie zabroni. Caillean mówiła jej, że Bendeigid wrócił z północy – wychudzony jak głodny wilk i bardzo zgorzkniały po przegranej bitwie. Ale dopóki przebywał w gospodarstwie starszej córki i nie mieszał się w sprawy publiczne, było mało prawdopodobne, by Rzymianie chcieli go niepokoić. Gdy odzyska siły, będzie mogła utrzymać siebie i dziecko najmując się do pracy w jakimś gospodarstwie. A zdrowy chłopak szybko się usamodzielni... Pomyślała, że może lepiej będzie zachować w tajemnicy jego pochodzenie... Została przecież nauczona wszystkiego, co wiąże się z prowadzeniem domu: umiała prząść, tkać, doić krowy, ubijać masło... i jakoś by sobie poradziła. Westchnęła i usiadła z powrotem na łóżku wiedząc, że to tylko mrzonki. Słyszała, że rzymskie westalki mogły opuścić świątynię, gdy osiągnęły wiek trzydziestu lat, ale w Brytanii Najwyższą Kapłankę zwolnić mógł tylko pogrzebowy stos. Przypomniała sobie, że Ardanos chciał skazać ją i jej nie narodzone dziecko na śmierć, a Bendeigid groził niegdyś, że udusi ją własnymi rękami... Ale z pewnością, gdyby zamierzali ją zabić, mogli to już zrobić. W chwili gdy na próg chaty padł cień Arcydruida, była już opanowana i obojętna. – Cieszę się, że widzę cię w lepszym zdrowiu – rzekł pokojowo. – O tak, czuję się całkiem dobrze, dziadku. Nachmurzył się. – W istocie, jestem twoim dziadkiem i dobrze zrobisz, jeśli będziesz o tym pamiętać! Podszedł do koszyka, przez chwilę patrzył na dziecko, a potem wziął je na ręce. – Nawarzyłaś sobie piwa, które teraz wszyscy musimy wypić. Ta maskarada trwała już dostatecznie długo. Trzy dni powinny wystarczyć, żeby twoje mleko wyschło. Wrócisz do Leśnego Domu, żeby przygotować się do wiosennych rytuałów. A jeśli chodzi o twojego syna, będzie wychowywał się gdzie indziej – Ardanos odwrócił się i ruszył ku drzwiom. – Stój! – krzyknęła Eilan. – Dokąd chcesz go zabrać? Czuła, jak narasta ściskający jej gardło ból i przypomniała sobie, jak przejmująco wyła ich suka, gdy Bendeigid zabrał jej szczeniaki, by je utopić. Ardanos patrzył na nią obojętnie. – Lepiej, żebyś nie wiedziała. Obiecuję ci, że będzie mu dobrze i będzie bezpieczny