... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Upadł, ten tutaj. Myślę ja, że jest gorączkujący. - Strażnik postawił Balawai na nogi. Był to ranny mężczyzna bez ręki. - Lepiej daj mu kogoś do towarzystwa, ty. Mace skinął głową i zarzucił sobie na barki zdrowe ramię rannego. - Dziękuję, zajmę się nim. - Balawai spojrzał na niego, wyraźnie nie rozpoznając. Strażnik zmarszczył brwi. - Zabije was za to Kar, wiesz to, ty? - Doceniam twoją troskliwość. - Nie troska. Tylko mówię. To wszystko. - Dziękuję. Strażnik jeszcze chwilę postał, po czym starannie wzruszył ramionami, odwrócił się i znów znikł w półmroku. Mace spoglądał za nim w zadumie. Dwaj strażnicy akków nie byli łatwi we współpracy. Przed wymarszem Mace powierzył Balawai Nickowi, który usiłował doprowadzić ich do jakiego takiego porządku, zaś sam powędrował na górę, gdzie jeden ze strażników stał i gapił się na niego, a drugi, ten, którego powalił, siedział jeszcze na ziemi i masował nos. Mace przykucnął przy nim. - Jak twoja twarz? - zapytał poważnie. Głos strażnika był stłumiony przez dłonie. - To żadna hańba przegrać z Jedi - wyjaśnił Mace. - Daj, zobaczę. Kiedy zdumiony strażnik odsunął ręce od twarzy, Mace dotknął jej po obu stronach jego nosa i jednym silnym skrętem ustawił kości prosto. Nagły i ostry ból wyrwał z ust Koruna westchnienie, ale trwało to tak krótko, że nie było czasu na krzyk. Po chwili już tylko mrugał ze zdumienia. - Hej... hej, naprawdę lepiej jest. Jak ty... - Przepraszam, że straciłem cierpliwość - rzekł Mace i wstał, aby jego słowa usłyszał również drugi strażnik. - Ale nie potrafię cofnąć się przed wyzwaniem. Rozumiecie chyba. Obaj Korunnai wymienili spojrzenia i niechętnie przytaknęli, zgodnie z resztą z tym, czego Mace się spodziewał. Vastor wyszkolił ich jak psy i jak u każdego psa, jedyną odpowiedzią na kopniak, po którym następowało pogłaskanie po łbie, odpowiadali merdaniem ogona w nadziei, że to już koniec. - Wygląda, że obaj jesteście silni - rzekł Mace. - Mocni wojownicy. Dlatego tak mocno was zaatakowałem. Z szacunku. Jesteście dla mnie zbyt niebezpieczni, żebym miał z wami igrać. Korun ze złamanym nosem odezwał się łaskawym tonem: - Masz byka jak taran i łeb jak kamień, ty. - Zachichotał, zezując, żeby sobie obejrzeć zakrwawioną opuchliznę pośrodku twarzy. - Najlepszy, jakiego widziałem. Drugi strażnik nie zdzierżył i wtrącił: - A ten chwyt na twarzy... czy to sztuka Jedi była? Nigdy wcześniej nie widziałem ja. Może nauczysz mnie, ty? Mace nie miał czasu na uprzejmości. - Słuchajcie, wiem, że zabranie więźniów narobi nam kłopotów z Karem. I wiem, że będziecie mieli kłopoty, bo ich wypuściliście. Dlaczego nie mielibyście zostać z nami? Weźcie psy. Pilnujcie Balawai, żeby się nie rozłazili i żeby żaden się nie zgubił. To nie jest tak, że Kar nie wie, dokąd idziemy. Powiedziałem mu to osobiście. A jeśli pójdziecie z nami, nie będzie mu trudno nas znaleźć. Jasne? Znów wymienili spojrzenia, znów pokiwali głowami. - Jeśli Kar zechce zabrać więźniów, może ich wziąć sobie sam. Jak mógłby was winić, skoro to on się boi tu przyjść? Dla ciemnego Koruna ta logika była bez zarzutu. - Jasne - radośnie odezwał się posiniaczony. - Słusznie. Myśli, że jesteś szczeniakiem w skórze lianokota, on? Niech cię pociągnie za ogon. Szybko się przekonają myślę. I tak Mace Windu wszedł w posiadanie pary koruńskich pasterzy dla swojego stadka Balawai. Potem zapewnił sobie pomoc Nicka podobną techniką. Wkrótce mieli skręcić w bok od kolumny GFW, więc Mace przystanął w zadumie obok trawiaka Nicka. - Nick - zaczął. - Chyba będę potrzebował adiutanta. Młody Korun spojrzał z góry i zmrużył podejrzliwie oczy - Adiutanta? A po co? 157 Matthew Stover - Tak jak radziłeś, kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy się w Pelek Baw. Potrzebuję Punkt Przełomu - Nie można tego traktować lekko. Moc jest świadkiem takich przysiąg. - Pewnie - przełknął ślinę Nick. - Dobrze, jestem gotów. 158 kogoś, kto mnie dopilnuje, doradzi, te rzeczy... - Chcesz rady? Kichaj na tych pieprzonych Balawai i zanieś swój mistrzowski zadek z powrotem do kolumny. Pogódź się z Karem i Depą, zanim zrobią z ciebie zrazy. Jeszcze jakieś rady? Nie pękaj, pytaj. - Właśnie to robię. - Słucham? - Potrzebuję kogoś, kto wie, co i jak się tutaj odbywa. Kogoś, komu mogę zaufać. Nick prychnął, - Pieprzone szczęście. Ja bym tu nikomu nie ufał... - Toteż nie ufam - odparł Mace. - Z wyjątkiem ciebie. - Mnie? - zdziwił się Nick i pokręcił głową. - Naprawdę ci odbiło. Nie słyszałeś? Jestem najmniej godnym zaufania facetem w GFW. Taki słaby tchórz, kapujesz? Bezużyteczny dupek, który nawet nie potrafił cię tu przywieźć z Pelek Baw i nie pokpić sprawy... a teraz znowu pokpiłem, bo powinienem był się wyłgać z tej durnowatej Parady Wolności dla Balawai... - Jesteś jedynym godnym zaufania facetem, jakiego spotkałem w Haruun Kal powiedział Mace stanowczo. - Jedynym człowiekiem, któremu mogę zaufać, że zrobi to, co należy. - Oj, bo przewrócę się ze szczęścia. Patrz, gdzie mnie to zawiodło. - Zawiodło cię do miejsca, gdzie możesz zostać członkiem osobistego sztabu generała Wielkiej Armii Republiki. - Tak? - Nick wyraźnie się ożywił. -- A ile płacą? - Nic - przyznał Mace i Nick posmutniał wyraźnie, ale mistrz Jedi ciągnął: - Ale jeśli kiedy wyjadę z tej planety, sztab zabieram ze sobą. Oczy Nicka jakby trochę pojaśniały. - Może nawet w randze oficerskiej, dajmy na to majora? A kiedy będę na Coruscant, potrzebny mi będzie instruktor sztabowy do szkolenia oficerów w taktyce partyzanckiej. Kilka miesięcy jako konsultant prowadzenia działań wojennych w dżungli i w mieście afiliowany przy Świątyni Jedi. To powinno zrobić z ciebie całkiem niezły kąsek dla dowódców wojsk najemnych. Może nawet dostaniesz własną kompanię? Nie tego byś chciał? A może pomyliłem cię z jakimś innym Korunem, którego najskrytszym marzeniem były podróże po galaktyce w charakterze najemnika? - Założę się o wszystkie słodkie... to znaczy nie, proszę pana, generale. Major Rostu na usługi pana generała. Eee... jest może jakaś przysięga, czy coś takiego? - Właściwie nie przyszło mi to do głowy - przyznał Mace. - Nigdy dotąd nie zaciągałem nikogo do Wielkiej Armii Republiki. - Chyba muszę podnieść rękę, no nie? Mace w zadumie pokiwał głową. - Połóż lewą dłoń na sercu, prawą podnieś i stań na baczność. Nick spełnił polecenie. - To jest... no wiesz, dziwnie się z tym czuję... - Przysięgasz uroczyście służyć Republice myślą, słowem i czynami, bronić jej obywateli, odpierać jej wrogów i strzec jej sprawiedliwości całym swoim sercem, siłą i umysłem? Przysięgasz porzucić wszelkie inne zależności, słuchać zgodnych z prawem rozkazów starszych oficerów, przenosić najwyższe ideały Republiki, a nadto w każdej chwili zachowywać się ku chwale Republiki jak jej oficer, przy świadectwie, wsparciu i w wierze w Moc? Całkiem nieźle to zabrzmiało, pomyślał Mace. Powinienem to chyba zapisać. Nick zamrugał w milczeniu. Miał szklane spojrzenie i oblizywał nerwowo wargi. Mace pochylił się ku niemu. - Nick, powiedz ,,tak". - Eee..