... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Zauważmy, jak otworzenie się na innych rozwija wrażliwość emocjonalną. Gdy ktoś jest samotny, wyobcowany i szuka kogoś, z kim mógłby porozmawiać, to nawet neutralna krótka rozmowa budzi nadzieje, wywołuje uczucia pozytywne, napełnia jasnym światłem działania. Jeśli czuła, ufna relacja zostaje podważona przez poczucie krzywdy, to można ją przywrócić zmianą postrzegania drugiej osoby. To najbardziej dostępna, najłatwiejsza i zapewne najefektywniejsza droga, aby powrócić do miłości. Bo przecież można zobaczyć drugą osobę w innym świetle, na nowo zdefiniować jej obraz. Bardzo często to jedyna zmiana, jakiej jesteśmy w stanie dokonać na początku. A jest to zmiana konieczna, bo nie sposób zmienić sposobu myślenia o danej osobie, jeżeli nie zobaczymy jej w innym świetle. Nie można przekształcić uczuć, skoro wcześniej chciało się je kontrolować. Trzeba wiedzieć, że o naszych emocjach decydują nasze spostrzeżenia i oceny; zmieniają się wraz ze sposobem postrzegania lub oceniania innych. Decydujemy, jak będziemy postrzegali daną osobę, jesteśmy więc odpowiedzialni za swoje uczucia; możemy je zmieniać. Kiedy zobaczymy drugą osobę w innym świetle, możliwe stanie się rozbudzenie pozytywnych uczuć, pogłębienie partnerskich relacji. W rezultacie zdołamy podjąć decyzję o ponownym zbliżeniu się do siebie. Druga osoba jest tyle warta co ja Traktowanie drugiego człowieka jako osoby wartościowej wymaga od nas szacunku dla siebie samych. Jeśli gardzimy sobą, gardzimy innymi. Jesteśmy wartościowi, ponieważ jesteśmy sobą. Podobnie i druga osoba jest wartościowa dlatego, że jest sobą. Nie zwiększą ani nie zmniejszą niczyjej wartości wybitne osiągnięcia, wzorowe zachowanie czy godna podziwu uroda. Wszyscy są nieskończenie wartościowi dlatego, że zostali stworzeni na podobieństwo Boga. Jest to coś, co posiadamy na własność. Bycie na podobieństwo Boga daje się szczególnie wyjaśnić jako pozostawanie z innymi we wspólnocie, w jedności. Nasza wartość wyraża się więc również w tym, że jesteśmy częścią pełnego wartości Boskiego dzieła stworzenia. Możemy udowodnić naszą wartość prawdziwie, gdy pozostajemy w prawidłowych relacjach z innymi ludźmi (por. Rdz 1,27-28; Rdz 5,1-2; Ef 4,23-24). Można wyróżnić cztery sposoby wartościowania siebie i innych, które zdominowały myślenie chrześcijańskie w ciągu ostatnich 2 000 lat. Pierwszy z nich polega na afirmacji innych i negacji siebie (miłość bliźniego jest cnotą, miłość własna - jej przeciwieństwem). Drugi sposób to afirmowanie innych i tolerowanie siebie (miłość bliźniego to prawdziwa służba, miłość własna zaś jest akceptowana ze względu na to, aby nie być dla bliźniego ciężarem). Wedle trzeciego sposobu zarówno miłość własna, jak i miłość bliźniego są cnotami (nauczyć się kochać siebie to podstawa prawdziwej miłości bliźniego). Czwarty sposób zakłada, że miłość bliźniego i miłość siebie to dwa aspekty tej samej miłości. Podstawą ponownego odczuwania miłości w stosunku do osoby postrzeganej jako winowajca ma być głęboka świadomość, że ja, ty, my wszyscy jesteśmy nieskończenie wartościowi, niezależnie od naszych działań, wyglądu, efektywności czy jakichkolwiek innych kryteriów. Doświadczenie krzywdy nie usprawiedliwia braku szacunku i miłości do drugiej osoby. Możliwe jest skorygowanie i przeorientowanie własnych odczuć od braku miłości ku jej rozkwitowi, niezależnie od tego, czy ktoś nas przyciąga czy odpycha. Darzenie innych szacunkiem Miłość wyraża się szacunkiem. W tym stwierdzeniu zawiera się treść biblijnego słowa oznaczającego miłość: agape. Agape ofiarowywana jest, gdy postrzegamy inną osobę jako wartościową, traktujemy ją z szacunkiem jako równą nam istotę, uznajemy jej prawo do wyrażania własnej opinii, poważamy jako istotę odpowiedzialną za swoje wybory, uczucia, działania. Miłość agape w ciągu dwóch tysięcy lat istnienia teologii chrześcijańskiej była różnie pojmowana: jako dobroczynność, posłuszeństwo, poświęcenie, szacunek. Agape rozumiana jako dobroczynność miała oznaczać miłość nieprzyjaciół, miłość nie kochanych i nie kochających. Fakt, że takie odniesienie pomniejszało wartość obiektu miłości, przeoczano. Ważne były cele, wizja pożądanej przemiany dawcy miłości. (Sprzeczność polegała na założeniu, iż ktoś nie kochający nas nie może w ogóle zostać uznany za człowieka zdolnego do miłości.) Agape jako proste posłuszeństwo miała prowadzić do miłości z obowiązku. „Kocham, bo wiem, że tak trzeba”. Taka miłość bez uczucia przywiązania powoduje powstawanie oporów u ofiarodawcy, resentymentów u odbiorcy niechętnie akceptowanego; ginie w strumieniu pozytywnych uczuć płynących ze świadomości, że jest się dobrym, kochającym. Agape jako samopoświęcenie była utożsamiana z poświęceniem się dla innych wedle zasady: „idź pierwszy, twoje szczęście będzie dla mnie nagrodą; twoje dobro wymaga ode mnie wyrzeczeń, ale to nie ma znaczenia”. Takie samopoświęcenie rzeczywiście jest często nagrodą samą w sobie. Ofiarodawca czuje się uwznioślony swoim chlubnym postępowaniem, swoją prawością. Ma poczucie wyższości, zajmując we wzajemnych relacjach pozycję niższego, z własnej woli negując siebie. Z kolei agape jako synonim szacunku oznacza docenienie w drugim człowieku tego, że zasługuje, podobnie jak my, na szacunek. Powinniśmy respektować jego prawa, on zaś jest odpowiedzialny za swe czyny wobec nas i Boga. Przebaczenie „dobroczynne” oraz przez posłuszeństwo oferuje działania jednokierunkowe, bo ważniejsze jest bycie w zgodzie z samym sobą niż dotarcie do drugiego człowieka. Ma zatem niewiele wspólnego i z osobą, której się przebacza, i z samym przebaczeniem. Przebaczenie traktowane jako poświęcenie polega na przyjęciu na siebie bólu, zaakceptowaniu rany, zdławieniu w sobie złości i tym samym uwolnieniu od tego wszystkiego drugiej strony