... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Przemówienie było nieco chaotyczne, ale treść - dobitna. Patriotyczna pasja to uczucie pospolite u kurtyzan i kobiet lekkich obyczajów, zwłaszcza pod koniec biesiady. Wszystkie obecne niewiasty hucznie przyklasnęły owej Tais stojącej niby Erynia z rozwichrzonym włosem i piersią wstrząsaną gniewem. - Królu - krzyczały, obracając się do Aleksandra - pozwól nam pomścić Grecję, pozwól podpalić pałac Persów. Aleksander powstał i ze śmiechem im odpowiedział, że da im to zadośćuczynienie. - Podać mi pochodnie! - zawołał. Wtedy wszyscy rzucili się do pochodni. Kobiety walczyły o płomień lub wyrywały obecnym na uczcie muzykantom flety, cymbały i bębny. Pijani wodzowie, półobnażone kurtyzany z wrzaskiem i śpiewem potrząsając pochodniami, bijąc w miedź podążali za młodym królem w wieńcu kwiatów, nagle przeistoczonym w podpalacza. Tais pierwszej przypadł osobliwy zaszczyt podłożenia ognia pod obicia; później przechodząc z sali do sali wszyscy skwapliwie siali zniszczenie. Płomienie zajęły cenne boazerie, cedrowe belki i wkrótce trysnęły przez okna, rozświetlając noc olbrzymią łuną. Nadbiegli wartownicy, by gasić pożar, ale zobaczywszy, że jest on dziełem samego króla, jego wodzów oraz ich pięknych nałożnic, wzięli udział w zabawie, odstawili wiadra z wodą i poszli podpalać niezliczone budynki tworzące pałacowy zespół. Szał ogarnął całe miasto. Persepolis, już wypatroszone grabieżą, skonało w potwornym ognisku. Gdy nazajutrz, około południa, Aleksander przebudził się w namiocie rozbitym dlań w ogrodach, spojrzał na miasto i go nie poznał. Zawaliły się dachy, a także mury wzniesione z lekkiego budulca. Stały tylko w nie kończącym się szeregu wysokie, kamieńne odrzwia patrzące w nicość. Gryzący swąd dymu przesycał powietrze. Aleksander nic nie pamiętał. Trzeba mu było opowiedzieć o tym, co w nocy się działo. - Czyżem ja to uczynił? - zapytał. I pozostał w nim jedynie pośpiech: wyruszyć w pochód i dopaść Dariusza. Rozdział II Nienawiść Nienawiść wspiera duszę i syci myśl na podobieństwo miłości. Każda walka wzmacnia tę więź. O ile ktoś dostatecznie nienawidzi jak ów, który stracił żonę lub kochankę. Rozdział III W pogoni za Dariuszem Ekbatana jest równie odległa od Persepolis, jak Persepolis od Babilonu. Trasę tę Aleksander pokonał w ciągu jednego miesiąca. Było to pod koniec wiosny. Lecz gdy przybył do czwartej stolicy Dariusza, już go tam nie zastał. Król Persów nie zdoławszy zgromadzić armii dostatecznie licznej, by wydać regularną bitwę, wycofał się ku odległym ziemiom swego kuzyna Bessosa, satrapy Baktrii. Osobliwą analogią losów, podczas gdy Aleksander miał w swej władzy matkę Dariusza i darzył ją synowskimi względami, Dariuszowi towarzyszył w odwrocie jeden z ostatnich wiernych mu książąt - Artabazos, ojciec Barsiny, teść Aleksandra. W Ekbatanie, uległej i bezużytecznej, Aleksander zabawił kilka dni, jakby zbity z tropu. Tam oto doszła go wieść o zwycięstwie w Grecji Antypatra, który rozgromił Spartan. Lecz myśl Aleksandra błądziła gdzie indziej, nie doświadczył żadnej radości. - Wojna myszy - rzekł tylko. Dariusz stanowił jego jedyną troskę. Wojsko było znużone, a rozczarowanie żołnierzy było nie mniejsze niż ich wodza. Wyznaczono im Ekbatanę jako cel ostateczny; wielka bitwa jak pod Issos czy Gaugamelą wzbudziłaby mniejszy niepokój niż nieznane drogi, na które - wedle swych przewidywań - zostaną znów rzuceni. Aleksander postanowił zwolnić Tesalczyków, najdotkliwiej odczuwających nostalgię za ojczyzną, a także większość greckiej konnicy. Polecił im wypłacić, prócz należnego żołdu, dwa tysiące talentów, aby odjechali do Hellady, korzystali z tych bogactw i opowiadali o swych walecznych czynach. Innym oddziałom przyobiecał, że i one z kolei odjadą. Ale sam dokąd miał ruszyć? Wydawał się wahać. Często mówił o powrocie do Macedonii, jak mówi wzbogacony człowiek o powrocie do rodzinnej lepianki. Cała ta Grecja była dlań teraz za mała, zasłużyła się w jego oczach tym jedynie, iż wyżywiła w dzieciństwie półboga i dostarczyła mu żołnierza do odnoszenia zwycięstw. Ujrzeć ją, stanowiło jeden z tych snów, jaki wystarczy prześnić, który się pieści w myślach i nigdy nie urzeczywistnia. Persepolis było spalone, Suzy Aleksander nie lubił. Ale posiadał Babilon i Memfis, stolicę Amona, a przede wszystkim Aleksandrię egipską, swą imienniczkę, już się zaludniającą, a w niej królewski pałac już prawie na ukończeniu. - Tam pojadę... gdy schwytam Dariusza - mawiał - bo dopóki nie straci korony, dopóty moje dzieło nie jest zakończone. Umieścił skarbiec w warownej Ekbatanie, pieczę nad nim powierzył swemu przyjacielowi Harpalowi i oddał mu w zarząd medyjską satrapię, dwakroć bardziej rozległą niż Grecja i Macedonia razem wzięte. Podzielił wojska na trzy części; jedną pozostawił w Ekbatanie. Parmenion miał wieść większą część armii spokojną drogą na wschód. Aleksander z lotną kolumną poszedł przodem. Jego niepewność trwała nie dłużej niż tydzień. W Medii w ciągu letnich miesięcy panuje skwar nie do zniesienia. Tylko nocą można jechać przez kraj na pół bezludny, który słońce przeistacza w palenisko. Zbiegowie i maruderzy z perskich oddziałów poddawali się bez oporu, wyczerpani, z błędnym wzrokiem, podobni do zgonionej zwierzyny. Armia Dariusza strzępiła się niby zniszczona tkanina i pozostawiała swe skrawki w górach, na ścieżkach, opustoszałych płaskowyżach. Lecz wszyscy jeńcy twierdzili, że sam Dariusz zbyt się posunął, aby go dogonić, a kolumna Aleksandra również traciła dech, dyszała w ciągu tych nocnych marszy i dusznych dni. Pięciodniowy postój nastąpił w Ragai. Aleksander wahał się, czy niezwłocznie ma wtargnąć w wąwozy Bram Kaspijskich, gdy doszła doń oszałamiająca wieść: Dariusz już nie jest królem