... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Wróciłem jeszcze, by nastawić „Koncert koloński” Jarretta, tak głośno, żebyśmy mogli go słyszeć. Potem wszedłem po schodach na dach. Moje buty zachrzęściły po sklejonym smołą żwirze. Było to jedno z moich ulubionych miejsc. Ściany budynku wokół dachu sięgały do piersi, a z dwóch stron wyciągały swe gałęzie wielkie wierzby, tworząc cudowną kryjówkę. Ustawiłem tu wrak wielkiej, zabytkowej kanapy i w niektóre noce, gdy wiatr był silny, a powietrze chłodne, kładłem się z wypukłą, braille’owska planipferą w rękach i słuchając „Map gwiezdnych” Scholza czułem, że dzięki tym projekcjom wiem, co to znaczy widzieć nocne niebo. - Ładnie tu - stwierdziła. - Prawda? - ściągnąłem z kanapy plastikową płachtę i usiedliśmy. - Carlos. - Tak? - Ja... ja... - to dwutonowe piśniecie... Objąłem ją ramieniem. - Proszę-szepnąłem, nagle zły na samego siebie, - nie teraz. Nie teraz. Odpręż się. Proszę. Zwróciła się do mnie, opierając głowę o moje ramię. Drżała. Przesunąłem palce przez jej splątane włosy - do ramion, nie dłuższe. Musnąłem uszy, pogładziłem po szyi. Uspokajała się. Czas mijał, a ja tylko ją pieściłem. Bez żadnej innej myśli, żadnego innego wrażenia. Jak długo to trwało, nie wiem - pół godziny? Może dłużej. Zamruczała cicho, a ja pochyliłem się i pocałowałem ją. Głos Jarretta, krótki krzyk na tle płynnego pasażu fortepianu. Przyciągnęła mnie do siebie, na krótko wstrzymała oddech. Pocałunek stał się intensywny, języki tańczyły swój własny układ. Całym sobą - szyją, plecy, brzuch, krocze - czułem tylko ten pocałunek. I bez najmniejszej intencji czy oporu zatopiłem się w nim. Pamiętam, jak znajomy w college’u zapytał mnie kiedyś niepewnie, czy nie mam problemów ze sprawami seksu. „Czy nie jest ci trudno stwierdzić, kiedy one... chcą?” Roześmiałem się. Cały proces, chciałem mu wyjaśnić, był śmiesznie łatwy. Zależność niewidomego od dotyku ustawia go w pozycji uprzywilejowanej, że tak to nazwę. Używając rąk, by zobaczyć twarze, prowadzeni za rękę (zależni), przekraczają to, co Russ nazywa granicą pomiędzy światem nieseksu i światem seksu. A gdy już sieją przekroczy (a partner ma uczucia opiekuńcze)... Moje ręce badały jej ciało, odkrywając je właśnie tam, w tamtej chwili po raz pierwszy - jeden z najbardziej podniecających elementów całego procesu. Spodziewałem się chyba, że ludzie o wąskich twarzach mają też wąskie biodra (zwykle to prawda, możecie się przekonać), lecz w tym przypadku było inaczej. Jej biodra rozkwitały w kobiecych liniach, które można tylko podziwiać; nigdy się do nich nie przyzwyczajając (nigdy naprawdę [inność drugiej osoby] nie wierząc). Moje palce z własnej inicjatywy wsuwały się pod ubranie, pomiędzy guziki, jak sprytne myszy, chytre, pożądliwe stworzonka, rozpinające zapięcie bluzki, sięgające za plecy, by jednym ruchem odpiąć stanik. Strząsnęła z siebie jedno i drugie i poczułem miękkość jej piersi, gdy szarpnęła za mój pasek. Przekręciłem się, by przyłożyć ucho do jej mostka, całowałem dotykającą mej twarzy wewnętrzną część piersi, słuchałem przemawiających do mnie szybkich uderzeń serca... Odwróciła mnie z powrotem, rozpięła, przerwaliśmy na krótką chwilę, by zrzucić resztę rzeczy, zsuwaliśmy je z siebie niezgrabnie, aż opadły. Wtedy było już tylko ciało z ciałem, skóra ze skórą w pojedynczej przestrzeni dotykowej naładowanej energią, uporczywe tak pieszczoty, usta na ustach, cztery zajęte dłonie, piersi i penis zgniatane pomiędzy dwiema pulsującymi ścianami mięśni. Skóra jest głosem ostatecznym. Kochaliśmy się. Wygiąłem ciało (stopy uderzały w poręcz kanapy, wystarczająco szerokiej, lecz trochę krótkiej) i wpuściłem wiatr pomiędzy nas (chłodził nasze spocone ciała), pochyliłem głowę i zacząłem ssać najpierw jedną sutkę, potem drugą..