... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
.. ten układ? Podniosła wzrok, przestraszona tonem jego głosu. - To chyba jasne! Czy miałam jakiś wybór? - Dziękuję - z goryczą odparł Mikael. - Nie, och, nie! Nie to chciałam powiedzieć... - Rozumiem, nie musisz się usprawiedliwiać. Przecież jedziemy na tym samym wózku. Te słowa sprawiły, że jej oczy rozszerzyły się, wy- glądały teraz jak dwie czarne studnie. Mikael nigdy nie widział kogoś tak zaskoczonego i tak zranionego. To go wzruszyło. Pochylił się i chciał wziąć ją za ręce, ale natrafił na chusteczkę. Wyrwał ją i cisnął na podłogę z niemym przekleństwem. Anette usiłowała oswobodzić się z uścisku jego dłoni, ale on trzymał ją mocno. - Anette - powiedział, starając się, by jego głos zabrzmiał przyjaźnie, ale czuł, jak sztuczny jest jego uśmiech. - Anette, jeśli mamy sobie z tym poradzić, to powinniśmy być wobec siebie szczerzy i otwarci. - Ale powiedzieliście przecież... - szepnęła. Wiem, co powiedziałem. Że pragnąłem tego od dawna. - A więc to nie była prawda? Prawie nie wiedziałem, kim jesteś, miał zamiar powiedzieć, ale kiedy zobaczył, jak skuliła się w oczekiwaniu na słowa, jego serce zmiękło i nie potraftł już zdobyć się na to, by rzucić jej w twarz całą prawdę. No, w pewnym sensie to była prawda - skłamał i od razu zobaczył, że słowa te sprawiły jej ulgę. Ucieszyło to Mikaela, życzliwie odnoszącego się do wszystkich ludzi. - Miałem swoje marzenia o dziewczynie, z którą przyjdzie mi dzielić życie, kiedyś, w przyszłości. I przyglądałem się tobie, tak przelotnie, myśląc: o, ta mała... To nie jest niemożliwe. Ciekawe, jaka ona jest za fasadą bogobojności, a czasami kokieterii. Bo wiesz, wy, damy dworu, kiedy jesteście w gromadzie, często sprawiacie wrażenie bardzo powierzchownych. Nic więcej do ciebie nie czułem. Schyliła głowę tak, że welon opadł jej aż na twarz. - A ty? zapytał Mikael. - Co myślałaś o mnie? - Ja... Mów szezerze! Ukrywanie prawdy daleko nas nie zawiedzie. I on to mówi! Wstyd mu było przed sobą. Szczerze? pomyślała. Że jesteś potworem w ludzkiej skórze! O chciwych palcach, które wyciągają się po moje biedne ciało, pożądliwie, ohydnie! Głośno zaś powiedziała: - Uważałam, że jesteście bardzo przystojnym mło- dzieńcem. Czy nie byłam teraz, mimo wszystko, zbyt bezwstydna? Czy to nie zabrzmiało jak zaproszenie? - Ale nie żywiłaś do mnie żadnych... szczególnych uczuć? Szezególnych? O co mu chodzi? Nieprzyzwoitych? Nie, chyba nie, spogląda na nią cak szezerze. Pięknymi oczami. Zbyt pięknymi! - Nie - szepnęła, niemal umierając ze wstydu. - Aha, wiemy więc, na czym stoimy. Czy ktoś inny jest drogi twemu sercu? - Nie, och, nie! - Ja też nie mam nikogo takiego. Musimy więc postarać się, by wszystko ułożyło się jak najlepiej, Anette. Nie jesteśmy pierwszym małżeństwem na świecie, które zostało skojarzone przez osoby stojące z boku. Zadrżała nieco na dźwięk tych słów, ale wzięła się w garść. - Tak, ja także o tym myślałam - powiedziała, sepleniąc odrobinę jak dziecko. - Ciekawe, co czuli inni. - Nareszcie pokazujesz, że umiesz myśleć, że masz jakieś wnętrze. A poza tym jesteś dla mnie wielką niewiadomą, Anette. I proszę cię, mów mi ty, dobrze? Skinęła głową. Przez cały czas starała się nie patrzeć na jego szerokie ramiona i obrzydliwie pociągające usta. - Żałujesz? - zapytał Mikael. Anette poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie. Po długiej chwili lękliwego wahania wyrzuciła z siebie: - Czy żałuję? Przecież my nie ponosimy za to odpowiedzialności. Ale moje serce drży, bo przecież nie znam was wcale. Chociaż kiedy pomyślę, jak mogłoby się to wszystko potoczyć... - Zebrała się na odwagę. - Wy nie musicie żałować. Wiem, czego oczekuje się ode mnie... dzisiejszej nocy i zgadzam się na to. Musimy oddać się w ręce Matki Bożej. Czy żałujecie? To znaczy, chciałam powiedzieć, żałujesz? - Nie wiem - odparł Mikael puszezając jej dłonie. Wstał i podszedł do okna. Przed sobą widział wzgórze Brunkeberg, na którym gdzieniegdzie migotały w ciemności światełka. Na Strommen błyskały światła kilku łodzi. Nie wiem, Anette. Masz rację mówiąc, że nie jesteśmy temu winni. Wszystko stało się jak gdyby poza nami. Ale my poddaliśmy się temu oboje. Czy, żałuję? Nie, chyba nie. Zrozum, nigdy dokładnie nie wiedziałem, co chcę zrobić ze swoim życiem. Żyję w świecie jak gdyby pełnym mgły, pozwalam innym kierować sobą, a sam tylko poddaję się. W moim życiu jest coś nie tak, tylko że ja nie wiem, co. Jest mi dobrzc, czasem wydaje mi się, że aż za dobrze. Tkwi we mnie jakaś potrzeba walki, zmierzenia się z trudnościami, uczynienia czegoś dla cierpiącego świata, a nawet pragnienie odczucia bólu przed dotarciem do celu, wszystko jedno jaki miałby być. A mnie podaje się wszystko na tacy. Teraz mój przybrany ojciec chce nam podarować wielki dom bez żadnej zasługi z mojej strony. Dom jest zadbany, wszystko układa się świetnie, a ja wcale się do tego nie przyczyniłem. Gabriel chce wyprawić mnie na wojnę. Przetrze mi szlaki, bym mógł szybko awansować. Ja wcale tego nic chcę! Ale czy myślisz, że coś mówię? O, nie! Wzgląd na innych, Anette! Całe moje życie składa się z dostosowywania do życzeń innych. Nikogo nie zranić. Przez kilka lat studiowałem, ale to także przychodziło mi zbyt łatwo. Również na uniwersytecie zauważyłem wpływy, mego opiekuna. Oni chcą mojego dobra, a ja przyjmuję wszystko, co mi ofiarują. Mam bowiem wobec nich dozgonny dług wdzięczności. Matko! Dopomóż mi, nic z tego nie pojmuję, jestem całkiem zagubiona. On cały czas rozmawia ze mną tak życzliwie, jakbyśmy byli sobie równi! Czego on chce? Kiedy nadejdzie to straszne, to okropne? - A teraz się ożeniłeś, dlatego że cię o to poprosili - stwierdziła po prostu. Tak. Ożeniłem się ze szlachcianką, stojącą dużo wyżej ode mnie. I zdajesz sobie chyba sprawę, Anette, że nie jestem majętny. Mam spadek po matce i jeszeze mniejszy po ojcu, i to mi wystarezy, to już wszystko