... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— Ponieważ nie jesteś pełnoletnia i ludzie zawsze wyciągają nie- właściwe wnioski. A zwłaszcza ktoś taki jak wielebny Baby Huber. To była główna sprawa, ale były i inne. Zauważyłam, że Millroy jest ogromnie troskliwy i nie chce mnie przestraszyć. Opracował wy- szukany rytuał spania. — Wyjdę na dwór, abyś mogła włożyć pidżamę. To była chłopięca pidżama z rękawami. Wkładałam ją szybko. Na początku czułam się w jego przyczepie naga jak nigdy przedtem. Ale 54 w końcu przestałam myśleć o tym, że podczas swego numeru wybału- szał oczy i mówił: „Mój wzrok przebija ściany". Dawał mi czas na przebranie, a dopiero potem wracał do przycze- py. Zawsze zapowiadał, co będzie robił, aby mnie nie przestraszyć. „Zamykam mocno drzwi" — mówił, gdy był w środku. „Zaciągam zasłony i zapinam «ściany» na moim łóżku-półce". Potem, gdy rozle- gały się dwa uderzenia o podłogę, wyjaśniał: „To moje buty, anioł- ku". Słyszałam jego miarowy oddech, oddech silnego człowieka. „Teraz włażę do łóżka i zamykam się. Zobaczymy się rano, kotku". Wyobrażałam go sobie leżącego na półce, owiniętego kocem jak paczka. W ciemności tej pierwszej nocy, wśród odgłosów świerszczy, wiatru poruszającego sosnami, zawodzenia syreny mgłowej przy wej- ściu do kanału, odchrząknął i zaczął: — I jeszcze z innego powodu... Powrócił do rozmowy prowadzonej wcześniej tego dnia. Zdziwi- łam się. Myślałam, że śpi, ale jego obudzony głos wypełnił pokój. — ...ponieważ wierzę, że ja byłem tobą w poprzednim życiu. W poprzednim życiu? Zmieszałam się. Słuchałam, jak łodzie pły- ną po kanale, i z ich dźwięku próbowałam odgadnąć, czy są duże czy małe, czy to frachtowce, czy też żaglówki. Często zgadywanie, co on ma na myśli, przypominało zadania z algebry. — Jeżeli ty byłeś mną w poprzednim życiu, to kim byłam ja? — Dobre pytanie. Odpowiedź brzmi — ty byłaś mną. — Świetnie — powiedziałam, gdyż nic nie rozumiałam. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Nic nie zmieniało. Może było w tym więcej magii. To, co robił rękami — magiczne manipulowa- nie — często robił ze słowami. A więc to, co mówił — słowa, zna- czenia — rodziły się często z niczego — kolorowe, szokujące, nie- spodziewane, zaskakujące, zabawne, mądre, nawet uspokajające. Mó- wił magicznie. Za pomocą jego słów stałam się chłopcem. — Dlatego nigdy nie mógłbym cię skrzywdzić. — Świetnie. Nawet cieszyłam się, że jestem chłopcem. Gdy byłam Annette w kostiumie z cekinami i w pelerynie, Millroy nie wydawał się nie- bezpieczny, ale trochę podniecony, wydawał z siebie jakieś wibracje 55 i falę ciepła, jak toster, nim grzanka wyskoczy. Poczułam to, gdy wę- drowaliśmy po terenie jarmarku: Floyd i inni ludzie gapili się na mnie. Podobnie było na scenie. Te spojrzenia sprawiały, że stawałam się malutka i bladłam. Ale będąc chłopcem, nie czułam tej fali. Nikt na mnie nie patrzył, ani wielebny Huber, ani jego syn Todd, ani inni ludzie z przyczep, przebywający wśród lasu sosnowego. I Millroy był rozluźniony. Chodziliśmy razem jak ojciec z synem. I to mi odpowia- dało. Jemu też. Nikt go o nic nie podejrzewał. Będąc dziewczyną, czułam, że jest silnym mężczyzną. Ale jako chłopiec, jego rzekomy syn, patrzyłam na niego jak na swojego ojca, nie na tatę, ale na kogoś, kto jest wspaniały, troskliwy, opiekuńczy, jest przyjacielem. On bę- dzie o mnie dbał. Z tatą zawsze czułam, że grozi mi niebezpieczeń- stwo. On też był szczęśliwy i nie miał poczucia winy, że przez niego zniknęłam w indyjskim koszu. A poza tym to zabawne być kimś in- nym. Przeszłość zniknęła. Zaczynałam wszystko od początku i nie byłam sama, chociaż czasami tak się czułam. Millroy oglądał telewizję. Kupił aparat dla mnie, ale on też się in- teresował. Na początku patrzył tylko od czasu do czasu, ale potem bez przerwy, z twarzą przy ekranie. Oglądał „Godzinę władzy", „Święto wiary", „Wiarę w życie", „Dlaczego wierzymy?", „Ręce, które leczą" i audycje z pastorem Walterem Murrayem Clemensem. Uśmiechał się, głaskał wąsy, jakby były jakimś jego zwierzątkiem. Wydawał się zafascynowany, nie zadowolony, lecz. pełen odrazy. — Są okropni, obłudni. Mówią tylko o pieniądzach. To prawda, we wszystkich programach mówili o pieniądzach, aby móc głosić słowo Boże. — Nie wiedziałem, że są tacy żarłoczni, tak chciwi. —Twierdził, że odkąd pracował w cyrku, nie oglądał telewizji. — To jest lepsze niż jakiekolwiek widowisko. Dociera do większej liczby ludzi, jest le- psze technicznie, prostsze, bardziej bezpośrednie, bardziej zabawne i daje więcej informacji. — Ale powiedziałeś, że są okropni. — Mówię o ich potencjale, aniołku. Oglądał również programy poświęcone Biblii. I programy dla dzieci. Przeważnie rano oglądał kreskówki: Flinstone'ów, „Podróż do 56 cukierkowej góry" i Muppety