... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— Ciężka rana? — pytał z rozpaczą w głosie Goddard. Richard ponownie zwymiotował. — Czy to ciężka rana? — Ramię — zajęczał Richard. — Lewe ramię. — Nie potrafię wylądować — powiedział Goddard. — Ksiądz musi to zrobić. — Przerażenie w jego głosie zabrzmiało jak groźba. — Musi ksiądz sprowadzić ją na ziemię. Richard skinieniem głowy zgodził się z nim. Świadomość wracała i odpływała. Miał takie przelotne chwile klarowności myśli, kiedy był w stanie sprawdzić przyrządy i skorygować trasę Goddarda. Ale były też okresy, kiedy bezgraniczny ból w rozdartym ramieniu spychał go w gorączkę maligny. Pamiętał, że owinął ranę bandażem z apteczki pokładowej i założył opaskę zaciskającą. Pamiętał, że Goddard go podniósł i wkrótce zobaczył światła Sao Tome; pamiętał, że instruował Goddarda, a następnie że przejął pilotowanie jedną ręką. I jeszcze kazał Goddardowi zamknąć dopływ paliwa natychmiast, jak tylko dotkną ziemi. Przez dłuższy czas, gdy pozostawał w stanie półświado-mości, udawało mu się nie czuć bólu. Sprowadził dakotę na ziemię, a ona siadła na pasie startowym niezgrabnie, z głuchym łoskotem. Wtedy nić świadomości zaczęła mu się strzępić i rwać. Trzymał się jej do końca, hamując ostro, ze skrzywioną bólem twarzą, ale stracił przytomność, zanim samolot się zatrzymał. 74 Część druga ROZDZIAŁ PIERWSZY Howard Lawrence miał właśnie napić się piwa, które razem z kanapkami stanowiło jego lunch w barze niedaleko Trafalgar Sąuare, gdy w południowym wydaniu „Evening Standard" natknął się na wiadomość o swoim bracie. KSIĄDZ RANNY... LOT Z POMOCĄ HUMANITARNĄ DLA BIAFRY BEZ ZEZWOLENIA — atakowały go z gazety słowa artykułu. Nikt jednak z obserwujących nie dostrzegłby najmniejszej zmiany w wyrazie jego twarzy. Zjadł kanapki z szynką, skończył piwo i szybko udał się do swego biura w Ministerstwie Obrony. Jego sekretarka, panna Chancellor, jeszcze nie wróciła. Podniósł słuchawkę i poprosił centralę o połączenie go z ambasadą brytyjską w Lizbonie. Czekając stukał rytmicznie palcami po blacie biurka. — Proszę komandora porucznika Knipe'a. Usłyszał jakiś chrzęst, jakby ktoś kruszył stopami gałązki, a potem znajomy energiczny głos: — Knipe. Biuro Attache Morskiego. — Tutaj Lawrence, Theo, Howard Lawrence. — Howard! Cieszę się, że cię słyszę. — Chciałem cię prosić o przysługę. — Bardzo proszę. — Właśnie zobaczyłem doniesienie Reutera w „Stan dardzie", które mną wstrząsnęło. Mój brat został ranny w Biafrze i... — Ranny? O Boże, bardzo mi przykro. 75 FRANCIS CLIFFORD — Doniesienie z Sao Tome mówi, że został postrzelo ny lecąc nad terytorium Federacji. Nie znam szczegółów, ale domyślam się, że na ten lot nie miał oficjalnej zgody lub czegoś w tym rodzaju. Czy mógłbyś oddać mi przysługę i dowiedzieć się, w jakim jest stanie? A poza tym postarać się, aby odleciał stamtąd przy najbliższej okazji? — Jak ma na imię? — Richard. — Kto mu towarzyszy? — Kto? Jest księdzem. Zaskoczony Knipe milczał przez chwilę, a potem z nieuchwytną zmianą modulacji głosu zapewnił go: — Zrobię wszystko, co możliwe. Mówiąc szczerze, nie wiedziałem, że masz brata. Słyszał Knipe'a tak wyraźnie, jakby był w tym samym budynku. Lapidarny, rzeczowy, żadnego ględzenia o pogodzie. — Zadzwonię natychmiast, jak się czegoś dowiem. — Dzisiaj? — Postaram się. — Dzięki, Theo. Ho war d odłożył słuchawkę. Marynarka miała swoje sposoby i drogi, bezpośrednie kontakty, jeśli zachodziła potrzeba. Knipe zajmował stanowisko, które kiedyś do niego należało. Otworzył metalową szafkę i wyjął z niej plik papierów. Większość raportów była zaklasyfikowana jako TAJNE i ŚCIŚLE TAJNE — nudne materiały, bardzo rutynowe, ale przestudiował je uważnie. Banalne wiadomości czasami się przydawały, wypełniały luki. Zadzwonił telefon, przerywając jego refleksje. — Komandor Lawrence, Wydział Informacji Mary narki. — Czy telefon do Lizbony był prywatny? — spytała dysponentka centrali. — Tak, prywatny, przepraszam. — Jakby nie wiedzia ła. Skrzywił wargi, z ironią myśląc o systemie kontroli, który miał zapewnić zwrot opłat za rozmowy zagraniczne. — Proszę mnie obciążyć. — Wrócił do raportów, ale stwierdził, że nie może się skupić. Gdy poprzednio podniósł słuchawkę, był prawie przekonany, że usłyszy głos matki