... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Rak poleciał w górę, jakby miał skrzydła. Od tego bystrego a niespodziewanego pędu wszystko, co chciał powiedzieć, poplątało się biedakowi w jego skorupiastej głowie. Więc krzyknął tylko: - Do nieba prima aprilis! I plums! - wpadł do rzeki. Zaburzyła się woda, rozeszły się po niej koła, zakołysały się trzciny. Rak oparł się o dno rzeczne. Jasność dnia zagasła. Zatliła się jasność nocy. Wielki, pyzaty księżyc wysunął się zza lasu i wydźwignął się w górę, i srebrniał, i drżał. Przeszedł przez oziminę, przez podorywkę, zamigotał w okienku Wojtaszkowej chałupy, przelazł przez chruśniak i powędrował orosiałym pastwiskiem ku wodzie. Jak olbrzymi, ze szczerego srebra ukuty talar położył się na rzece. Rzeka zapląsała z radości i chciała zaśpiewać: Jeden miesiączek na niebie, drugi miesiączek na wodzie, na wodzie. A przypatrz ty się, noceńko mojej srebrzystej urodzie, urodzie!... Ale że rak dolazł już do swej nory i wystawił nożyce, i zaczął swoją raczą robotę: ciachu-ciachu-ciach-ciach... to rzeka zaraz rozsypała nutki swej nocnej śpiewanki, bo ją rak pociął na kawałki. I wyszło z tego : "Je...bul-bul-bul... den... bul-bul-bul... miesią... bul-bul-bul... czek-czek-czek..." - Widzicie go! Znów ten krajacz mi tu psoci! * * *Janina Porazińska "DWIE DOROTKI" BAŚŃ WIELKOPOLSKA Daleko stąd, daleko... za górą wysoką, za rzeką szeroką była wioska, a w tej wiosce biała chata, a w tej chacie mieszkał kmieć Pazurek z żoną Pazurkową. I były w chacie dwie Dorotki. Jedna była córką starego, druga córką starej; z pierwszej żony, z pierwszego męża. Mówi raz stara do starego: - I moja Dorota, i twoja Dorota. Żeby nam się nie myliło, będziemy wołali na twoją sierota", a na moją "córeczka". Markotno się staremu zrobiło, ale że żona była kłótliwa, hałaśnica, to dla świętego spokoju powiada: - Niechże będzie i tak. No i tak zostało. Pazurek dobry był dla córeczki, ale Pazurkowa nie była dobra dla sieroty. Co najcięższą robotę na pasierbicę spycha i jeszcze dogaduje: - A pośpieszaj, niecnoto, uwiń mi się z robotą. Do swej córeczki zasię mówi: - Spocznij sobie, poleż sobie, ja za ciebie wszystko zrobię. I tak z jednej Doroty rośnie pracowitka, z drugiej Doroty rośnie leń. Jedna wszystko zrobić potrafi i robi ochotnie, drugiej wszystko i za ciężko, i za niemiło. A tej sierotce o każdej chwili nie schodzi z myśli jej matusia, jej rodzona. Plewi w polu len... a ten len teraz kwitnie niebieściutko, jakby kawałek zaobłocznego nieba spłynął z góry i od miedzy do miedzy smugą się położył... tak sierota, co spojrzy na ten len kwitnący, to sobie myśli: "Musi matusia takie błowe oczy mieli". ' Żnie w polu sierpem dojrzałą pszenicę, to myśli sobie: "Złociste-ci to pole, złociste, jakby je szczerymi dukatami nabił. Musi matusia takie włosy, taką złotą główeńkę mieli". I te myśli o zmarłej matce ku dobremu sierotkę kierują. Ujrzy starą babkę, jak chrust w płachcie z lasu dźwiga, a pod ciężarem przygina się, to myśli sobie: "Jakby to matusia widzieli, toby pewnikiem tej babce pomogli. To i ja jej pomogę!" Widzi, że dziecko siedzi na środku gościńca i w piasku się babrze, a tu stado krów idzie z pastwiska - to sobie myśli: "Jakby matusia to widzieli, toby przecie dziecko złapali i sąsiadce odnieśli, bo je tu krowy mogą pobóść! To i ja tego babraka sąsiadce odniosę". I tak, komu może, przysługę wyświadcza, do każdego się uśmiechnie, dla każdego ma dobre słowo. Toteż wszystkim sierotka jest miła, cała wieś ją chwali. A córeczka Pazurkowej na każdego wilkiem patrzy, każdemu niechętliwie odpowiada. To i nikt jej nie lubi. Nastała zima. Spadły wielkie śniegi, przyszły lute mrozy, przyszły srogie dujawice. Stanęły rzeki, zamarzły jeziora. Świat stał się biały, uciszony, w słońcu iskrzący, o księżycu martwy i bezlitosny. W taki to wieczór księżycowy mówi macocha do sierotki: - Weźże wiadra i nanoś ze studni wody do stągwi. A zwijaj się, bo już trza chałupę zawrzeć i iść spać. Wybiega sierotka na dwór, a tu mróz, a tu ślizgawica, że ledwie do studni doszła. Ciągnie wiadro z wodą, a ręce tak jej grabieją, że wcale drąga w garści utrzymać nie może