... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Robisz to tylko dlatego, że nagle wydaje ci się, że jesteś sama i zdecydowałaś się na Palmera jako najprostsze wyjście. - Bamey, on mnie naprawdę kocha. - Wiem o tym, Lauro. Nie kwestionuję tego nawet przez minutę. Zastanawiam się tylko, czy w głębi duszy ty rzeczywiście go kochasz. Rozdział XXI V Moment największego załamania w życiu każdego studenta medycyny przychodzi dopiero na czwartym roku. Kończąc ostatnie wybrane przez siebie praktyki, na chirurgii lub na oddziale wewnętrznym, w zależności od tego, czy ktoś zamierza zostać chirurgiem czy też internistą, spogląda nagle do kalendarza i widzi, że w czerwcu tego roku oficjalnie zostanie mu przyznany dyplom lekarski. W tym też momencie boleśnie zdaje sobie sprawę, że żadną miarą nie dorósł jeszcze do tego, by zostać lekarzem. O cholera! - mówi sobie wówczas w duchu. Ludziom wydaje się, że wiem, co robię. Uważają, że wiem, co im dolega i jak ich leczyć. Jak ja sobie dam z tym wszystkim radę? Teraz, z perspektywy czasu, ta żmudna bieganina po różnych 345 oddziałach wydawała im się utraconym rajem. O ileż łatwiej biegać tam i z powrotem po schodach i przytrzymywać kleszcze, kiedy operuje ktoś inny! W najgorszym wypadku wracało się do domu z obolałymi nogami. Nigdy jednak nie miało się wyrzutów sumienia. Doświadczali w tej pracy wszystkiego - z wyjątkiem odpowiedzialności. Jak dotąd nie wymagano też od nich nieomylności. Niektórzy z przeżywających wątpliwości uważają skrycie, że zawsze będą tylko studentami i nigdy nie posiądą wystarczającej wiedzy. Szczerość ta nie może ich jednak uchronić przed bólem pacjentów. W końcu po dziesięciu czy dwudziestu latach napięcie to staje się dla niektórych za silne i metaforycznie -- a czasem i fizycznie - łamie im serca. I stają się wówczas istotami z gatunku "okaleczonych lekarzy", )j doktorami o zranionych duszach. Innym sposobem na radzenie sobie z tym apokaliptycznym momentem jest swoistego rodzaju zaparcie się. Ludzie ci łudzą się, że złożenie przysięgi Hipokratesa jest równoznaczne z sakramentem chrztu. Wierzą, że wraz z dyplomem spadają na nich nadprzyrodzone łaski - niewidoczne dla nie wtajemniczonych obserwatorów.:'. Rozumują zgodnie z zasadą Kartezjusza: "Myślę, więc jestem". W medycynie jednak formułka ta brzmi nieco inaczej: "Mam dy plom, więc jestem lekarzem". Ci, którym udała się ta samohipnoza, zdobywają przyjaciół, nagrody, awanse, a w odpowiednim czasie! nawet mercedesy SLC. , Nadeszła chwila, w której Bamey musiał dokonać wyboru spe- cjalizacji. Zgodnie ze zwyczajem, jeszcze z czasów dzieciństwa,! przeprowadził ze sobą na ten temat wewnętrzny dialog, Pytanie: - Co ci sprawia największą przyjemność, Livingston?! Odpowiedź: - Uszczęśliwianie innych ludzi. - No cóż, to nie wystarcza, mógłbyś przecież w tym samymi celu przebrać się w domu towarowym za świętego Mikołaja. Czyli, mógłbyś to trochę sprecyzować? - No tak, zastanowiwszy się nad tym głębiej, powiedziałbymij że chciałbym leczyć nieszczęśliwych ludzi i pomóc im dostrzeq radość życia. '; 'y Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym bardziej dochodził diii przekonania, że idealnie nadawał się na psychiatrę. Przede wszystl kim ludzie zwracali się do niego o pomoc już od niepamiętnych czasów. Czyż Laura nie płakała na jego ramieniu? Czyż postępy Marvina Amsterdama na obozie letnim nie sprawiły mu ogromnej satysfakcji? (A gdzie ty teraz jesteś, Marvin? Czy jesteś szczęśliwy?) Stracił już nawet rachubę, ilu kolegów prosiło go o pomoc w chwilach rozpaczy w Szkole Medycznej czy jeszcze wcześniej. No właśnie, jak magnes przyciągam do siebie wszystkich nieszczęśliwych. Jednakże psychiatra musi być przede wszystkim szczery w stosunku do samego siebie. No więc, Livingston, spróbuj przeanalizować swoje własne uczucia. Wiesz już, co chciałbyś robić dla innych, czym jednak miałaby być psychiatria dla ciebie? No przyznaj się, to zawsze jest najtrudniejsze. Ta wewnętrzna równowaga, którą ludzie widzą we mnie, tak naprawdę jest przecież tylko iluzją. Mam takie same słabości jak inni. Potrafię je tylko dobrze ukrywać. Psychiatria pomoże mi przede wszystkim zaleczyć własne rany. No, bo zastanów się, Livingston, masz już prawie dwadzieścia pięć lat i nigdy nie byłeś zaangażowany w kobiecie inaczej jak tylko powierzchownie. Z całą pewnością to nie jest normalne. A poza tym już sam fakt, że chcesz udzielać innym mądrych porad, jest formą samoobrony. Przyznaj, boisz się spojrzeć we własne wnętrze i zobaczyć, co się tam dzieje. No właśnie, wybór specjalizacji jest często odbiciem wewnętrznych potrzeb samego lekarza. Chcę zrozumieć samego siebie. Chcę wiedzieć, dlaczego przyjmuję w stosunku do innych rolę ojca. Czyżby kryło się za tym coś głębszego? Jak na przykład ten prosty fakt, że w rzeczywistości moim największym pragnieniem jest zostać ojcem? Zdecydowawszy się na psychiatrię, Bamey pomyślał, że dobrze byłoby wziąć dodatkowo kurs neurologu, aby lepiej zapoznać się z organicznym funkcjonowaniem mózgu. I w ten sposób zaczął zgłębiać tajniki ludzkiego umysłu. Bennett Landsmann, nie mogąc oderwać oczu od błyszczącego skalpela, zdecydował się na dodatkową praktykę z chirurgii i wypełnił podanie o przyjęcie na staż chirurgiczny w okolicy Bostonu. - Słuchaj, Ben - usiłował mu dyplomatycznie powiedzieć Bamey - nie oszukuj się. Nawet gdyby twoje nazwisko brzmiało Bennett X i gdybyś dzierżył w rękach wszystkie ciemne siły tego świata, to i tak ci to nic nie pomoże. W żadnym z większych bostońskich szpitali jeszcze nigdy nie było czarnego stażysty na chirurgii. - Nigdy jeszcze nie przyjęto tam kobiety, a mimo to Greta Andersen złożyła podanie - odparł na to Bennett. - Słuchaj, przyjacielu, być może jesteś tak przystojny jak Sid-ney Poitier i jesteś tak wielkim sportowcem jak Jackie Robinson, i może nawet jesteś lepszym Żydem od Sammy'ego Davisa - ale dla tych facetów jesteś tylko koniem innej maści. A jeśli chodzi o Gretę, to może wreszcie się nauczy, że nie tak łatwo wśliznąć się w zamknięte męskie towarzystwo. A w każdym razie to jest jej sprawa. Dlaczego nie zmądrzejesz i nie złożysz ze mną podania o staż w Nowym Jorku? - Jestem sentymentalnie związany z Bostonem, Bamey