... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— To nieważne, Wasza Miłość. Na pierwszy rzut oka mój projekt może ci się wydać dziwny, bezsensowny, a nawet nie do zrealizowania. Obawiam się tego i z góry cię uprzedzam. W istocie jednak jest jedynie trudny i niebezpieczny. — Ależ to jeszcze bardziej nęcące! — A więc zakładamy, że przede wszystkim nie przestraszysz się, Wasza Wysokość. Powtarzam, że przedsięwzięcie jest wielce ryzykowne. Ale w moim posiadaniu są środki zapewniające powodzenie, a kiedy ci je przedstawię dokładnie, sam to przyznasz. — Jeśli tak jest, powiedz wreszcie, Gabrielu. Kto przychodzi nam przeszkadzać? — dodał ze zniecierpliwieniem. — Czy to ty pukasz, Thibault? — Tak, Wasza Wysokość — rzekł wchodząc pokojowiec. — Wasza Wysokość kazał mi przypomnieć, kiedy nadejdzie godzina rady. Właśnie bije druga. Pan de Saint–Remy i inni panowie za chwilę nadejdą po Waszą Wysokość. — Słusznie, słusznie — odpowiedział diuk de Guise — za chwilę odbędzie się narada i to bardzo ważna. Muszę być na niej obecny. W porządku, Thibault, zostaw nas samych. Wprowadzisz panów, kiedy nadejdą. Widzisz, Gabrielu, że obowiązek wzywa mnie do króla. Ale w oczekiwaniu, aż wieczorem rozwiniesz przede mną swoje plany, wielkie na twoją miarę, krótko zaspokój moją ciekawość i niecierpliwość, błagam cię. Powiedz krótko w dwóch słowach, co zamierzasz uczynić. — W dwóch słowach, Wasza Wysokość: zdobyć Calais — rzekł spokojnie Gabriel. — Zdobyć Calais! — wykrzyknął diuk de Guise cofając się ze zdziwienia. — Zapomniałeś, Wasza Wysokość, że obiecałeś mi nie przerażać się pod pierwszym wrażeniem — zwrócił uwagę Gabriel zachowując zimną krew. — Tak, ale czy rozważyłeś to dobrze? Zdobyć Calais strzeżone przez znakomity garnizon, przez mury obronne nie do pokonania, przez morze! Calais pozostaje w mocy Anglii od przeszło dwóch wieków! Calais jest strzeżone jak klucz do Francji, dzierżą je mocno. Lubię śmiałość. Ale czy to nie zuchwałość? — Tak, Wasza Wysokość. Właśnie dlatego, że przedsięwzięcie jest zuchwałe, dlatego, że trudno o nim pomyśleć lub je podejrzewać, dlatego właśnie ma najlepsze szanse powodzenia. — W samej rzeczy, to możliwe — odpowiedział zamyślony diuk. — Kiedy usłyszysz szczegóły, powiesz mi, że to pewne. Z góry należy przyjąć sposób postępowania: zachować absolutną tajemnicę, wprowadzić w błąd nieprzyjaciela przez jakiś fałszywy manewr i przybyć niespodzianie pod miasto. W ciągu dwóch tygodni Calais będzie nasze! — Takie ogólnikowe wskazówki mi nie wystarczą — odrzekł z żywością diuk de Guise. — Czy masz plan działania, Gabrielu? — Taki Wasza Wysokość, jest prosty i pewny… Gabriel nie zdążył dokończyć. W owej chwili otwarto drzwi. Wszedł hrabia de Saint–Remy, a za nim panowie oddani Domowi Lotaryńskiemu. — Jego królewska mość oczekuje na naradzie przybycia generalnego namiestnika królestwa — rzekł Saint–Remy. — Jestem do waszych usług, panowie — powitał przybyłych diuk de Guise. Potem szybko podszedł do Gabriela i rzekł po cichu: — Muszę cię opuścić, jak widzisz, przyjacielu. Ale niesłychany i wspaniały pomysł, jaki mi poddałeś, nie rozstanie się ze mną podczas dnia, ręczę ci. Jeśli naprawdę wierzysz, że taki cud jest możliwy do realizacji, czuję się zaszczycony, że zdołam go pojąć. Czy możesz przyjść do mnie dzisiaj wieczorem o ósmej? Będziemy mieli przed sobą całą noc i nikt nam nie przeszkodzi. — Będę punktualnie o ósmej — odpowiedział Gabriel — i dobrze wypełnię czas do tej pory. — Muszę zwrócić uwagę Waszej Wysokości, że już jest po drugiej — rzekł hrabia de Saint– Remy. — Już idę, już idę — odpowiedział diuk. Uczynił kilka kroków ku wyjściu, potem obrócił się w stronę Gabriela, popatrzył na niego, podszedł bliżej jeszcze raz i jakby chcąc się upewnić, czy dobrze słyszał, powtórzył cicho tonem zapytania: — Zdobyć Calais? Gabriel pochylił potakująco głowę i odpowiedział z łagodnym i spokojnym uśmiechem. — Zdobyć Calais. Diuk de Guise wyszedł, a wicehrabia d’Exmes w ślad za nim i opuścił Luwr. L. ROZMAITE TYPY WOJAKÓW Alojza z niepokojem oczekiwała powrotu. Gabriela przy oknie na dole rezydencji. Gdy go wreszcie dostrzegła, wzniosła ku niebu oczy pełen łez, łez szczęścia i wdzięczności tym razem. Następnie pobiegła sama otworzyć drzwi ukochanemu panu. — Dzięki Bogu! Widzę cię znowu, Wasza Miłość. Wracasz z Luwru? Widziałeś króla? — Widziałem go. — No i co? — Należy jeszcze poczekać, zacna moja opiekunko. — Dalej czekać! — Alojza złożyła ręce