... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

A ponieważ ja ich też kocham, to nie chcę sprawiać im kłopotów. - Ja muszę mieć dowody - Iwonka była nieprzekonana. Ewa podniosła ze spróchniałej deski kwiat. Był zasuszony. Powąchała go. Pachniał jeszcze. Podsunęła go Iwonie. - Powąchaj - powiedziała. - Nic nie czuję - odparła dziewczynka, pociągając nosem. - Poza tym mam katar. - No widzisz. Nie czujesz, ale to wcale nie znaczy, że on nie pachnie. On pachnie, wystarczy, że mi uwierzysz. - Dziwna jesteś - powiedziała Iwona - To co ja mam teraz zrobić? - Wróć ze mną i z moją mamą do twojego domu - powiedziała Ewa wstając. - A jak koniecznie chcesz dowodów, to najpierw sama im ten dowód daj. - Ja? Niby jak? - zapytała Iwona. — 34 — - Zacznij być grzeczna. Zobaczysz, jak się ucieszą. Oni mogą myśleć tak samo, jak ty. - To znaczy jak? - Że ich nie kochasz, bo robisz wszystko, by byli smutni. - Boję się - powiedziała Iwonka. - Będą wściekli, że uciekłam. - Moja mama też by była wściekła - uśmiechnęła się Ewa. - I uważasz, że to normalne? - zdziwiła się Iwonka. - Pewnie, że to normalne. W końcu z tą ucieczką to był idiotyczny pomysł. Dziewczynki zeszły po drabinie na dół. Mamusia, widząc Iwonkę, bardzo się ucieszyła. - Boję się - szepnęła znów dziewczynka. - Więc pójdziemy do nas i stamtąd zadzwonimy do twoich rodziców. Dobrze? - zapytała. Dziewczynka nie odpowiedziała, tylko skinęła potwierdzająco główką. Wracały wśród mgły, trzymając się za ręce. Szły wolnym krokiem, zamyślone, ale już spokojne. * * * — 36 — W domu mamusia zrobiła gorącej herbaty z cytryną i okryła Iwonkę kocem. Potem zadzwoniła do rodziców dziewczynki. Na szczęście byli już w domu. Zjawili się bardzo szybko. - Moje dziecko! - zawołała od progu mama Iwonki. - Moje dziecko! Tak bardzo się martwiłam, że mogło ci się coś stać! - podeszła do dziewczynki, objęła ją ramionami, przytuliła mocno do siebie, a oczy jej stały się szkliste. Po chwili wszedł tatuś Iwonki. Usiadł nieśmiało na krześle, zgarbił się, a Ewie przypomniał się widok sprzed gabinetu pani dyrektor. Iwonka dostrzegła ojca i ich spojrzenia spotkały się. - Przepraszam, że na ciebie krzyczałem - wyszeptał cicho i zgarbił się jeszcze bardziej, a potem pochylił głowę i utkwił nieruchomo wzrok w koraliku leżącym na dywanie. - Tato - odezwała się Iwonka. - Tato, ty miałeś rację, że na mnie nakrzyczałeś. Bardzo źle się zachowywałam. Obiecuję, że będę grzeczna, że nie będę sprawiać wam więcej kłopotów. — 37 — - Kochamy cię nad życie - powiedziała mama. -Jesteś naszym szczęściem. Pragnęliśmy dziecka z całego serca i gdyby nie ty, nasze marzenie nigdy pewnie by się nie spełniło. - Dopiero będę waszym szczęściem - uśmiechnęła się przez łzy dziewczynka. - Do tej pory nie bardzo mi się udawało. - Kochamy cię tak bardzo - szepnął tato, lekko rozprostowując plecy. - Co mamy zrobić, abyś nam uwierzyła? - Nic - powiedziała Iwonka. - Wierzę wam - a potem wstała, wzięła stojący na stole wazon z kwiatami i podsunęła tacie. - Czujesz, jak pachną? - Tak - odparł tato. - A ty czujesz, mamo? - podeszła z kwiatami do mamy. - Tak - uśmiechnęła się kobieta. - Pięknie pachną. - A ja nie czuję, bo mam katar - odezwała się Iwonka. - Ale wierzę wam, że pachną, i wierzę, że mnie kochacie - odruchowo powąchała kwiaty, odstawiając je razem z wazonem na stół. - Mamo! Tato! - zawołała. - Czuję, jak pachną! Mimo, że mam katar! - roześmiała się radośnie. — 38 — Ewa siedziała wtulona w ciepły sweter swojej mamy i z radością obserwowała tę scenę. - Powinniśmy wracać - powiedział tato. Iwonka skinęła głową. Ubierając się w przedpokoju w niebieską kurtkę, nachyliła się do Ewy i szepnęła jej do ucha: - Dziękuję - a potem spojrzała na swoich rodziców i wesoło powiedziała: - Wracajmy do domu! Koniec — 39 — Czarodziejska podróż fmelia rozejrzała się dookoła. Otaczały •ją ogromne połacie pól i łąk upstrzonych stokrotkami i kaczeńcami. Nie było widać ich końca. - Jak ja się tu znalazłam? - dobiegł ją głos. Odwróciła się w kierunku, skąd dochodził. Zobaczyła dziewczynkę o włosach czarnych jak skrzydło kruka. - Cześć - powiedziała. - Mam na imię Amelia. A ty? - Ja? - zdziwiła się dziewczynka. - Ja mam na imię Anna Maria - odpowiedziała. - Czy wiesz, gdzie my jesteśmy? - Nie - rzekła Amelia. - Właśnie się nad tym zastanawiałam. Myślałam, że to sen, ale — 41 — wygląda na to, że się pomyliłam. Czy możesz mnie uszczypnąć? - podsunęła rękę Annie Marii. - Z przyjemnością - odparła dziewczynka i z całej siły uszczypnęła Amelię. - Ojej! - krzyknęła Amelia. - Oszalałaś?! To boli! - Przecież sama chciałaś, żebym cię uszczypnęła - wzruszyła ramionami Anna Maria. - No tak - zgodziła się Amelia. - Wygląda na to, że nie śnimy, chociaż ostatnie, co pamiętam, to właśnie chwilę, gdy kładłam się do swojego łóżka w domu. - Ja też - powiedziała krótko Anna Maria. - Więc co tu robimy? - zapytała Amelia. - Nie mam zielonego pojęcia. Dziewczynki rozejrzały się jeszcze raz wokół siebie. Zobaczyły tylko bezkresne łąki i pola. - Musimy wrócić jakoś do domu - powiedziała Anna Maria. - Tyle to ja też wiem-posmutniała Amelia. - Tylko w którym kierunku mamy iść? -jej oczy zaszły łzami