... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Usiło- wał także wybrać spośród Lordów Włodarzy ludzi myślących tak jak on - że nie należy załogom ze Strażnicy Benden dawać w prezencie ziem południowych. Nawet lord Groghe zaczął się chwiać w swojej lojalności wobec komendantów. Poza wszystkim innym miał dzie- sięciu synów, których też musiał gdzieś dobrze ulokować. Na każ- dym Spotkaniu w Forcie w ciągu ostatnich trzech Obrotów, Toric za- szczepiał w głowach chłopców idee, że powinni mieć takie same moż- liwości jak Benelek lub Horon. Zamieszał w umyśle młodemu Kemowi z Crom, trzeciemu synowi lorda Nessela oraz drugiemu synowi Nabola. Znalazł także czeladników zazdroszczących, że ich koledzy zostali wcześniej od nich promowani na mistrzów. Przeklinał czytając otrzymaną od Idarolana wiadomość o zbliża- jącym się sztormie, bowiem oznaczała ona konieczność opóźnienia realizacji jego wielkiego planu. A mogło to spowodować także, że ktoś -w tym wypadku słowo „ktoś" należało odczytać jako, jeździec smoka" - odkryje dokładnie zakamuflowane miejsca na Siedliska. Mogli też zacząć się interesować zwiększonymi dostawami na wszyst- kie jednostki niewielkiej floty rybackiej Siedliska. Jak dotąd młody komendant K'van przyjął naprędce podane wyjaśnienie, że przed porą gorącą Toric pragnie odpowiednio zaopatrzyć położone na krańcach południowych kopalnie. Działki po drugiej stronie rzeki nie zostały dotąd odkryte, bo zasłaniała je gęsta roślinność. Jeźdźcy smoków już dawno temu zbadali ten odcinek brzegu. Cała ta ziemia... Jego Siedlisko pełnebyło ochoczych, nowych, starannie wybranych osie- dleńców zdecydowanych wznosić i modernizować domy dla siebie. Ludzie ci byli mu oddani, gdyż pozwolił im na realizację ich naj- większych marzeń. Musiał przełknąć wiele upokorzeń i zniewag ze strony komendan- tów z Benden, którym się wydawało, że to oni będą dzielić tę ziemię według własnej woli. A teraz czeka ich konfrontacja z jego planami. Zbyt wielu ludzi znało już rzeczywistą powierzchnię rozległego Kon- tynentu Południowego, i bardzo byli niezadowoleni z uzurpowania sobie przez jeźdźców smoków prawa pierwszeństwa. Przez wiele Obrotów mieli dostęp do wszystkiego, co Pern miał im najlepszego do zaofiarowania. Kiedy Przejście się zakończyło i ich usługi stały się niepotrzebne, inaczej zagra się im do tańca. I on sam dopilnuje, żeby tak się stało. Usłyszał dźwięk dzwonu, zainstalowanegema skutek nalegań Mi- strzów Rybackich w głębszej części przystani. Ryby-przewodnicy mogły być pożyteczne, kiedy informowały załogi o miejscach poby- tu ławic ryb, ale on nie miał zamiaru troszczyć się o te stworzenia. Nie cierpiał gadających ssaków - mowa jest atrybutem człowieka. Nie mogą się przecież równać z istotami ludzkimi. Nie było żadnego sposobu, żeby mógł zmienić swoje zdanie na ten temat. Ludzie byli zdolni do przewidywania przyszłości i planowania, delfiny tylko współpracowały z nimi i czerpały z tego rozrywkę. Ludzie wymy- ślali także dla nich „gry" i bawili się z nimi. Ale życie nie jest nie- ustanną zabawą! Sama myśl o dostarczaniu zwierzętom rozrywek ogromnie denerwowała Torica. Szczególnie nie cierpiał ich ostatniej „gry" - patrolowania wybrzeży. Miał własne plany dotyczące brze- gów. W zamyśleniu dotknął palcami ust. W czasie sztormu będą szukały bezpiecznego miejsca w Prądach i to może być najlepszy moment do przeprowadzenia jego planu, zanim wiatr ucichnie i delfiny powrócą na swoje zwykłe akweny. Wstał z łóżka i ubrał się, nie zwracając uwagi na senne mruczenie żony. Jeżeli chce zrealizować swój plan pod koniec burzy, to czeka go jeszcze wiele pracy. Gdy sztorm runął na półwyspy wysunięte z Kontynentu Południo- wego w kierunku północnym, porażająca siła wiatrów była najgroź- niejszym żywiołem, jaki wielu ludzi spotkało w czasie całego swego życia. Nawet najstarsi rybacy byli zaskoczeni. Chociaż oko cyklonu znalazło się daleko na południe od Boli i Isty, to jednak nadmorskie siedziby chłostały porywiste wichury, a morze zalewało niżej położo- ne tereny, wrzucając piach z plaż do zatopionych domów oraz na pola, które normalnie znajdowały się wysoko ponad poziomem wody. Sztorm, który przyszedł w dniu zrównania dnia z nocą, szalał ze zdwo- joną siłą zarówno nad morzem jak i nad lądem, aż po odległe wzgórza. Wzdłuż południowych wybrzeży powyrywał słabiej zakorzenione drzewa, zwykle dostatecznie giętkie, by elastycznie poddawać się uderzeniom wiatru. Toczył gigantyczne fale zalewające strome skały i Strażnicę aż po Główną Salę, druzgocząc część dachu i burząc wiele małych domów zajmowanych przez jeźdźców. Nic nie mogło mu się oprzeć. A szczególnie plan Torica. W głębokiej części przy- stani, będącej normalnie bezpiecznym miejscem do cumowania, szalały fale tak wysokie jak na otwartym morzu, a ludzie usiłowali ratować statki na pół wyładowane do wyprawy w górę rzeki. Nie- które załogi, usiłujące w czasie sztormu wyprowadzić w morze swoje statki, doznały poważnych strat i musiały pozostać w przy- stani. Do czasu oddalenia się sztormu z Siedliska Południowego po trzech długich dniach i nocach, rannych żeglarzy musiały opa- trywać ich żony. Nawałnica z coraz większą szybkością przesuwała się łukiem w kierunku południowo-wschodnim, waląc wprost na Rajską Rzekę i Mroźny Dwór. Pomimo natychmiastowego przekazania ostrzeżenia przez stada delfinów do wszystkich zainteresowanych, definicja siły sztormu „zły, zły, zły" wyjaśniła się dopiero wtedy, gdy pogoda fatalnie się pogor- szyła, a wściekłe, wyjące wiatry rozszalały się nad lądem. Nikt nie przewidywał tak długiej i tak gwałtownej burzy. Poziom Rajskiej Rzeki znacznie się podniósł. Jej wody zalały rząd chat, co zmusiło Jaygego i jego rodzinę do przeniesienia się na najbliższe wyżej położone tereny, które również okazały się wkrótce zagrożone. Pola uprawne wzdłuż rzeki zostały zatopione. Uprawy sezonowe wcześniej zebrano i bezpiecznie zmagazynowa- no pod zwykłymi wiatami, których zawieszone na słupach dachy miały chronić zbiory przed słońcem. Z większości tych konstrukcji wicher pozrywał pokrycie, wywiewając całą ich zawartość