... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Zobaczył rybę. która pojawiła się z bladości po lewej, minęła go i zniknęła w pozbawionej perspektywy dali po prawej stronie. Poderwał się na nogi, wyskoczył w górę i zaczął spadać z upiorną powolnością. Jego ciało zdawało się nic nie ważyć. Przy każdym ruchu wyraźnie czuł opływającą wodę. - Witaj, sir`Olgerze. - Głos był zimny i słodki. Odwrócił się. Przed nim leniwie unosiła się kobieta. Była naga i blada jak papier, z delikatnymi, zielonymi śladami żył pod skórą. Długie włosy pływały wokół ramion, wiotkie i zielone jak algi. Jej oczy były żółte. Twarz szeroka, z płaskim nosem i grubymi, zmysłowymi ustami. Przez kontrast z twarzą ciało wydawało się nieludzko smukłe. Holger nigdy jeszcze nie widział istoty obdarzonej taką gracją, może z wyjątkiem węgorzy. - Kim, kim, kim...? - zachłysnął się. - No nie, daj spokój - zaśmiała się. - Nic jesteś wiejskim głupkicm, tylko szlachetnie urodzonym rycerzem. Witaj, powtarzam. - Kopnęła wodę i podpłynęła bliżej. Zauważył, że jej stopy składały się głównie z palców. Połączonych błoną. Paznokcie, podobnie jak usta, były bladozielone. Jednak ich widok nie przerażał. Przeciwnie! Holger musiał przypominać sobie, że znalazł się w poważnych tarapatach. - Wybacz mi tak gwałtowną formę zaproszcnia. - Z jej ust wyroiły się błyszczące pęcherzyki powietrza. Niektóre osiadły na jej włosach, jak grona diamentów. - Musiałam wykorzystać tę ulotną chwilę gdy nie miałeś ze sobą żelaza i byłeś w niezbyt świętobliwym nastroju. Wierz mi, nic miałam zamiaru wyrządzić ci krzywdy. - Gdzie ja, do diabła, jestem. - wybuchnął. - W głębi jeziora. w którym ja, jego rusałka, mieszkam od tylu już samotnych stuleci.. - Ujęła dłonie Holgera w swoje, miękkie i zimne, zdradzające tę siłę która go obezwładniła. - Nic bój się, moje zaklęcie chroni cię przed utonięciem. Holger wsłuchał się w swój oddech. Nic czuł żadnej różnicy, może z wyjątkiem lekkiego ucisku na piersi. Zbadał językiem jamę ustną i przecisnął ślinę między zębami. Jakimś sposobem, pomyślał starając się znaleźć jakiekolwiek oparcie dla zdrowego rozsądku, siły, określane tu jako magiczne wychwytywały tlen z wody i wtłaczały go do wnętrza cienkiej, prawdopodobnie monomolekularnej błonki, chroniącej jego twarz. Pozostałe części ciała bezpośrednio stykały się z jeziorem. Jego ubranie było przesiąknięte wodą. Jednak nie czuł chłodu... O czym ja tu rozmyślam, przede wszystkim muszę się stąd wydostać! Wyrwał dłonic. - Kto cię na mnie nasłał? - spytał ostro. Wyciągnęła ramiona ponad głowę, wygięła plecy i stanęła na czubkach palców. - Nikt - uśmiechnęła się - Nie wyobrażasz sobie, jak męczące staje się czasem takie trwanie, samotne i nieśmiertelne. Kiedy więc zbłądzi tu piękny, młody wojownik, z włosami jak słońce i oczyma jak niebo, muszę go kochać od chwili w której go zobaczę. Jego policzki zapłonęły. Obojętna część jego jaźni uświadomiła sobie, że ona, istota pochodząca ze Środkowego Świata, była w równym stopniu odporna na stanowiącą jego przebranie iluzję, jak on sam. Ale nawet jeśli... to skąd znała jego imię. - Morgan le Fay! - wykrzyknął. - Jakie to ma znaczenie? - Wzruszenie ramion było falą, która przepłynęła przez całe jej ciało. Chodź. mój dom jest niedaleko. Czeka tam na ciebie uczta. A potem... - Podpłynęła bliżej. Opuściła oczy. - To nie jest przypadek - nalegał. - Spodziewałem się, że Morgan będzie mnie śledziła. Wszystko starannie przygotowała, kiedy zorientowała się, że zmierzamy ku temu jezioru. Myślę; że nawet może zachowanie było sterowane. - Och, pozbądź się takich obaw. Żaden śmiertelnik, mający dobro w swej naturze, nie może zostać zaczarowany jeżeli sam sobie tego nie życzy. - Dobrze wiem, ku czemu w tym momencie skłaniała się moja natura. Podejrzewam, że nawet jeżeli taki nastrój nie został mi narzucony siłą, to mój umysł popchnięto delikatnie w odpowiednią stronę. Bardzo dobrze. Zgiń, przepadnij! - Holger nakreślił znak krzyża. Rusałka uśmiechnęła się w swój senny sposób