... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Zrobiłaś to, co musiałaś, Saro, a nie to, co chciałaś. Nie mogłaś postąpić inaczej. Zrozumienie zabrało mi trochę czasu, ale w końcu do tego doszedłem. Bóg świadkiem, że dość rozmyślałem. – I ja też myślałam... o tobie. Uśmiechnęli się do siebie, rozluźnieni, swobodniejsi; bariery znikły, lata przestały się liczyć. – Jak dobrze znów cię widzieć – powiedziała miękko. – Och, gdybyś tylko wiedział... – Wiem. – Tak, jestem pewna, że wiesz. Rozejrzała się, i pociągnęła go w stronę pawilonu. Usiadła na schodku i skłoniła, by usiadł obok. Odwróciła się tak, żeby móc go widzieć. Słońce oblewało ją blaskiem, rysując jej sylwetkę na tle światła. – Czas był dla ciebie łaskawy, Saro – powiedział Ed z nutą podziwu w głosie. – Nawet cienie musnął. A jak wyglądało twoje życie? Wzruszyła ramionami, jakby chciała strząsnąć z nich te dwadzieścia lat. Jej ton był lekki, naturalny. – Trochę dobrze, trochę źle; zwyczajnie. A co z tobą? – Jak sama powiedziałaś, przeżyłem – mówił poważnie, ale orzechowe oczy uśmiechały się do niej. – Prawie mnie wykończyłaś. Wiesz, nigdy nie sądziłem, że naprawdę to zrobisz. Zawsze wiedziałem, że stać cię na to, ale nie przypuszczałem, że do tego dojdzie... – Teraz on z kolei wzruszył ramionami. – Potrzebowałem trochę czasu, żeby się z tym uporać. Przede wszystkim musiałem dorosnąć. Patrzyła na niego z mimowolną aprobatą, uśmiech krył w sobie tęsknotę. – Dorosłeś po prostu wspaniale – powiedziała cicho. – Na początku było inaczej. Kiedy mnie zostawiłaś, czułem się zdruzgotany. Przeżyłem piekło próbując się pozbierać. Czułem, że... do niczego sienie nadaję. Musiałem dorosnąć i dojrzeć. Przekonałem się boleśnie na własnej skórze, że kiedy wszystko przychodzi zawsze łatwo, tym ciężej przeżywa się porażkę. Nigdy nie miałem problemów z kobietami; przestałem je traktować z nabożnym podziwem w wieku czternastu lat. Ty odegrałaś się za nie z nawiązką. Posunąłem się do tego, że poślubiłem kobietę, która w moim pojęciu była do ciebie podobna. Oczywiście w niczym cię nie przypominała, w dodatku miała mi za złe ciągłe porównania. Chciała być kochana dla siebie samej. Nie potrafiłem jej tego dać, więc porzuciła mnie dla kogoś, kto potrafił. Spędziłem lata szukając kogoś takiego jak ty, Saro. I dopiero kiedy zdałem sobie ostatecznie sprawę, że nikt taki nie istnieje – że jesteś jedyna, niepowtarzalna i nieosiągalna, więc nie ma co się oszukiwać i lepiej zaakceptować ten fakt – dopiero wtedy poczułem, że potrafię tu wrócić. Chciałem się przekonać, czy zdołam... pozbyć się obsesji na twój temat. Myślałem sobie: przecież to dawne czasy, dawne miejsca, dawne twarze... Ktoś powiedział mi dzisiejszego popołudnia, że czas wszystkich nas zmienia. Nie przeszło mi ani na chwilę przez myśl, że ty pozostaniesz nie zmieniona. Nie spuszczała oczu z jego twarzy przez cały czas, kiedy mówił. Słuchała z niesłabnącą uwagą, tylko ręce zaciskały się na jego dłoniach. Uśmiechnął się do niej. – Jeśli nie pozostało ci nic prócz wspomnień, sięganie w głąb pamięci jest najsmutniejszą rzeczą pod słońcem – powiedział. – Kiedy walczyłem w Korei, nasza baza znajdowała się nad rzeką, a mój namiot stał na brzegu, powyżej tamy. Nieraz leżałem w łóżku słuchając, jak deszcz siecze powierzchnię wody i myślałem o nas, o tym miejscu nad jeziorem. Zastanawiałem się, jak ono teraz wygląda. Potrafiłem wstać i napisać do ciebie długi list, mówiąc ci, co czuję, a kiedy rano deszcz ustawał i wychodziło słońce, darłem mój list i wrzucałem strzępy do rzeki. – Uśmiechnął się smutno. – Były chwile, kiedy myślałem, że zdołałem cię z siebie wyrzucić, że wszystko skończone i jestem wolnym człowiekiem. Ale wystarczyło, żebym zobaczył kobietę podobną do ciebie, a natychmiast wracałem na starą ścieżkę. Nie mam pojęcia, dlaczego to musiałaś być akurat ty i skąd ta niemożność uwolnienia się od ciebie. Może dlatego, że z tobą wszystko stawało się o tyle głębsze, o tyle bardziej satysfakcjonujące, takie... takie świadome, w stopniu, jakiego nigdy przedtem nie doświadczyłem. Popatrzył w przejrzyste oczy, lśniące od niewypłakanych łez. – Nie przyszedłem tu po to, Saro, żeby brutalnie wtargnąć w twoje życie