... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Idź zaraz, dzisiaj. Dam ci pieniądze na drogę. Ukryjesz się przez zimę i będziesz mógł obmyślić zemstę na panach Otori. Tego pragnąłby Shigeru. - Ja też bym tego pragnął. Ale zawarłem układ z mistrzem Kikuta. Jestem związany słowem. - Wydawało mi się, że przedtem przysięgałeś wierność Otori - rzekł z wyrzutem Ichiro. - Czyż Shigeru nie uratował ci życia, zanim w ogóle usłyszałeś o Plemieniu? - Przytaknąłem. - I mówisz, że ten Akio ma cię zabić? Więc już złamali dane ci słowo. Umiałbyś mu uciec? Gdzie on jest? - Zostawiłem go na drodze przed domem. Teraz może być wszędzie. - No, ale chyba jesteś w stanie pierwszy go usłyszeć? A te sztuczki, które mi płatałeś? Myślałem, że się uczysz, a ty zawsze byłeś gdzie indziej. - Nauczycielu... - zacząłem. Chciałem go przeprosić, ale uciszył mnie gestem. - Wszystko ci wybaczam; to nie moje nauki pomogły ci wydostać Shigeru z Inuyamy. Ponownie wyszedł z pokoju i wrócił po chwili, niosąc sznurek monet i kilka placków ryżowych, owiniętych w liść Nie wiedziałem, co z nimi zrobić, nie miałem ani płachty podróżnej, ani skrzynki, poza tym musiałem mieć wolne ręce. W końcu zawiązałem pieniądze w opasce biodrowej pod ubraniem, a placki wsunąłem za pas. - Znajdziesz wyjście? - zapytał Ichiro zrzędliwie, tak jak kiedyś, gdy szliśmy do świątyni lub do miasta. - Tak sądzę. - Napiszę list, żeby cię przepuścili przez barierę. Pamiętaj, jesteś sługą tego domu - zresztą stosownie wyglądasz - udającym się do Terayamy, aby poczynić przygotowania do mojej wizyty w klasztorze, który chcę odwiedzić w przyszłym roku. Czekaj tam na mnie, spotkamy się, gdy śniegi stopnieją. Shigeru zawarł sojusz z Araim; nie wiem, jak sprawy stoją między wami, ale moim zdaniem powinieneś poprosić go o opiekę. Z wdzięcznością przyjmie wszelkie wieści, które pomogą mu rozprawić się z Plemieniem. Wziął pędzel i jął szybko kreślić znaki na papierze. - Umiesz jeszcze pisać? - zapytał, nie podnosząc głowy. - Niezbyt wprawnie. - Będziesz miał całą zimę, żeby poćwiczyć. - Zapieczętował przesyłkę i wstał. - A tak przy okazji, co się stało z Jato? - Trafił do moich rąk. Przechowują go dla mnie w Terayamie. - Pora po niego wrócić - znów się uśmiechnął i mruknął: - Chio zabije mnie za to, że jej nie obudziłem. Wsunąłem list za pazuchę i objąłem staruszka. - Dziwne przeznaczenie łączy cię z naszym domem -rzekł. - Tej więzi, moim zdaniem, nie uda ci się zerwać... -Głos mu się załamał; ujrzałem, że znów jest bliski łez. - Wiem - szepnąłem. - Zrobię wszystko, co zalecasz. Pojąłem, że nie mogę zrzec się tego domu ani mego dziedzictwa. Należały do mnie i zamierzałem je odzyskać. Wszystko, co mówił Ichiro, układało się w sensowną całość. Musiałem uciec od Plemienia; zapiski Shigeru mogły mnie przed nim uchronić i dostarczyć argumentu przetargowego w rozmowach z Araim. Teraz należało tylko dotrzeć do Terayamy... Rozdział siódmy Opuściłem dom tą samą drogą, którą przyszedłem: przez okno, w dół po ścianie, a następnie po słowiczej podłodze. Spała pod moimi stopami, lecz poprzysiągłem sobie, że następnym razem sprawię, iż zaśpiewa. Jednak, inaczej niż poprzednio, nie przeskoczyłem na drogę - tym razem cicho przebiegłem przez ogród, przybrałem niewidzialną postać i przywarłszy do kamieni niczym pająk, przeczołgałem się przez otwór, który odprowadzał strumień do rzeki. Tam skoczyłem do najbliższej łodzi, odcumowałem, chwyciłem leżące na rufie wiosło i z całych sił odepchnąłem się od brzegu. Łódź stęknęła cicho pod moim ciężarem, prąd szarpnął kadłubem. Ku mojej konsternacji niebo się przetarło; zrobiło się znacznie zimniej, ale dzięki księżycowi w trzeciej kwadrze - także znacznie jaśniej. Wtem usłyszałem na brzegu tupot nóg, odesłałem więc swoje drugie „ja” z powrotem pod mur, sam zaś przypadłem do dna. Akio nie dał się zwieść; odbił się od muru i skoczył w moją stronę, niemal wzlatując w powietrze. Nie bardzo wierzyłem, że uda mi się wymknąć, mimo to znów stałem się niewidzialny i muskając powierzchnię wody, rzuciłem się ku innej łodzi przy nabrzeżu. Pośpiesznie odwiązałem cumę, lecz gdy odpychałem się wiosłem, ujrzałem, że Akio ląduje w rozkołysanej łódce, którą przed chwilą opuściłem, chwyta równowagę, po czym daje ku mnie susa. Czym prędzej znów się rozdwoiłem i zostawiając za sobą drugie „ja”, skoczyłem z powrotem; poczułem drżenie powietrza, gdy mijaliśmy się w locie. Padłem na dno pierwszej łodzi, zerwałem się na nogi i złapawszy wiosło, zacząłem nim machać szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Tymczasem moje drugie „ja” rozpłynęło się w uścisku Akio, który znów szykował się do skoku; ratunku mogłem szukać jedynie w nurtach rzeki. Dobyłem noża, by pchnąć prześladowcę, kiedy wyląduje, ale jak zwykle był szybszy i z łatwością uniknął ataku. Na szczęście przewidziałem jego ruch - uderzyłem go wiosłem w skroń tak mocno, że padł na wznak, ogłuszony. Łódź zakołysała się gwałtownie. Straciłem równowagę i kurczowo chwyciłem się burty. Nie miałem ochoty znaleźć się w lodowatej wodzie - chyba że wraz ze mną utonąłby Akio. Ledwie zdążyłem odskoczyć na dziób, kiedy się ocknął i natychmiast przygniótł mnie całym ciałem. Poczułem na gardle morderczy uścisk jego dłoni