... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Właśnie. Bonaplata i jego narzeczony okazali się bardzo nierozsądni, chcieli kupić nasze obrazy i zdobyć skarb tylko dla siebie. - A twoja rodzina chciała je sprzedać? - Nie. Ale była skłonna negocjować. - A co się stało ze wspólnikiem mego ojca chrzestnego? - No cóż... powiedzmy, że zbyt wcześnie wycofał się z negocjacji - iskierka ironii zatańczyła w jego oczach. - Zabiliście go? - To był wypadek. - Albo próba zastraszenia... - Faktem jest, że doszli do ugody... - Skąd wiesz? - Powiedziała mi o tym moja matka. - Zamilkłam, nie chciałam tego kwestionować. - Bonaplata miał przekazać obraz za pewną sumę. Ale tego nie uczynił. Zamiast tego zabił ich i ukradł obrazy. - Nie wydaje mi się to logiczne. Jak mój ojciec chrzestny zdołał oszukać i zabić tych rewolwerowców? - Nie wiem. Ale to zrobił. - Artur zmarszczył brwi. - On jest odpowiedzialny za moje sieroctwo. - Ale to wy zaczęliście, zabijając mężczyznę, którego on kochał. - Artur mógł mieć powody, by nienawidzić Enrika, ale ja musiałam go bronić. - Nieważne, kto zaczął - mężczyzna z samolotu, miły i przystojny, okazał się twardy i zawzięty. - Okazał się kanalią, degeneratem, złamał umowę, nie dotrzymał słowa. - Zacisnęłam wargi i spojrzałam na niego bacznie, zanim odpowiedziałam: - Enric chronił tylko swoich bliskich. Groziliście jego rodzinie. Nie sądzę, żeby mnie słuchał. Jego wzrok powędrował w głąb lokalu, jakby przeżuwał coś trudnego do strawienia, zwlekał z odpowiedzią, utkwił we mnie wzrok i rzekł niskim i chrapliwym głosem: - Między moją rodziną a rodziną Bonaplata istnieje dług krwi - i w jego oczach zobaczyłam jej czerwony kolor. Enric był moją pierwszą miłością, moją wielką miłością - patrzyłam na moją matkę i nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Powiedziała mi, że chce ze mną porozmawiać. I porozmawiała. Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło. Słuchałam jej ze zdumieniem. Przez tyle lat milczała, istniała między nami niewidzialna tama, która nas oddzielała. Przegradzała, a ja nieświadomie czasem ją zauważałam. Nagle tama się przerwała. Posłusznie pojechałam po nią na lotnisko i widząc jej bagaże, zastanawiałam się, po co wiezie tyle rzeczy. Na chwilę zlękłam się, że będzie chciała zostać ze mną w Barcelonie przez długi czas. Tylko nie to! - powiedziałam sobie. Potem pomyślałam, że w jednej z tych walizek może znajdować się obraz odpowiednio zapakowany. Ale i bez tego bagaż był zbyt duży. Matka zawsze lubiła podróżować dobrze wyposażona. Zatrzymała się w tym samym hotelu co ja na początku; zarezerwowała duży pokój z wielkim łóżkiem, na jednym z najwyższych pięter i powiedziała, że mam się do niego przeprowadzić. Obserwowałam jej panoszenie się i pozwalałam jej na to. Dobiłyśmy targu i ceną było przywiezienie obrazu z Nowego Jorku. Musiałam dotrzymać umowy; przede wszystkim wyprowadzić się od Alicii i zamieszkać z nią. - Dzisiaj przyjeżdża moja matka - powiedziałam Alicii. - Przeprowadzam się do hotelu. - Ach, tak! - rzekła układając wargi do lekkiego uśmiechu. Wiedziała lepiej niż ja, jakie zdanie ma o niej moja matka. - Będziesz znów mile u mnie widziana, kiedy ona wyjedzie. Moja matka mówiła bez przerwy o mojej podróży, o swojej, ale niespodziankę zachowała na kolację. Kiedy powiedziała: „Enric był moją pierwszą miłością, moją wielką miłością”, jej oczy poszukały moich. Nie mogłam wyjść ze zdumienia. Nie wiedziałam co myśleć ani co powiedzieć. Moją pierwszą reakcją było niedowierzanie; to musi być żart. Ale w jej oczach nie było rozbawienia, a jej usta się nie uśmiechały. Ta twarz ze zmarszczkami na czole i kurzymi łapkami pod oczami, ta twarz, którą utożsamiałam z matką, była przede mną z miną winowajcy i czekała na wyrok. Rzuciłam sztućce na stół i wykrztusiłam: - Ale... co z ojcem? - Z twoim ojcem to było później. - Ale skoro Enric... Enric był... - Homoseksualistą - sprecyzowała ona. - Tak, właśnie - stwierdziłam. - Ale nie musiał być tak bardzo, bo... - ... bo nie miałby syna. Zamilkłam, usiłując to przetrawić, ona też milczała przez chwilę, jakby łapiąc oddech, a następnie powróciła do tematu. - Jak ci wiadomo, rodziny Bonaplata i Coli utrzymywały przez wiele pokoleń bardzo ścisłe stosunki. Pod koniec XIX wieku mój dziadek bywał w Els Quatre Gats razem z dziadkiem Enrika i tę przyjaźń kontynuowali nasi ojcowie. Jako dzieci bawiłyśmy się razem, kiedy nasi rodzice urządzali przyjęcia, oboje chodziliśmy do Liceum Francuskiego. Będąc nastolatkami należeliśmy do tej samej grupki przyjaciół, zarówno w mieście, jak i w czasie wakacji na Costa Brava. Enric zawsze bardzo mnie pociągał. Był bystry, sympatyczny, pełen fantazji, miał na wszystko ciętą i inteligentną odpowiedź. Byłam przekonana, że mu się podobam i kiedy w okresie przeduniwersyteckim zaczęły się tworzyć pary, my także w sposób naturalny staliśmy się parą. Byłam w nim szalenie zakochana. Nasi rodzice byli zachwyceni tym, że ze sobą chodzimy; nasz związek połączyłby obie nasze tak bardzo zaprzyjaźnione rodziny; byłoby to coś, czego oczekiwano od pokoleń. Moi rodzice nigdy nie mieli do mnie pretensji, kiedy ze spotkania z nim wracałam późno do domu. - Całowaliście się? - zapytałam z zaciekawieniem i zauważyłam, że moja matka poruszyła się niespokojnie na krześle. Milczała przez kilka chwil. Było jasne, że trudno jej o tym mówić. - Tak - odpowiedziała wreszcie. - Pamiętaj jednak, że było to przeszło czterdzieści lat temu i że w naszym środowisku trzeba było pozostać dziewicą aż do małżeństwa. Nawet gdy była już wyznaczona data ślubu, a my jej nie mieliśmy, trzeba było się hamować. Nasze pocałunki i pieszczoty były dosyć powściągliwe. - On też chyba za bardzo nie naciskał - powiedziałam złośliwie. - Prawda? - Tak, prawda. Kiedy nad tym się zastanawiałam, dochodziłam do wniosku, że to ja zawsze podejmowałam inicjatywę - westchnęła. - Myślałam, że to ja z natury byłam skłonna do pieszczot, a on nie. - Ale jak to możliwe, żeś niczego nie zauważyła? - Ja także wiele nad tym myślałam - znów westchnęła i kręciła głową z niedowierzaniem. - Nikt wtedy nic nie wiedział o jego skłonnościach. Ale ja byłam jego dziewczyną i nic mnie nie tłumaczy. On z tym się krył, nie chciał by rodzina o tym się dowiedziała. W owych czasach mieć takiego syna było wstydem, upokorzeniem dla takiej rodziny jak Bonaplata. A ja, zakochana w nim, byłam głupiutka