... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Całe te przygotowania, jak przypuszczał, były zbędne. Ale nie potrafiłby przekonać o tym swych towarzyszy. Nie wyobrażali sobie, żeby w takiej sytuacji można było wystąpić bez odpowiedniego uzbrojenia. Należało wykonać jeszcze tylko jedno, a mianowicie w magiczny sposób odesłać niepotrzebnego już konia z powrotem do stajni zamku Malencontri. Zrobił i to. - A teraz zamierzam wezwać naszego przewodnika, który, mam nadzieję, zawiedzie nas tam, dokąd się udajemy. - Wybacz, że pytam, panie, ale gdzie to jest? - odezwał się Brian. Użycie takiej formy podkreślało oficjalność, a co za tym idzie powagę jego słów. - Nie mam pojęcia - odpowiedział Jim - ale nasz przewodnik będzie wiedział. Zapewne zna tego krakena i zabierze nas do niego. Pozostało mi teraz zawezwać go. Na imię ma Rrrnlf. Ponownie spróbował gardłowo wymówić pierwsze "R" i udało mu się widać, bo Giles spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale i aprobatą. - Rrrnlf - powtórzył Giles, wymawiając to jeszcze lepiej niż Jim. "Od razu znać jego northumbriańskie pochodzenie" - pomyślał Smoczy Rycerz. Odwrócił się i podszedł do miejsca, w którym fale rozbijały się na kamieniach. Stał przez moment, obserwując je. Jedna z fal zmusiła go nawet, aby cofnął się o kilka kroków, gdyż inaczej miałby nogi mokre aż do kolan. Ciekawe, czy to prawda, że dziewiąta fala sięga w ląd najdalej. Gdzieś o tym czytał. Chyba u Rudyarda Kiplinga. Zwinął dłonie w rękawicach wokół ust i krzyknął naj- głośniej, jak mógł: - Rrrnlf! Powtórzył to imię kilka razy, ale odpowiedział mu tylko szum fal. Wcale go to jednak nie zdziwiło. Rrrnlf mógł znajdować się daleko i nie wiadomo, jakie miał poczucie czasu. Wrócił do Gilesa i Briana. - Wezwałem naszego przewodnika. Nazywają go Diab- łem Morskim. Nie mam jednak pojęcia, czy przybędzie tu za piętnaście minut, czy za piętnaście dni. Jeśli okaże się to kwestią dni, rozbijemy obóz. Kiwnęli głowami. Życie na świeżym powietrzu przez kilka dni nie było dla nich niczym niezwykłym. Zdarzało się to niemal podczas każdej podróży. - Tymczasem - ciągnął Jim - zajmę się magią, która pozwoli nam bezpiecznie zejść z nim pod wodę i spotkać się z krakenem. Jeśli nie macie nic przeciwko tego, oddalę się nieco. - Ależ oczywiście, Jamesie - zgodził się pospiesznie Brian. Giles także energicznie przytaknął. Czuli respekt przed magią i woleli być w bezpiecznej odległości od niej. Jim odszedł na jakieś pięćdziesiąt metrów. Zaczął układać różne magiczne formuły, które należało wypowiedzieć, aby stworzyć pojazd umożliwiający im bezpieczne podróżowanie pod wodą. Giles, który miał w sobie krew silkie, potrafiłby przemie- nić się w fokę i zanurkować na znaczną głębokość, ale Jim podejrzewał, że Granfer będzie znajdować się znacznie głębiej. Jim przypomniał sobie ostatni wiersz zaklęcia, które obmyślał, spacerując po plaży. PRZEZROCZYSTA BAŃKA ZE WSZYSTKIMI KONIECZNYMI UDOGODNIENIAMI O PRZEKROJU CZTERECH METRÓW Natychmiast pojawiło się przed nim coś, co z całą pewnością było bańką. Z trudem tylko, dzięki zniekształ- ceniu przedmiotów znajdujących się za nią, mógł rozróżnić jej kształt. A więc mają już pojazd podwodny. Kontynuował czary, aby upewnić się, czy powietrze w niej zawsze będzie świeże i czy wytrzyma ciśnienie wody na każdej głębokości. Nagły ryk od strony morza zmusił go do spojrzenia w tamtym kierunku. - Witaj! - usłyszał. Gdy podniósł wzrok, ujrzał głowę Rrrnlfa wyłaniającą się spośród fal, zaledwie piętnaście metrów od brzegu. Diabeł Morski brnął w jego kierunku, coraz bardziej wyłaniając się z wody. - Dno błotniste, ale przynajmniej nie strome - zahu- czał. - Nie lubię jednak czuć pod stopami błota! Wyszedł całkiem z wody i zatrzymał się o kilka metrów od Jima. - W czym mogę ci pomóc, mały Magu? - zadudnił głębokim basem. Jim wpatrywał się jednak zafascynowany w dziwnego fasonu buty, przywiązane rzemieniami do masywnych łydek. - Ale twoje stopy nie są ubrudzone błotem! - zdziwił się. - Bo szedłem ponad błotem, nie lubię taplać się w nim - wyjaśnił Rrrnlf. - Nie cierpię błota. Tak samo jak mułu. - Ale... Jim popatrzył na jego potężną, dziewięciometrową postać