... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Mama tak mówi, ale naprawdę to przepada za tym gałganem. Niech tylko zapuka w szybę, mama zaraz otwiera i daje mu smakołyki. - Co też ty opowiadasz! Tereska objęła matkę wpół. - Powiedzieć ci coś, mamusiu? - Ciekawam co? - Widziałam wczoraj tego utracjusza, jak siedział na twoim własnym ramieniu i gruchał. A ty karmiłaś go grochem. Matka dała Teresce klapsa. - Sowie oczko - powiedziała. - Sowie oczko. Zupełnie jak jej ojciec. Uważaj, Tomku! - Będę uważał - zapewnił Tomek gorliwie. - I dziękuję pani. - Za co? - Za wszystko. Bo ja już będę musiał iść do domu. - 'Zostań jeszcze trochę... - zaczęła Tereska, lecz przerwał jej nagle ostry dźwięk trąbki, najpierw pojedynczy, potem podwójny i potrójny, potem znów jeden długi- -, nie kończący się. - Kto to? -krzyknęła Tereska biegnąc do drzwi, Tata! - Ładna historia - załamała ręce jej matka. Teraz już nie będzie ani chwili spokoju. I do tego zupa niegotowa! Otworzyła drzwiczki kuchennego pieca, zaczęła rozdmuchiwać żar, przesuwać garnki na płycie. Tymczasem do mieszkania wkroczył wysoki, szczupły mężczyzna, z Tereską uwieszoną u ramienia. Dął co sił w miedzianą trąbkę. - Czyś ty zwariował, człowieku? - usiłowała go przekrzyczeć żona. - Przestań, słyszysz? Przestań, mówię. Miejże wzgląd na tego chłopca. Ojciec Tereski dopiero teraz spostrzegł Tomka. Wytrzeszczył oczy, nadął jeszcze mocniej policzki, wydobył z trąbki jeszcze jeden przeraźliwy ton i urwał. - Z fantazją zakończyłem koncert, prawda, Teresko? Masz utalentowanego ojca. Witaj, kawalerze! Wyciągnął rękę do Tomka. - Franciszek Stolarek jestem. A żeby nazwisko zgadzało się z zawodem, stolarz, do usług. Kawaler się dziwi? Pewnie myślał, że ma przed sobą trębacza z orkiestry straży pożarnej w Pomiechówku? Otóż nic podobnego, bo ja trąbię tylko dla przyjemności i tylko po pracy. - Uspokój się. Franek. Dziecko pomyśli Bóg wie co. Skądżeś wziął tę trąbkę? Franciszek Stolarek spojrzał z lubością na miedziany przedmiot. Pogłaskał go, jakby głaskał kota. - Od mojego sapera. Wszystko, co dobre, od niego pochodzi. Trąbka też! Ale to już koniec. - Co się stało? - przeraziła się .matka. - Nie daj Boże coś z miną?..: - Tatusiu! - krzyknęła Tereską. Ojciec spojrzał zdumiony na matkę i na córkę. - Co wy!... - ofuknął. - Gdyby Wani się coś stało, czyż ja bym sobie tak trąbił, jak gdyby nigdy nic? - No, więc dlaczego mówisz o jakimś końcu? Tato, tak powiedziałeś! - Powiedziałem. I wcale się nie wypieram. Po prostu Wania wraca do domu. - Do domu? To dobrze. Urodził mu się przecież synek - ucieszyła się Tereską. - Dlaczegoś od razu tak nie mówił? - napadła Stolarkowa męża. - Narobiłyście obie z Tereską tyle wrzawy, że nawet nie było kiedy. Wąska odjeżdża dziś wieczorem. Odprowadzimy go z orkiestrą. Matka Tereski pokiwała głową; - Rozumiem. Będziesz trąbił jak wariat; - To się samo przez się rozumie - przytaknął z całą powagą Franciszek Stolarek. - Po to właśnie wziąłem trąbkę. Tereską może iść z patelnią, a ty, Stefciu, jakbyś chciała uczcić odjazd przyjaciela, mogłabyś zabrać moździerz i tłuczek. Tomek parsknął śmiechem. Stolarek przypomniał sobie o nim. - Wytrzaśnij, chłopcze, coś dla siebie i chodź z nami - zaproponował. - Mógłbyś? - spytała Tereską; Matka podrzuciła ramionami. - Ten stary fijoł tylko czyha, żeby wciągnąć ludzi w swoje szaleństwa. - Chodź z nami, Tomku, zobaczysz, będzie wesoło namawiała Tereską; - Pójdę - zapewnił Tomek. - Już go mają! - burknęła Stolarkowa takim tonem, jak ksiądz kończący modły nad nieboszczykiem. Stolarek tymczasem najspokojniej polerował trąbkę rękawem granatowego kombinezonu. - Wiesz, chłopcze - powiedział - dlaczego ta ko. bieta tak się na nas źli? Bo ma nieczyste sumienie i chce od siebie odwrócić uwagę. - Ja? Nieczyste sumienie? A cóż ja takiego zrobiłam? - matka Tereski skoczyła na środek izby. - O to chodzi, że nic nie zrobiłaś. Nie ugotowałaś na czas zupy ani dla męża, który wraca uznojony odgruzowywaniem Warszawy, ani dla jedynej córki, niby to bardzo kochanej, ani dla gościa, który z głodu nie może dobyć głosu. - A niechże cię! - zawołała Stolarkowa; - Rzeczywiście, Tomek może być głodny. - Ależ nic podobnego, proszę pani. Ja muszę już iść. Na mnie ktoś czeka z obiadem, - Kto? - spytała Tereska. - Kobieta, u której mieszkam. Będzie niezadowolona, że się spóźniam. - Kiedy tak, to idź - rozstrzygnął sprawę Stolarek. - A przyjdź o godzinie... O której, tatusiu? Stolarek przerwał czyszczenie trąbki,: - O siódmej. Punktualnie. Tomek skierował się do drzwi. - Do widzenia - powiedział od progu; - Cześć! - uśmiechnął się ojciec Tereski, a matka przyjaźnie machnęła łyżką. Tereska wybiegła za Tomkiem na podest