... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
— Ale miałeś rację. Tunel został wysadzony. Nie ma stąd wyjścia! Kiedy wspiął się z powrotem na podest, przyjaciele wyczekiwali go z niecierpliwością. W świetle ogniska widać było ich ponure i napięte twarze. — Co teraz zrobimy? — spytała Sally-Anne. — Przede wszystkim musimy bardzo dokładnie zbadać jaskinię. — Craig ciągle ciężko dyszał. — Każdy róg i kąt, każdy otwór i odgałęzienie każdego tunelu. Rozdzielimy się. Sam i Sara, zacznijcie od lewej, ostrożnie korzystajcie z lamp, oszczędzajcie baterie. Trzy godziny później, według rolexa Craiga, znów spotkali się przy ognisku. Lampy dawały teraz jedynie słabą żółtą poświatę — baterie słabły i wkrótce mogły się wyczerpać. — Znaleźliśmy tunel z tyłu ołtarza — zameldował Craig. — Na pewnym odcinku wyglądał nieźle, ale potem zwęził się zupełnie. A wy? Macie coś? — Craig oczyszczał zadrapanie na kolanie Sally-Anne, która pośliznęła się na zdradliwym podłożu i upadła. 350 — Nic — westchnął Tungata. Craig owinął kolano kawałkiem materiału oddartym z poły koszuli Sally-Anne. — Znaleźliśmy parę korytarzy, ale wszystkie kończyły się ślepo. — I co teraz? — Zjemy trochę i odpoczniemy. Powinniśmy postarać się zasnąć. Musimy oszczędzać siły. — Craig mówiąc te słowa wiedział, że to tylko wykręt, ale, o dziwo, zasnął. Gdy się obudził, Sally-Anne leżała wtulona w niego; zakaszlała przez sen. Kaszel był ochrypły i mokry. Zimno i wilgoć atakowały ich wszystkich, ale sen odświeżył Craiga i dodał mu sił. Chociaż gardło i pierś nadal go jeszcze bolały, ból jakby trochę zelżał i Craig miał lepszy nastrój. Oparł się znów o skałę, ostrożnie, żeby nie obudzić Sally-Anne. Po drugiej stronie ogniska chrapał Tungata, który po chwili chrząknął, przewrócił się na drugi bok i zamilkł. Jedyny dźwięk w jaskini wydawała teraz woda skapująca ze sklepienia, ale wkrótce dołączył się do niego inny, bardzo słaby odgłos, tak słaby, że mógłby być jedynie echem ciszy w jego własnych uszach. Craig znieruchomiał i cały zamienił się w słuch. Dźwięk ten denerwował go, nie dawał mu spokoju, próbował go określić. „Oczywiście, nietoperze!" Przypomniał sobie, że słyszał je wyraźniej, gdy po raz pierwszy wszedł na podest. Zastanawiał się przez chwilę, a następnie delikatnie zsunął głowę Sally-Anne z ramienia. Zamruczała cicho i gardłowo, przewróciła się na drugi bok i znów się uspokoiła. Craig wziął jedną z lamp i wrócił do tunelu prowadzącego na podest i do szybu. Zapalił ją tylko raz czy dwa, musiał przecież oszczędzać resztki pozostałej w bateriach energii; stanął w ciemności na podeście, oparty plecami o ścianę skalną, i nasłuchiwał. Nastąpiła długa cisza, przerywana.jedynie dźwięcznymi, melodyjnymi uderzeniami kropli o skałę; nagle rozległ się cichy chór pisków dochodzących echem z góry szybu, a potem znów w jaskini zaległa cisza. Craig zapalił lampę. Była piątą, nie był pewien, czy rano, czy wieczorem, ale skoro nietoperze gnieździły się w górze, na zewnątrz musiało być jasno. Kucnął na ziemi i przeczekał godzinę, powoli odliczając minuty. Dobiegł go nowy wybuch dalekich odgłosów nietoperzy — nie były to już pojedyncze, zaspane popiskiwania, ale podekscytowany chór — tysiące tych ssaków budziło się właśnie na nocne polowanie. Chór szybko zamilkł, a Craig znów spojrzał na zegarek. Szósta trzydzieści pięć. Wyobraził sobie, jak gdzieś nad nim napowietrzna horda wylatuje strumieniem z wyjścia jaskini, jak dym z komina w ciemniejące wieczorne niebo. Przesunął się powoli na skraj podestu, złapał się ściany dla utrzymania równowagi i bardzo ostrożnie, ciągle się trzymając, wychylił się nad przepaść. Obrócił głowę, żeby spojrzeć w górę szybu i wyciągnął rękę z lampą jak najdalej. Słabe żółte światło wydawało się jedynie podkreślać wiszącą nad nim czerń. 351 Szyb w przekroju był półokrągły, od przeciwległej ściany dzieliły go jakieś trzy metry. Craig zrezygnował z próby spenetrowania zalegającej w górze ciemności i, wyczerpując baterię lampy, skupił się na badaniu skały tworzącej drugą ścianę szybu. Była gładka jak szkło, wypolerowana przez wodę. Nie było na niej żadnego punktu oparcia ani niszy, niczego oprócz... Wyciągnął się jeszcze trochę. Na ścianie, na granicy jego pola widzenia, wprost przed nim widniała ciemniejsza plama, dość wysoko nad jego głową. Czy była to warstwa skały innego koloru, czy może szczelina? Nie był pewien, a lampa coraz bardziej przygasała. Plama mogła równie dobrze być wynikiem gry światłocienia. — Pupho — dobiegł go od tyłu głos Tungaty; Craig się cofnął. — Co jest? — Chyba to jedyna droga na powierzchnię. — Wyłączył lampę, żeby ją oszczędzić. — W górę tym kominem? — w ciemności zabrzmiał niedowierzający głos Tungaty. — Nikt się tędy nie przedostanie. — Nietoperze... gnieżdżą się gdzieś tam w górze. — Nietoperze mają skrzydła — przypomniał mu Tungata. Po chwili dodał: — Jak wysoko? — Nie wiem, ale chyba po drugiej stronie jest jakaś szczelina czy występ skalny. Zapal drugą lampę, ma mocniejszą baterię. Obaj wychylili się i spojrzeli na przeciwległą ścianę. — Jak myślisz? — Chyba coś tam jest. — Gdybym mógł się tam dostać! — Craig znów wyłączył lampę. — Jak? — Nie wiem, muszę się zastanowić. Usiedli oparci plecami o ścianę, stykając się lekko ramionami. Po chwili Tungata mruknął: — Craig, jeśli kiedykolwiek się stąd wydostaniemy... diamenty. Będziesz miał prawo do części... — Zamknij się, Sam. Myślę. — Potem, po kilku minutach: — Sam, drągi, najdłuższy drąg drabiny, myślisz, że sięgnie na drugą stronę? Rozpalili na występie ognisko, którego niepewne, falujące światło rozjaśniło nieco szyb. Jeszcze raz Craig zszedł w dół po linie do szczątków drewnianej drabiny i tym razem zbadał każdy fragment konstrukcji. Większość drągów była poucinana toporem, prawdopodobnie dlatego, żeby łatwiej je było znieść w dół tunelami i korytarzami, ale boki drabiny składały się z dłuższych kawałków — najdłuższy był niewiele grubszy od nadgarstka Craiga, ale jego kora miała szczególny blady odcień, któremu drewno to zawdzięczało swe afrykańskie miano — „słoniowy kieł". Jego zwyczajowa angielska nazwa oznaczała „ołowiane drewno" — jedno z najtwardszych, najbardziej sprężystych drzew veldu. 352 Przesuwając się wzdłuż niego, mierząc go rozłożonymi ramionami, Craig uznał, że drąg ma niecałe pięć metrów długości