... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Więc jak? Zdejmiesz kożuch? Usiądziesz przy stole? Zatrzymasz koszmarny zegar? -Nie, Mileno, muszę pędzić; mam dziś jeszcze kilka wizyt. To normalne, że facet, który przyjechał na krótko, chce odwiedzić jak najwięcej starych znajomych, ale - gdy wyszliśmy razem - okazało się, że nigdzie się nie spieszy. Odwiózł mnie na Narbutta, a nawet wdepnęliśmy na kawę do "Morskiego Oka", które mimo Wigilii było czynne. Pytał, jak teraz w Polsce z prywatnym biznesem, więc opowiedziałem mu o swojej firmie i siłą rzeczy o Ewie, którą mgliście pamiętał jako niegdysiejszą odbiorczynię żaluzji oraz żonę kumpla, Jurka Szarego. I tym sposobem na nasz stolik, niby wielki, kosmaty pająk, wypełzł temat rozwodów; Chorąży skrzywił się. - To jest tak, jakby nagle umarł bliski człowiek, a w jego ciało wstąpił wróg. - "Dziewczyna, która nigdy nie będzie już tobą, twoim jeszcze gestem zamknie za mną drzwi". - Dobrze powiedziane. To z jakiegoś wiersza? - Tak, Jacku. Uniwersalne motto do wszystkich powieści o kobiecie i mężczyźnie. - Zgadza się. Ale czasem są rzeczy, które zaskakują. Chwilę milczał, zastanawiając się, czy dzielić się ze mną zdziwieniem i zadumą nad nieprzewidywalnością ludzkich zachowań. -Czy wiesz, że ona zaproponowała mi niedawno zwrot pieniędzy za nasz dom? Opowiedział, że sąd, orzekając rozwód, przyznał dom w całości Milenie; jej adwokat udowodnił, że Chorąży przez cały czas trwania małżeństwa był z powodu choroby niezdolny do pracy, więc to ona zarabiała, pomnażała majątek, mało tego - jeszcze finansowała jego kurację. To był nie tylko dom, ale przecież także knajpa plus lokale, które wynajmowali, więc po takim wyroku został praktycznie bez środków do życia. - Bez dachu nad głową, z pustym portfelem. Doszło do tego, że zamieszkaliśmy z Maksem w przyczepie kempingowej; pięć miesięcy - od kwietnia do września 84, kiedy w Teksasie znalazłem robotę przy ścinaniu gałęzi. Na szczęście w Teksasie ciepło. - A Milena? - spytałem bez sensu, bo przecież jasne, że sprzedała ich dom i wyjechała z pieniędzmi do Anglii. Nie, na odwrót było: najpierw wyjechała, a potem sprzedaży dokonał upoważniony adwokat; wziął swoją prowizję, resztę wysłał do Londynu. -Nie wiem, ile odziedziczyła po tym dziadku i czy osiemdziesiąt tysięcy to dla niej dużo czy mało, ale liczy się intencja. Chorąży nie przyjął forsy, ale - ujęty gestem - pozwala odtąd Milenie na spotkania z Maksem. -Cholera! - zreflektował się nagle - ja ci tu mówię o niej takie rzeczy, a przecież to chyba twoja dziewczyna. Zadzwoniłem z Narbutta do mojej dziewczyny. - Nie będę już dziś do ciebie wracał, przenocuję u mamy. - Jak chcesz, ale zaraz przecież położę go spać, więc możesz przyjechać. W tej sytuacji zjawiłem się około jedenastej, ale na Wita Stwosza spała tylko przekarmiona przez Maksa Czikita, a on sam siedział w pidżamce obok Mileny, która uczyła go grać na elektronicznych organach. -Patrz, Maks, When the Saints go marching in, tu paluch, tu paluch i tu, a teraz zrobimy inny instrument, co wolisz fortepian, flet? Wspólnie bawią się przyciskami. - A jak będzie na smyczkach? Czekaj, sama jestem ciekawa, When the Saints, nie, Maks, jakiś horror, wracamy do klawiszy. W moim pokoju było posłane dla Maksa, więc nie bardzo miałem co ze sobą zrobić; wziąłem książkę, usiadłem w kącie jadalni, starając się być równie nieobecny jak Czikita. Lecz słowa docierały do mnie - zdania po polsku, po angielsku, po amerykańsku; tak, nawet tam na budowie w Londynie nie słyszałem takich skrótów i konstrukcji, jakich używa Maks, więc to chyba amerykański. - Mama, ty nie jesteś American? -Amerykanką; n i e, nie jestem. - Ale mówisz jak Ameri... jak Amerykanka. - Maks, jeżeli wolisz, możemy po angielsku; a w domu jak rozmawiasz? - Teraz english, chodzi, żeby Wirginia rozumiała. Głupio mówić przy kimś foreign language. - W obcym języku. Synku, dla mnie to bez różnicy. - No, we can 't speak English, he doesn 't understand - wskazał na mnie. - Not a problem, Maks, I'm busy, You see: I'm reading. Spojrzał na mnie, na Milenę. - He doesn 't speak English. Widzisz, mama, musimy po polsku. Maks, jak w tobie to nazwać - taktem, dobrocią, zdolnością do poświęceń? Gotowyś dla nieznajomego pana Witka, iżby nie czuł się obco, trudzić głowę przypominaniem słów, które dawno z niej wyfrunęły i język udręczać niedorzecznym "chrząszcz brzmi w trzcinie". A jak nazwać to w niej, co sprawiło, że świadomie, z rozmysłem skazała ciebie, trzyletniego, na życie na samym społecznym dnie? Pamiętasz, Maks, Teksas? Na pewno pamiętasz, a jednak przytulasz się teraz do tej kobiety, bo mimo wszystko jest twoją matką